czwartek, 21 września 2023

Piotr Orzechowski & Kuba Więcek – Themes Of Dracula (2022)

Piotr Orzechowski & Kuba Więcek 

Piotr Orzechowski - fortepian
Kuba Więcek - saksofon 

"Themes Of Dracula" (2022) 

Wydawnictwo: PWM

Autor tekstu: Maciej Nowotny



Od ponad dwudziestu lat żegluję jachtem i z moich oberwacji wynika, że ludzi można podzielić na dwie grupy. Pierwsi lubią zawijać do portu i najlepiej czują się pozostając w nim, szczególnie jeśli jest pięknie położony, pełen sklepów, kawiarni i tawern. Drudzy zaś wolą z portu wypływać i najlepiej się czują, gdy tracą go z oczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby Piotr Orzechowski i Kuba Więcek należeli do tej drugiej grupy, przynajmniej w sensie artystycznym. 

Weźmy ich biografie. Orzechowski nazwał się Pianohooliganem. Może dlatego, że lubi faulować, szczególnie na boiskach, po których biegają fani jazzowej ortodoksji i muzyki klasycznej. Przy czym ma umiejętność, którą w piłce nożnej posiedli gracze tej klasy co Sergio Ramos czy Luis Suarez, tzn. potrafi faulować inteligentnie. Dzięki temu, mówiąc językiem Michela Houllebecqa, "poszerza pole walki". czyli sprawia, że muzyka dobrze nam znana, którą odbieramy już rutynowo, przez to nie dostarczająca nam silnych emocji, nagle staje się czyś zupełnie świeżym, nieznanym, intrygującym. To szukanie w muzyce doświadczeń liminalnych, przejścia granicy między dwoma światami czy stanami umysłu, jak między snem a jawą, byciem chłopcem i mężczyzną, życiem i stanem po nim. Jak to działa w muzyce? Posłuchajcie takich jego płyt jak "Waterfall" z braćmi Olesiami, gdzie powykręcali muzykę Zawinula albo projektów z Pendereckim i Krauzem. To nagrania wybitne, szkoda że znane nielicznym. 

Co do Więcka to talenty tej miary w każdej generacji zdarzają się może jeden, czasami dwa, a najwyżej trzy razy. W poprzednim pokoleniu to był np. Marcin Masecki, który w wieku 16 lat nagrał płytę z Andrzejem Jagodzińskim. Dodałbym tu może Dominika Wanię i jeszcze jedna osobę, ale to temat na inny tekst. Przy czym nie chodzi mi tyle o zręczność techniczną, ale fakt, że ma się coś oryginalnego do powiedzenia. To odróżnia artystę od rzemieślnika. Orzechowski lubi inteligentnie faulować, dzięki czemu gra staje się ciekawsza, a Więcek? Ma to czego Pianohooliganowi brakuje i co sprawia że chociaż Orzechowski nagrywa rzeczy arcyciekawe, pozostaje idolem koneserów. Co to jest? Muzykalność. Jeśli kiedyś szliście na spacer i zewsząd słyszeliście melodie, w kroplach deszczu  zsuwających się z liści, w szumie drzew, gwarze głosów, dźwięku przejedżdzających samochodów, biciu serca, w oddechu, zatem rozumiecie dobrze o jakim darze mówię. 

Kto zadzownił do kogo? Orzechowski do Więcka, czy Więcek do Orzechowskiego? To pewno ważne, ale istotniejsze jest, że pewnego dnia Coppola zadzwonił do Kilara, składając mu, jak to określił polski kompozytor, "propozycję nie do odrzucenia". A "twórcy Ojca Chrzestnego się nie odmawia" - skomentował to w swoich wspomnianiach i tak powstała muzyka do filmu "Dracula". Czas obszedł się dość szorstko z tym filmem, który mimo świetnej obsady drażni manieryzmem, miałkością ideowego przekazu i wzbudzającym rozbawienie klimatem soft porno a la "Emanuelle". Ale przecież tak bywało dość często z najlepszą muzyką filmową, że towarzyszyła filmom przeciętnym: wystarczy wspomnieć "Windą na szafot" z Milesem Davisem.

Fast forward z roku 1992 do 2022 do Krakowa: Kuba i Piotr spotykaja się w mieszkaniu Orzechowskiego w Krakowie i zaczynają sobie razem grać. Jak mówi Orzechowski w ciekawym wywiadzie przeprowadzonym przez Jana Błaszczaka dla Culture.pl: "Graliśmy "Wariacje" op. 4 Góreckiego, nasze "Kaprysy i Bagatele", program z muzyką Komedy, standardy jazzowe z filmów i musicali. Ale zdecydowaliśmy się wydać "Themes of Dracula", bo chyba najlepiej oddaje charakter duetu". Uff, jak blisko było kolejnego Komedy, ale na szczęście, zarówno dla nas czytelników jak i muzyków w opiece miały ich opiekuńcze jazzowe anioły. Ale nie tylko my mieliśmy szczeście, bo szczęście miał też Kilar. Bo chociaż powiada się, że naśladownictwo to najszczersza forma pochlebstwa, to w jazzie nie chodzi o pochlebstwo, lecz o miłość. A ta - jak kiedyś mądrze śpiewał Sting - niemożliwa jest bez wolności.

Dlatego wysłuchajcie z zachwytem muzyki Kilara, a potem Orzechowskiego z Więckiem nie oczekując niczego podobnego do tego pierwszego. Będzie to trochę jakby wizyta w starym domu, który w czasach Waszego dzieciństwa był malowniczo zrujnowany i zamieszkiwały go różne duchy, którym dziecięce serce i lęki dodawały realności: duchy, wróżki, strzygi i oczywiście - jakżeby inaczej - wampiry. Dzisiaj ten dom został wyremontowany, urządzono w nim eleganckie biura, wytworne apartamenty i urocze kawiarenki, ale ściany, podłogi, strychy i piwnice ciągle kryją jakieś nierozwiązane i bardzo mroczne tajemnice. Tak, Orzechowskiemu i Więckowi udał się trybut niemalże doskonały: nie kopiując, nie naśladując, nie powielając, zdołali uchwycić to, co najważniejsze. Nieznośną lekkość arcydzieła. Powiew prawdziwej transcendencji. Który sprawia że lekkie jak muśnięcie wiatrem ukąszenie zostawia wieczny głód. A także ślad w postaci dwóch kropek, którym towarzyszą strużki krwi, podobne nieco do ćwiernut. 

 


wtorek, 19 września 2023

18. Festiwal Muzyki Improwizowanej „Ad Libitum”, 19.09 - 24.10.2023

Tegoroczne koncerty Ad Libitum są możliwe wyłącznie dzięki wsparciu ze strony organizacji partnerskich STOART, ZAiKS, a także dzięki wyjątkowym gestom solidarności zaprzyjaźnionych organizacji pozarządowych i społecznych instytucji kultury - Hashtag Lab, Jasna 10, a przede wszystkim Warszawskiej Jesieni! Wspierają nas Jazzarium.pl i Ruch Muzyczny. Pojawimy się w tym roku w kilku przestrzeniach koncertowych Warszawy. Pozostańcie z nami! Potrzebujemy Was bardziej niż kiedykolwiek! W tym roku proponujemy dialog na gruncie improwizacji między muzyką współczesną a dawną, między przeszłością i przyszłością, nowymi technologiami, wykonawstwem historycznym i dawnymi instrumentami - to pozornie tylko odległe dziedziny. Przybliżają je twórcy instrumentów wzorowanych na dawnych lub rekonstruowanych wg dawnych traktatów (Ryszard Lubieniecki), łączący muzykę dawną z futurystycznymi wynalazkami (Maja Miro). Ważnym wątkiem jest to autonomia obiektów - instrumentów stających się aktorami improwizacji, uczestniczących w koncertach robotycznych rzeźb dźwiękowych Eirika Brandala, całych środowisk dźwiękowych - fortepian preparowany Kai Draksler. W roli gwiazd - Steve Beresford, jeden z najaktywniejszych i wszechstronnych muzyków brytyjskiej sceny improwizacji i eksperymentu oraz goszczący już na festiwalu Ad Libitum kontrabasista John Edwards, a wraz z nimi - po raz pierwszy w Polsce! - Mandhira de Saram, arcyciekawa skrzypaczka, która współtworzyła Ligeti Quartet, a od kilku lat poświęca się także sztuce improwizacji. To już we wrześniu, dzięki gościnności Warszawskiej Jesieni! W październiku w Świetlicy Krytyki Politycznej wystąpi Maja Miro, a w Hashtag Lab Piotr Zabrodzki solo i w duecie z zaproszoną przez Hashtag Jihye Kim.

wtorek, 19.09, g. 19.30 
Studio Koncertowe PR im. W. Lutosławskiego, ul. Modzelewskiego 59 
Ad Libitum na Warszawskiej Jesieni 
Eirik Brandal - robotyczne rzeźby dźwiękowe 
Ryszard Lubieniecki - portatyw 
Maja Miro - flety barokowe, the perfect kisser 
______________________________ 

Czajka i Puchacz, czyli: 
Kaja Draksler - fortepian preparowany i Szymon „Pimpon” Gąsiorek - perkusja, obiekty
______________________________ 

Mandhira de Saram - skrzypce J
ohn Edwards - kontrabas 
Steve Beresford - fortepian 

niedziela, 8.10 g. 19.00 
Warszawska Świetlica Krytyki Politycznej, ul. Jasna 10 
Ad Libitum w cyklu „Wolne niedziele” 

Maja Miro - flety barokowe / improwizacja solowa 

wtorek, 24.10 g. 19.00 
Przestrzeń Muzyki Współczesnej Hashtag Lab, ul. Barska 29 
Ad Libitum w Hashtag Lab 

Jihye Kim - instrumenty perkusyjne / improwizacja solowa
______________________________ 

Piotr Zabrodzki - instrumenty klawiszowe, gitara basowa / improwizacja solowa ______________________________ J

Jihye Kim i Piotr Zabrodzki - wspólna improwizacja

(informacja prasowa)

poniedziałek, 18 września 2023

Blackbird - "BlackBird" (2015)

BlackBird 

Michał Walczak – gitara elektryczna
Michał Rorat – fortepian
Paweł Surman – trąbka
Bartek Bednarek – gitara basowa
Frank Parker – perkusja
gość specjalny: Bernard Maseli – marimba i malletKAT

"BlackBird" (2015)

Wytwórnia: Multikulti

Autor tekstu: Marcin Kaleta

Formacje jazzowe występują najczęściej pod nazwiskiem lidera. Ewentualnie jako jego projekty, stąd np. Miles Davis Quintet i tym podobne. Sporadycznie nazwa pochodzi od miasta, które reprezentują lub w którym spotykają się muzycy, dajmy na to The Art Ensemble of Chicago, New York Jazz Collective czy Los Angeles Jazz Quartet (współtworzony, co istotne, przez Darka Oleszkiewicza). Inwencja w tym zakresie nie jest wskazana, o czym przekonali się członkowie Simple Acoustic Trio, od momentu zawarcia kontraktu z ECM identyfikowani po prostu jako Marcin Wasilewski Trio.

Mimo wszystko nie miałbym problemu z wymienieniem kilku polskich zespołów jazzowych o ekscentrycznych nazwach, które zadebiutowały w latach 2011-2020, każdorazowo na najwyższym poziomie. Tak na poczekaniu: EABS, Weezdob Collective, Trouble Hunting, WEBAND, Błoto. Ich dokonania były albo będą tu omawiane przez moich kolegów. Niniejszym do tego grona dopisuję BlackBird, po kilkuletniej przyjemności obcowania z ich twórczością.

Występują w składzie: Michał Walczak – gitara elektryczna, Michał Rorat – fortepian, Paweł Surman – trąbka, Bartek Bednarek – gitara basowa, Frank Parker – perkusja. Albumem "BlackBird" (2015), z gościnnym, acz nieznacznym udziałem Bernarda Maseliego (wibrafon i malletKAT), podbili moje serce natychmiast. Na prywatną listę uwielbienia wdarł się wręcz przebojem i zapisał na długo. Nie wystawiam ocen, niemniej w tym przypadku poczynię wyjątek: w skali 1-5 przyznaję... 6! Nie ma tu żadnej przesady. Że tak się stanie, zapowiada(ł) wydawca, Multikulti Project, i należy potraktować to jako konstatację, a nie reklamę.

Niesamowita pewność siebie, intensywność, kreatywność, ale też opanowanie, równowaga, wrażliwość. Kompozycje, wyłącznie autorskie, zostały doskonale zaaranżowane — w tych najlepszych mamy do czynienia z muzyką dwóch planów: na pierwszym dominuje przepiękne solo gitary lub trąbki, rzadziej fortepianu, który tymczasem istotną rolę odgrywa w drugim planie, podobnie jak sprężysty bas i wyrazista perkusja, tworząc wspólnie przemyślne dźwiękowe tsunami, najprawdziwszą symfonię.

Pisał Tomasz Janas: "Słychać [...] świadomość wielu ważnych nurtów, nie tylko klasyki muzyki improwizowanej, ale też tego, co ważne w ostatnich dekadach: od nu jazzu, przez post rock do współcześnie rozumianego elektrycznego jazzu czy fusion". Niestety, to jedyna recenzja, jaką znalazłem, po fakcie zresztą. Nie zawiódł także Adam Baruch, acz jego opinię (zarzuty powtarzalności i uproszczenia) uznaję "za całkowicie błędną", do czego zresztą upoważnił. Poza tym cichosza. Chyba cierpimy na nadmiar znakomitych nagrań w polskim jazzie, stąd i takie perły przepadają w odmętach medialnej nieuwagi. A w jaki sposób ja się dowiedziałem o tej pozycji? To osobna historia, przeniosę ją zatem do ostatniego akapitu.

Otóż odwiedziłem kilka lat temu Księgarnię Muzyczną "Kurant" przy Rynku Głównym w Krakowie. Stoisko z klasyką i jazzem obsługuje sympatyczny starszy pan, który klientów informuje dokładnie, co mogą u niego znaleźć. Ja to, o czym mówił, podsłuchiwałem, a że się orientuję w temacie, zatem tym bardziej doceniam eksperta. Nie ekspedienta, tylko eksperta właśnie, człowieka kompetentnego, z pasją. Tylko tacy powinni pracować w księgarniach, antykwariatach, sklepach muzycznych itd. Niegdyś pracowali częściej, obecnie to w zasadzie wymarły gatunek.

piątek, 15 września 2023

Ascetic - Ascetic (2023)

Ascetic

Mateusz Rybicki – klarnet, saksofon tenorowy
Tomasz Kaczmarek – fortepian
Ju Ghan – kontrabas
Jan Słowiński – perkusja

"Ascetic" (2023)

Wydawca: AudioCave

Tekst: Jędrek Janicki

Logika awangardy rządzi się swoimi prawami, których zgłębienie do najprostszych zadań nie należy. Pewnym paradoksem jednak jest to, że nieraz bywa tak, że to właśnie akt odejścia od awangardy jest prawdziwie rewolucyjny. W zalewie wszechogarniających okołojazzowych eksperymentów (których jestem, przyznaję się chętnie, miłośnikiem) powrót do jazzowej tradycji jawić się może jako działalność wywrotowa – co intrygujące, nieraz wobec jazzu i to w jego tradycyjnej odmianie takie właśnie „inwektywy” wszak padały. Wszystko to okazuje się tym bardziej zaskakujące, że tym orędownikiem powrotu do nieco bardziej tradycyjnych form okazał się uznany już „rewolucjonista” – klarnecista i saksofonista Mateusz Rybicki.

Utworzony przez niego kwartet Ascetic wydał niedawno nakładem wytwórni Audio Cave swój debiutancki album zatytułowany, a jakże, Ascetic. I choć możliwe, że rację ma belgijska pisarka Amélie Nothomb, która twierdzi, że „asceza nie wzbogaca ducha”, to jednak pewna oszczędność kompozycyjna i dystans do tworzonych dźwięków nadal tworzą konwencję muzycznie niewyeksploatowaną. Właśnie, Ascetic brzmi wyjątkowo świeżo i klarownie. Muzycy unikają jak ognia piekielnego (choć pewnie są tacy, którzy tych płomieni wcale nie chcieliby unikać) artystycznego gawędziarstwa czy angażowania się w jakąkolwiek „estetyczną ideologię”. Ascetic tworzy swoisty mikroświat, który zbudowany jest wokół dwóch przeciwieństw – intymności i pewnego rodzaju chłodu. Każda fraza zdaje się być w jakiś ontologiczno-magiczny sposób obecna podczas jej odbioru, jednak nie pozwala ona nam się w żaden sposób uchwycić i podporządkować. Jest niczym zjawa czająca się tuż za oknem, która w lekko drwiący sposób kusi i odpycha samą swoją obecnością. Przeżycie z obcowania z tego typu dźwiękami jest tak naprawdę oczyszczające, gdyż pozwala nam na kontakt z pewnym wymiarem, o którego istnieniu możemy na co dzień tylko rozmyślać. Eleganckie zagrywki Rybickiego, które raz na jakiś czas pobrzmiewają pewną zaczepnością (ah ten klarnet), znakomicie współgrają z pracą reszty zespołu. Na szczególne słowa uznania zasługuje również pianista Tomasz Kaczmarek, którego gra przypomina mi trochę podejście do materii muzycznej Pata Metheny’ego. Obaj panowie tworzą struktury, które „rozwijają się” wraz z kolejnym ich odsłuchaniem. Są one pozornie proste, lecz pod fasadą rozwiązań, które łatwo można sobie przyswoić, kryją się kolejne warstwy świadczące o wybuchach muzycznej fantazji i wyobraźni.

O płycie, której hasłem przewodnim jest pojęcie „asceza” napisałem i tak stanowczo zbyt wiele i stanowczo zbyt efekciarsko. W związku z tym, teraz nie napiszę już nic. Nie, jedno tylko napiszę. Ascetic to nagranie wybitne.


środa, 13 września 2023

Malwina Masternak – Perspektywa (2022)

Malwina Masternak 

Malwina Masternak - vocal
Iñigo Ruiz de Gordejuela - piano
Jort Terwijn - double bass
Daniel Lizarraga - drums

gościnnie:

Terri Lyne Carrington - drums

"Perspektywa" (2022)

Wytwórnia: SJ Records

Tekst: Szymon Stępnik
  
Choć nigdy nie przepadałem za wokalem jazzowym, w naszym kraju znajduje się co najmniej kilka ciekawych nazwisk. Wystarczy wspomnieć choćby Ewę Bem albo Idę Zalewską, które są powszechnie doceniane w środowisku i mają naprawdę nieprzeciętne zdolności. Nie inaczej jest z Malwiną Masternak, która zaprosiła znakomitych muzyków do współpracy, dokładając do tego swój piękny głos.

"Perspektywa" to projekt nastawiony przede wszystkim na wokal. To on wychodzi na pierwszy plan i na nim głównie skupia się uwaga słuchacza. Malwina śpiewa doskonale technicznie, przejrzyście i wyraziście. Jej umiejętność trzymania dźwięku jest tak doskonała, że niemal nie słychać w jej wokalu żadnego vibrato. Docenić należy również jej technikę scatu, czyli inaczej - dźwiękonaśladowczej. Artystka robi to tak dostojnie, że nie powstydziłby się jej nawet sam Louis Armstrong.

Wokalistka proponuje zarówno swoje kompozycje, jak i standardy jazzowe - choć te pierwsze przeważają w znakomitej większości. W tym miejscu poświęcić należy kilka słów sekcji instrumentalnej, która robi lepszą robotę, niż można byłoby od niej wymagać. Muzycy bawią się przygrywkami, rytmem i przejściami. Znalazło się miejsce także dla solówek na fortepianie!

"Perspektywa" to bardzo tradycyjny album w swoim założeniu. Bas, pianino i perkusja pozwalają błyszczeć wokalizie. Ograniczone instrumentarium jest więc paradoksalnie plusem, który tworzy bardzo kameralny klimat całości. Krążek polecić można nie tylko fanom śpiewu jazzowego, ale również wszelkim miłośnikom brzmienia fortepianu. Dawno nie słyszałem tak świeżego i inspirującego brzmienia jak to, które zaproponował Iñigo Ruiz de Gordejuela.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...