Marek Pospieszalski – saksofony altowy i tenorowy, klarnet oraz magneton szpulowy
Piotr Chęcki – saksofony tenorowy i barytonowy,
Tomasz Dąbrowski – trąbka,
Tomasz Sroczyński – altówka,
Szymon Mika – gitary elektryczna i akustyczna,
Grzegorz Tarwid – fortepian,
Max Mucha – kontrabas,
Qba Janicki – perkusja i elektronika.
"No Other End Of The World Will There Be (Based On The Works Of Polish Female Composers Of The 20th Century)"
Wytwórnia: Clean Feed (2023)
Tekst: Marcin Kaleta
Bogusławowi Schaefferowi zawdzięczam, że Barbarę Buczek (Buczkównę) poznałem ćwierć wieku wcześniej aniżeli Grażynę Bacewicz. Pierwszej poświęcił bowiem rozdział w dwutomowych "Kompozytorach XX wieku" (biblia nastolatka, obok trzytomowej "Historii filozofii" Tatarkiewicza), drugiej nie (acz pisywał o niej gdzie indziej). Własną protegowaną komplementował tam niepomiernie i zaliczył "nie tylko do twórców wybitnych, ale zgoła wyjątkowych". Podkreślał: umiejętność przekazania "ogromu niedoli ludzkiej", wielowarstwowość i wielogłosowość, wyrafinowanie kolorystyczne i wysublimowanie, "bogactwo odcieni interpretacyjnych i agagogicznych", "arcyosobisty" charakter, nowatorstwo, wreszcie nieustępliwość na rzecz "doraźnego efektu", czyli niechęć do przypodobywania się producentom czy publiczności. Dla mnie ideał, dla innych niekoniecznie.
Powyższe przełożyło się bowiem na stan, który utrzymuje się od półwiecza: jej twórczość "pozostaje ogółowi odbiorców nieznana". O ile płyt Bacewicz uzbierałem kilkanaście, o tyle Buczkówny żadnej, znam jedynie nagrania z YouTube. Ostatnio zdwoiłem wysiłki. Prowadzę blog poświęcony wiolonczelistkom i wiolonczelistom, zatem potrzebowałem zaprezentować kogoś, kto wykonuje "Hipostazę" (1978) na sopran, flet, wibrafon, wiolonczelę i saksofon, podobno "utwór przepiękny". Dotąd się nie udało, ale w ten sposób niespodziewanie natrafiłem na pozycję, gdzie dzieła obu pań ze sobą sąsiadują!
Mowa o "No Other End of the World Will There Be" Marka Pospieszalskiego (2023, Clean Feed). Fenomenalna i unikatowa jest już sama koncepcja tego albumu. Oto w kraju, w którym wielu zawadzają feminatywy, zaś herstoria w zasadzie nie istnieje (albo w bólach się rodzi), częstochowski jazzman zdecydował się zarejestrować materiał wyłącznie w oparciu o utwory polskich kompozytorek (podtytuł: "Based on the works of Polish Female Composers of the 20th Century"). Ponadto mamy do czynienia z przedsięwzięciem niezmiernie erudycyjnym: konsekwentnie przybliża przedstawicieli polskiej szkoły kompozytorskiej, którzy bywają nieznani nie tylko za granicą, lecz nawet przez rodaków.
Poprzednie wydawnictwo z tej serii, podwójne: "Polish Composers Of The 20th Century" (2023, Clean Feed), prezentowało dwunastu kompozytorów. Uznane zostało za sensację i zdobyło m.in. zaszczytne miano Albumu Roku 2022 w plebiscycie magazynu "Jazz Forum". Co ciekawe, na liście sklasyfikowana została inna płyta Pospieszalskiego – naówczas muzyka roku, docenionego również za aranżację – nagrana w kwartecie „Durer’s Mother” (2022, Clean Feed). Obecnie omawiana w analogicznym zestawieniu za 2023 w ogóle nie wystąpiła! Trudno wytłumaczyć, dlaczego.
Nikt mi nie wmówi, że dzieła Elżbiety Sikory, Bernadetty Matuszczak, Lucii Dlugoszewski, Grażyny Bacewicz, Barbary Buczek, Hanny Kulenty, Krystyny Moszumańskiej-Nazar, Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, Marty Ptaszyńskiej, Agaty Zubel w czymkolwiek ustępują dziełom Zygmunta Krauzego, Włodzimierza Kotońskiego, Tadeusza Bairda, Zbigniewa Rudzińskiego, Marka Stachowskiego, Jana Krenza, Kazimierza Serockiego, Romana Palestera, Witolda Szalonka, Andrzeja Panufnika, Tomasza Sikorskiego czy Bogusława Schaeffera. Jeżeli nie napiszę, że bywają ciekawsze, to wyłącznie dlatego, że na tym poziomie artystycznym hierarchie po prostu nie obowiązują. Natomiast zdarza się, że są bardziej radykalne.
Poza tym od początku "oba albumy traktowane były jako monolit" (Pospieszalski). Identyczna jest ich koncepcja. Jak i poprzednio, nie są to oryginalne kompozycje, tylko "wariacje na temat" pierwowzoru, ewentualnie improwizacje inspirowane tymże. Jak informuje twórca: "Chwytałem się małych fragmentów, z których rozwijałem własne transowe, minimalistyczne, długie formy". Również one nie są rozpisane na oryginalne instrumentarium, lecz na oktet jazzowy. Obok lidera na saksofonach altowym i tenorowym oraz klarnecie (ponadto magnetofon szpulowy) usłyszymy znakomitych muzyków: Piotr Chęcki – saksofony tenorowy i barytonowy, Tomasz Dąbrowski – trąbka, Tomasz Sroczyński – altówka, Szymon Mika – gitary elektryczna i akustyczna, Grzegorz Tarwid – fortepian, Max Mucha – kontrabas, Qba Janicki – perkusja i elektronika.
W tym miejscu postawię zarzuty, trzy. Po pierwsze, niewystarczająco ujawnia się indywidualność tych panów. Materiał, zarejestrowany podczas krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum w sierpniu 2022, jest zbyt kolektywny; w moim przekonaniu za mało tu sugestywnych partii stricte solowych. Po drugie, tytułowa fraza (staruszka uprawiającego ogród) powinna zostać jednak wykrzyczana po angielsku. Po trzecie, brak bookletu, o który aż się prosiło. Poza pierwszym, drobiazgi? Owszem. Bo to bardzo dobra pozycja.
Otrzymujemy wręcz gwarancję niezawodnego grania. Widzę tu i ówdzie, że potraktowano tę muzykę jako jazz awangardowy. Owszem, ale umiarkowanie. Przy okazji jest bardzo komunikatywny, przyswajalny i na pewno idealnie się sprawdza podczas koncertów. Momentami istna ściana dźwięków, różne szarże, a niektóre zagrania zrytmizowane w sposób, który kojarzę z progresywnego rocka. Niemniej przeważa tempo stateczne, występują nawet spowolnienia, rozwleczenia – utwór czwarty mógłby stanowić akompaniament dla konduktu pogrzebowego. Gdzieniegdzie "wykorzystanie środków ze świata sound designu, noise’u i muzyki elektronicznej" przypomina, że to estetyka w pełni nowoczesna.
Myślę, że album usatysfakcjonowałby jedną z jego bohaterek, śp. profesor Krystynę Moszumańską-Nazar. Zapytana o fascynację młodych artystów elektroniką, nadmieniła: "nie przeczę, niektóre rozwiązania są interesujące". Przede wszystkim jednak wspominała: "My, Polacy, nie umiemy zatroszczyć się o własną kulturę wysoką. [...] Piętno polskiego syndromu: w repertuarze muzycznym nieobecni są Malawski, Serocki, Baird – ba, nawet Karłowicz" i inni, im podobni. A tu proszę, mamy to, mamy i tamto, przynajmniej w pewnym zakresie. Tylko czy potrafimy docenić? Czy ktokolwiek zacznie teraz szukać informacji, których tu zabrakło, mianowicie o tych wspaniałych polskich kompozytorkach i (wcześniej) kompozytorach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz