Mateusz Rybicki – klarnet, saksofon tenorowy
Tomasz Kaczmarek – fortepian
Ju Ghan – kontrabas
Jan Słowiński – perkusja
"Ascetic" (2023)
Wydawca: AudioCave
Tekst: Jędrek Janicki
Logika awangardy rządzi się swoimi prawami, których zgłębienie do najprostszych zadań nie należy. Pewnym paradoksem jednak jest to, że nieraz bywa tak, że to właśnie akt odejścia od awangardy jest prawdziwie rewolucyjny. W zalewie wszechogarniających okołojazzowych eksperymentów (których jestem, przyznaję się chętnie, miłośnikiem) powrót do jazzowej tradycji jawić się może jako działalność wywrotowa – co intrygujące, nieraz wobec jazzu i to w jego tradycyjnej odmianie takie właśnie „inwektywy” wszak padały. Wszystko to okazuje się tym bardziej zaskakujące, że tym orędownikiem powrotu do nieco bardziej tradycyjnych form okazał się uznany już „rewolucjonista” – klarnecista i saksofonista Mateusz Rybicki.
Utworzony przez niego kwartet Ascetic wydał niedawno nakładem wytwórni Audio Cave swój debiutancki album zatytułowany, a jakże, Ascetic. I choć możliwe, że rację ma belgijska pisarka Amélie Nothomb, która twierdzi, że „asceza nie wzbogaca ducha”, to jednak pewna oszczędność kompozycyjna i dystans do tworzonych dźwięków nadal tworzą konwencję muzycznie niewyeksploatowaną. Właśnie, Ascetic brzmi wyjątkowo świeżo i klarownie. Muzycy unikają jak ognia piekielnego (choć pewnie są tacy, którzy tych płomieni wcale nie chcieliby unikać) artystycznego gawędziarstwa czy angażowania się w jakąkolwiek „estetyczną ideologię”. Ascetic tworzy swoisty mikroświat, który zbudowany jest wokół dwóch przeciwieństw – intymności i pewnego rodzaju chłodu. Każda fraza zdaje się być w jakiś ontologiczno-magiczny sposób obecna podczas jej odbioru, jednak nie pozwala ona nam się w żaden sposób uchwycić i podporządkować. Jest niczym zjawa czająca się tuż za oknem, która w lekko drwiący sposób kusi i odpycha samą swoją obecnością. Przeżycie z obcowania z tego typu dźwiękami jest tak naprawdę oczyszczające, gdyż pozwala nam na kontakt z pewnym wymiarem, o którego istnieniu możemy na co dzień tylko rozmyślać. Eleganckie zagrywki Rybickiego, które raz na jakiś czas pobrzmiewają pewną zaczepnością (ah ten klarnet), znakomicie współgrają z pracą reszty zespołu. Na szczególne słowa uznania zasługuje również pianista Tomasz Kaczmarek, którego gra przypomina mi trochę podejście do materii muzycznej Pata Metheny’ego. Obaj panowie tworzą struktury, które „rozwijają się” wraz z kolejnym ich odsłuchaniem. Są one pozornie proste, lecz pod fasadą rozwiązań, które łatwo można sobie przyswoić, kryją się kolejne warstwy świadczące o wybuchach muzycznej fantazji i wyobraźni.
O płycie, której hasłem przewodnim jest pojęcie „asceza” napisałem i tak stanowczo zbyt wiele i stanowczo zbyt efekciarsko. W związku z tym, teraz nie napiszę już nic. Nie, jedno tylko napiszę. Ascetic to nagranie wybitne.
super słuchałam już parę razy ,gratulacje
OdpowiedzUsuńŚwietna muzyka, głęboka i poruszająca, do wielokrotnego słuchania. Nie jestem nawet wielkim miłośnikiem jazzu, ale tego słucha mi się rewelacyjnie. Byłem na dwóch ich koncertach, kupiłem płytę i było to jedno z moich najlepszych doświadczeń muzycznych od długiego czasu. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń