Krzysztof Matejski – saksofon tenorowy
Szymon Kozikowski – gitara elektryczna
Miłosz Bazarnik – fortepian
Marek Dufek – kontrabas
Łukasz Giergiel – perkusja
Stanisław Słowiński – skrzypce
Miłosz Bazarnik – fortepian
Marek Dufek – kontrabas
Łukasz Giergiel – perkusja
Stanisław Słowiński – skrzypce
New Market (2022)
Autor tekstu: Jędrek Janicki
Zwolennicy łaciny stwierdzą, że ardua prima via est. Nasi przyjaciele zza Nysy Łużyckiej zakrzykną za to, iż aller Anfang ist schwer. Wszystko to prawda, początki rzeczywiście bywają trudne. Bez wchodzenia w mniej lub bardziej barwne szczegóły z życia wzięte, stwierdzić można, że również pierwsze solowo-autorskie kroki pianisty Miłosza Bazarnika do najbardziej udanych nie należały. Jego debiutancka płyta Trip of a Lifetime niestety nużyła mdłą schematycznością. New Market z kolei, czyli druga solowa płyta w dorobku Bazarnika, to jednak milowy (albo i stumilowy nawet) krok naprzód!
Zespół Bazarnika to dość nietypowe jak na standardy jazzowe instrumentarium – obok lidera i sekcji rytmicznej (Marek Dufek – kontrabas oraz Łukasz Giergiel – perksuja) wybrzmiewają również dźwięki saksofonu tenorowego (Krzysztof Matejski) oraz gitary (Szymon Kozikowski). Jakby tego było mało, na New Market w roli gościa specjalnego pojawia się również znakomity skrzypek Stanisław Słowiński. Aranże poszczególnych kompozycji nie są jednak przeładowane, a ich odbiór pozostaje intuicyjny i bezproblemowy. Te przyjemne uczucia płynące z obcowania z New Market nie świadczą jednak zgoła o braku wyrafinowania nagrania – odrzućmy wszak jedną z najgroźniejszych pułapek muzycznej awangardy, która złośliwie szepcze do ucha, że słuchanie muzyki musi być zawsze emocjonalnie i intelektualnie wyniszczające. Nie musi! Posłuchajcie chociażby świetnego utworu New Market, w którym zrytmizowana zagrywka Bazarnika skontrowana jest nieco zaczepną partią saksofonu, który całemu nieco smoothowemu w wyrazie nagraniu nadaje niezbędną wręcz nutę drapieżności. Bardzo ciekawie wybrzmiewa również kompozycja Light Warrior, którą solówką wyjątkowej urody i czułości ubarwia Kozikowski. Eleanor Rigby, jeden z popisowych numerów spółki Lennon-McCartney, w interpretacji zespołu Bazarnika nabiera pewnego niepokojącego motorycznego nerwu, zarysowanego tylko w wersji oryginalnej. Muzycy do tego legendarnego już tematu muzyki popularnej podchodzą z szacunkiem, lecz bez cienia strachu zszargania dorobku boskich liverpoolczyków.
Kolejna to już płyta młodych polskich artystów (chociażby nagrania Anny Jopek, Agi Gruczek, Pawła Lisieckiego czy Tomasza Jagody), która pokazuje, że jazzu nie trzeba grać zawsze skrajnie awangardowo i wybuchowo. Elegancja, muzyczna świadomość i pewien minimalizm w doborze środków ekspresji nie czyni żadnej ujmy na jazzowym wizerunku. Ba!, wręcz niejednokrotnie taki sposób myślenia o jazzie może okazać się o wiele bardziej twórczy i owocny niż wieczna pogoń za eksperymentem, kończąca się niejednokrotnie nieudolnymi próbami wyważania dawno już otwartych drzwi. Naprawdę bardzo się cieszę, że tak utalentowany muzyk jak Miłosz Bazarnik po początkowych trudnościach w karierze solowej znajduje właściwą ścieżkę artystycznego rozwoju. Oby tak dalej!