El TopoŁukasz Marciniak - guitar
Alan Kapołka - drums, percussion
Kamil Guźniczak - bass
Wet (2022)
Wydawca: Ramble Records
Autor tekstu: Maciej Nowotny
Projekt El Topo powstał we wrześniu 2021 roku w rezultacie spotkania doświadczonego gitarzysty "antysystemowego" Łukasza Marciniaka i młodego, nikomu nieznanego perkusisty Alana Kapołki. Jeśli chodzi o Marciniaka to jego gra w takich na przykład formacjach jak Trio_io (płyty "Waves" z 2019 i zjawiskowe "New Animals" z 2021) czy trio Brzoska/Marciniak/Markiewicz (płyty "Brodzenie" z 2018 i "Wpław" z 2019 roku) duże wywarły wrażenie na piszących na tym blogu Andrzeju Nowaku, Jędrku Janickim czy Szymonie Stępniku. Co do Kapołki, to nazwisko przecież znane, bo pamiętam dobrze Grzegorza Kapołkę, gitarzystę jazzowego m.in. w kultowej formacji Young Power. Okazuje się, że to ojciec Alana.
Młody muzyk wyznaje, że wcześnie miał okazję osłuchać się z jazzem i bluesem, towarzysząc na koncertach i w trasie ojcu. Zarzekał się wtedy, że nigdy nie zagra jazzu i wałęsał się po wszelkich możliwych gatunkach muzycznych, aż w końcu jednak znalazł drogę z powrotem do jazzowej strugi, ale już na własnych warunkach, na swój własny sposób. Wszystkie te muzczne peregrynacje były potrzebne, uważa, chociaż wydawały się chaotyczne i przypadkowe. W pełni się z nim zgadzam, bo dzięki temu muzyka którą nagrali na tej płycie brzmi fascynująco i jest amalgamatem punku, ciężkiego free jazzu, muzyki filmowej i.. muzyki granej na weselach. Oczywiście to ostatnie określenie to żart, ale po prostu chciałem zwrócić uwagę na obecny w tej muzyce luz, dezynwolturę, poczucie humoru, które bardzo zwiększa atrakcyjność brzmienia tego trio. Zresztą odnaleźć je można także w nazwie zespołu - El Topo - to nawiązanie do tytułu kompletnie zwariowanego westernu w reżyserii Alejandro Jodorowsky'ego, a tytuł płyty - "Wet" - wziął się stąd że jeden z koncertów latem zagrali w padającym rzęsiście deszczu.
Wreszcie do zespołu dołączył trzeci członek trio to jest basista Kamil Guźniczak (jego bas świetnie grzmi i dudni na tej płycie, co bardzo pasuje do ciężkiego uderzenia zespołu) i po kilku miesiacach prób panowie decydują się na nagranie w studiu, wszystko w ciągu jednego dnia, niemalże jak w czasie koncertu na żywo. Dzięki temu udało się uchwycić bardzo ważny dla tej muzyki jej spontaniczny charakter, oparty o improwizacje, ciągłe zmiany i przetworzenia materiału. W rezultacie otrzymujemy jeden z najbardziej udanych debiutów tego roku (nie dla Marcniaka oczywiście, dla którego jest to potwierdzenie klasy i dalsze umocnienie swojej pozycji na naszym muzycznym rynku), charyzmatyczny, dojrzały, brzmiący świeżo, atletycznie, potężnie, ale z wdziękiem. Kapitalny projekt, nawet jeśli zapewne jednorazowy, który stanowi duże osiągnięcie i każe nam uważnie śledzić artystyczne kroki całej trójki. Brawo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz