Maciej Staniecki - wszystko
Spirals (2022)
Wydawca: Alpaka
Wydawca: Alpaka
Tekst: Piotr B.
NAWIGACJA. Jadąc drogą wojewódzką nr.61 od Serocka na Pułtusk, chwilkę za Karniewkiem, po minięciu rzeczki Pokrzywnicy napotykam po prawej niewyraźną drogę gruntową. Zaprowadzi mnie ona do niewielkiego zagajnika, z maleńkim zarośniętym jeziorkiem, nad którym stoi zmurszały drewniany domek na palach. Myślę, że tam, gdzieś przy resztkach stawideł i koła młyńskiego powinienem kiedyś napotkać człowieka, w skupieniu wpatrującego się w wodę - Pana Macieja.
ARTYSTA. Pan Maciej Staniecki jest twórcą ze wszech miar intrygującym. Doświadczony muzyk (próbka jego muzyki dostępna dla każdego na YT, wystarczy kliknąć na ten link), wzięty producent i realizator. Kompozytor i aranżer muzyki teatralnej i filmowej, ze znakomitym jazzujacym soundtrackiem do "Vinci" J.Machulskiego na czele. Również autor pogodnych piosenek (kliknijcie link, aby posłuchać) dla każdego odbiorcy. Współpracownik rockersów i elektroników, jego nazwisko można znaleźć u Brodki, Gaby Kulki, Smolika, Natalii Przybysz, Hedone, Izy Lach i wielu innych znanych lub bardzo znanych. Reasumując - teoretycznie Pan Maciej powinien co rano zastanawiać się, którym mercedesem wyjechać z garażu, by obejrzeć swoją wielohektarową farmę i odwiedzić swoje zwierzęta. Dajmy na to - alpaki. Ale z nieznanych mi powodów Pan Maciej miast pławić się w luksusach woli co jakiś czas wejść do swojego domowego studia i nagrać płyty z zupełnie innego świata. Takie jak "Spirals".
WNĘTRZE. Uniwersum, w którym można umieścić "Spirals" znamy już od pięciu dekad, a jednym z wejść do niego niech będzie powiedzmy "Another Green World" Briana Eno. Nasuwa się określenie "ambient", ale jest ono nieadekwatne i jest szufladkującą pułapką. Ambient to otoczenie, to co na zewnątrz. Słyszałem mnóstwo dzieł ambientowych: tych przewspaniałych i tych pachnących zwykłą hochsztaplerką. Bardzo już trudno o coś oryginalnego. Ale w moim przekonaniu Pan Maciej spokojnie daje radę. Dlaczego? Gdyż "ambient Staniecki" nie czerpie z zewnątrz, tylko zdecydowanie jest muzyką wnętrza, umysłu, skupienia, muzyką bardzo INTYMNĄ. I wcale nie da Wam jakże ambientowych stanów: relaksu, wyciszenia, naturalnej harmonii. Da wam emocje.
Spójrzmy na okładkę płyty. Spirala - znakomicie obrazuje muzykę. Jej repetytywność, jej "statyczną dynamikę", jej złudny constans. Krótko mówiąc - jej obrazowy, ilustracyjny, a przede wszystkim medytacyjny charakter. Słyszymy dźwiękowe pętle i burdony. Słyszymy bardzo bogate harmonicznie barwy, pomysłowo modulowane i przetwarzane. O ile na poprzednich płytach Pana Macieja można było odnaleźć szczątki perkusjonaliów, to na Spirals pozostaje nam już tylko hipnotyczny puls i rytm, ale uzyskany innymi środkami. Nie do wiary, ale j e d y n y m generatorem sygnału dźwiękowego jest gitara. Pan Maciej ten podstawowy sygnał opracowuje wykorzystując cały arsenał nowoczesnych analogowo-cyfrowych środków muzycznego rażenia. W efekcie moje uszy słyszą czasami coś, co przypomina dolne rejestry Hammondów ("Spiral 20"), innym razem tłusty syntezatorowy dźwięk Mooga ("Spiral 22") , a nawet na chwilę.... sekcję smyków ("Spiral 38"). Oczywiście jest też miejsce na bazowy sound gitar, czasem nieodległy od Billa Frisella ("Spiral 41"), albo muzyki Tuaregów, a czasem potężny jak za czasów My Bloody Valentine ("Spiral 24"). Artysta miesza chropowatości z fakturami jedwabnie powłóczystymi, ciekawie zestawia kontrastujące plany dźwiękowe, np w "Spiral 40" na tle klaustrofobicznego, dusznego, pulsującego dronu odzywa się przestrzenna gitara. Bywa, że leniwy, kontemplacyjny krajobraz muzyczny z nagła łamany jest jakąś zgrzytliwością ("Spiral 34"). Stosowanie loopów daje możliwość improwizowania "samemu z sobą" i akcji spontanicznych, co Staniecki znakomicie wykorzystuje.
Jeszcze drobna opinia. Panie Macieju, gdyby Pan planował wydać ten materiał na winylu, to Wujek Dobra Rada proponowałby obecny otwieracz, czyli "Spiral24" przesunąć na koniec strony A, lub początek strony B longplaya. Ze względu na swój monumentalny wydźwięk i aurę, znakomicie nadaje się na punkt kulminacyjny albumu. Podpisano: "życzliwy".
No dobrze, to tylko technikalia. Środki artystycznego wyrazu. Najważniejszy jest EFEKT, WRAŻENIE, jakie ta muzyka wywołuje. I tutaj bardzo ważna uwaga. Płyta należy do tego samego ekskluzywnego towarzystwa, do którego ja zaliczam np. twórczość pokrewnych Stanieckiemu grup postrockowych: Labradford czy GodspeedYou! BlackEmperor. To nie jest muzyka uniwersalna. Ta muzyka potrzebuje specjalnych okoliczności, potrzebuje skupienia słuchacza i zagłębienia się we własne wnętrze. I odbiór jej będzie bardzo indywidualny. U mnie było tak. Nie sprawdziła się w samochodzie, w stołecznych korkach. Nie sprawdziła się w domu i na spacerze w lesie. Zabrałem ją na łąkę, w przestrzeń - ho ho... to już było coś. W końcu pewnej czerwcowej nocy, znalazłem się z tą płytą samiuteńki na plaży, kilka godzin po zachodzie słońca. I ZADZIAŁAŁO. Z każdym utworem, z każdą sekwencją pojawiał się we mnie bardzo realistyczny obraz, lub jakaś mózgowa impresja, powidok, stan umysłu. "Spiral 20": okolice 1968, Rick Wright samotnie w studiu grzebie coś przy organach, przy jakimś oscylatorze, ring modulatorze... "Spiral 38": wizja jakiejś ogromnej, rozświetlonej przestrzeni, pełnej ducha i spokoju... "Spiral 29": rozedrgane powietrze nad afrykańską sawanną... A z drugiej strony np. "Spiral 34": zapis jakiegoś katatonicznego omdlenia, pełnego zgiełku, z pojedynczymi przebłyskami świadomości? I największe przeżycie tamtej nocy. Słuchałem płyty wpatrując się w morze, ale przy dźwiękach "Spiral 32" spojrzałem mimochodem w rozgwieżdżone niebo - i poczułem potworną, kosmiczną samotność, dojmującą pustkę, jak astronauta w porzuconej kapsule dryfującej gdzieś tam... To było prawie namacalne, a przez to prawdziwie przerażające doznanie.
Płytę traktuję też jako próbę zmierzenia się z pojęciem CZASU, a w zasadzie z zagadnieniem pętli czasowej, pułapki czasu... bo przecież istnieją także nie do końca legalne odnogi czasu, w których ciąg zdarzeń ulega zaburzeniu, czas wpada na ślepy tor, zwalnia swój pęd.. w końcu zastyga w trwaniu i nie do końca wiadomo, cóż z tym począć...
Podkreślam jeszcze raz obrazowość, filmowy charakter tych dźwięków. Tak - to jest muzyka dłuuuugich kadrów. Takich kadrów, jakie widzimy u Godfreya Reggio, Jana Jakuba Kolskiego. No i Andrzej Kondratiuk. Szkoda, że obaj panowie już się nie spotkają, bowiem muzykę Pana Macieja widzę w ścisłej harmonii z obrazami Pana Andrzeja. Zwłaszcza powstałymi w pewnym miejscu, które opisywałem na początku, gdzieś tam między Serockiem i Pułtuskiem... Tym sposobem zatoczyliśmy Spiralną pętlę i zbliżamy się do zakończenia.
Album "Spirals" nie dostanie Fryderyka, Grammy też nie, trafi do garstki słuchaczy. Ale mam nadzieje, że ci szczęśliwcy, którzy go poznają, wejdą głęboko w siebie, w świat swoich uczuć i projekcji, by szukać. A Pan Maciej będzie ich NAWIGATOREM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz