Fred Lonberg-Holm – cello, electronics
Adam Gołębiewski – drums, cymbals, objects
Relephant
BOCIAN 2016
By Piotr Strzemieczny
Czy to jazz, czy muzyka w pełni eksperymentalna powstała na bazie obróbki dźwięków, cięć, zgrzytów, przesterów i stosowania przeróżnych efektów? Instumentarium Fred Lonberg-Holm i Adam Gołębiewski mają proste – perkusja, obiekty, wiolonczela i elektroniczne gadżety. Obaj artyści mogliby swoim doświadczeniem spokojnie wypełnić niejedną salę koncertową (i nie chodzi mi tutaj o klubokawiarnie czy offowe kluby), obaj już ze sobą współpracowali – razem i w osobnych projektach. Materiał na "Relephant" powstał podczas ich wspólnego gigu w Poznaniu w 2013 roku w Dragonie, liczy raptem cztery kawałki, ale jakościowo jakby upchali na płycie pozycji przynajmniej dziesięć.
Na płycie artyści podejmują bardzo luźny, ale wciągający dialog, który, jak mogłoby się wydawać na początku, idzie obok siebie. Adam Gołębiewski to jeden z ciekawszych perkusistów w kraju, a to, co wyprawia przy zestawie, niekiedy przechodzi ludzkie pojęcie. Pokazywał to podczas koncertów solowych, z Robertem Piernikowskim, Thurstonem Moore’em czy właśnie Fredem Lonberg-Holmem. Sam wiolonczelista w 2015 roku nakładem Bocian Records wydał świetny album "Resistance", na którym zgiełk przesterowanej wiolonczeli mieszał się z rozpoznawalnym i nie do podrobienia stylem gry Kena Vandermarka na saksofonie. To była bardzo dobra płyta, która wciągała i zmuszała do repetycji materiału.
Nie inaczej jest z "Relephant", która swoje przeleżała, zresztą miała się ukazać odrobinę wcześniej. Ale dobrze, że było opóźnienie, bo natłok płyt improwizowanych w ubiegłym roku był spory, a do "Relephant" należy podejść kilkukrotnie. Na pierwszy rzut ucha to zgiełk, noise buchający pełną parą z każdego utworu, ale szaleńcze męczenie instrumentów, sprawdzanie ich wytrzymałości i doprowadzanie do niemal ekstremalnych momentów sprawia, że tworzące się finalnie melodie budują spójną, intensywną całość, coś jak dźwiękowe "Opowieści z krypty", z tym że ciekawsze, mroczniejsze i budujące prawdziwą atmosferę grozy. Grozy i dla uszu, i dla nerwów. Impro miesza się z punkiem, a wszystko spina performatywna klamra.
Duet realia poznańskiego koncertu przeniósł na płytę, co potęguje doznania, budując narrację pełną trzasków, pojękiwań, pisków, ciężkich do zidentyfikowania odgłosów. Bo jakich obiektów użył Adam Gołębiewski w danym momencie? Jak swoją wiolonczelę modyfikował Fred Lonberg-Holm? Jakie to były efekty dokładnie? Uderzenia o blachy, powtórzenia, szuranie pałeczkami, piłowanie smykiem strun, rozkręcenie przesterów, nagromadzenie doznań towarzyszy samym instrumentom, emocje piętrzą się w słuchaczach z każdym dźwiękiem. Czy to łatwa płyta? Nie, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo, miło i przyjemnie, choć tak naprawdę "Relephant" to klarowne wydawnictwo, jeśli myśli się w kategoriach hałasu i faktur ciętych, gęstych, najeżonych i drapiących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz