Gosia Zagajewska - vocal
Viktar Siamaška - piano, flute, voice
Piotr Dąbrowski - drums
Alaksiej Varsoba - accordion
Vital Appow - bassoon
Bonaventura (2023)
Wydawnictwo: SoRecords by Twins
Tekst: Szymon Stępnik
Zespół Fantastic Swimmers jest awangardową grupą jazzową pochodzącą z Białorusi, której początki sięgają pierwszej połowy dekady XXI wieku. Główną siłą napędową jest Viktar Siamaška. To on właśnie założył zespół, a także wskazuje kierunek rozwoju niniejszego projektu. Rzadko możemy też usłyszeć go na żywo - głównie ze względu na trudność w dostępie do fortepianu na salach koncertowych, aczkolwiek styl wykonywanej muzyki bez wątpienia stanowi w tym przeszkodę. Znana jest bowiem historia młodego organizatora koncertu, który został zwolniony z pracy w Mińsku właśnie za zaproszenie na występ Fantastic Swimmers.
Wspomniałem o fortepianie, na którym gra lider Viktar Siamaška. Jak na jazz awangardowy, jest zaskakująco konserwatywny. Pamiętam, jak Chick Corea trącał struny fortepianu, niczym struny gitary. Widziałem Leszka Możdżera kładącego na fortepianłańcuch, dzięki czemu tworzył intrygujące brzmienie. Viktar w tym zakresie nie robi nic poza zwykłym wciskaniem klawiszy. Próżno oczywiście szukać melodycznych fraz i swingu.
Co ciekawe, dźwięk fortepianu stanowi jedynie tło do innych dziejących się na płycie rzeczy. Najjaśniejszym punktem jest wokal Gosi Zagajewskiej. Jej głos intryguje, a to jak długo potrafi trzymać jeden dźwięk (jak choćby w utworze Sea Buckthorn) jest wręcz fenomenalne. Bardzo łatwo popaść przecież w przesadę, przerost formy nad treścią w awangardzie. Gosia jednak znalazła pewien złoty środek we wszystkich utworach, przez co nadała płycie wyjątkowy charakter.
“Bonaventura” jest ze wszech miar mroczna. Pierwszy raz słuchałem jej podczas nocnej podróży samochodowej z Warszawy do Łodzi. Często czułem uczucie przerażenia, strachu, gdzie klimat przypomniał bardziej upiorną wersję “Zagubionej Autostrady” Davida Lyncha. Gdyby istniał nawiedzony dom, jestem pewien, że duchy słuchałyby właśnie tej płyty (no, a przynajmniej włączyłyby w celu straszenia zwiedzających). Samo słowo powiązane jest z włoskim, klasztornym imieniem męskim, oznaczającym “dobry los”.
Jasnym punktem nagrania jest również gra Piotra Dąbrowskiego. Nic dziwnego - to przecież znakomity perkusista, znany z uduchowionego grania. Jeżeli już się pojawia (bo niestety, nie zawsze jest słyszalny) kradnie cały show mocną, różnorodną grą na bębnach. Perkusja to dla niego instrument z krwi i kości, a nie zwykły wybijacz rytmu. Cały czas słychać, iż pomimo silnego nastawienia na improwizację, przyświeca mu jakiś większy, przemyślany plan. W fajny sposób wykorzystuje też “dzwonki”. Do czasu tego nagrania byłem pewien, że nadają się one jedynie do grania “Jingle Bells” na jasełkach. Piotr udowadnia jak świetne sprawdzają się w kreacji złowieszczego klimatu.
Pomimo obecności akordeonu, odnieść można wrażenie niewykorzystanego potencjału tego instrumentu. Rzadko przebija się w miksie, a swoje trzy grosze dorzuca właściwie tylko w utworze Bonaventura pt.1 oraz Bonaventura pt.3. W innych jest niemal niezauważalny. Wielka szkoda, iż tak rzadko używany instrument w muzyce jazzowej nie został potraktowany z nieco większą uwagą.
Płycie zarzucić można również brak większych zaskoczeń po dwóch pierwszych utworach. Wszelkie pomysły, choć ciekawe, zostają wyeksploatowane już na samym początku. Podobny problem występuje w kontekście budowania napięcia, gdyż poza Bonaventura pt.1 i Śmatkrople (A lot of drops) muzycy zdawali się nie mieć pojęcia, gdzie zaprowadzi ich dana improwizacja. Odniosłem wrażenie, że zbyt dużo było swobody, a czasem za mało kolejnych prób iteracji i spojrzenia na nagranie z innej perspektywy. Może to czas albo trudności w zgromadzeniu wszystkich razem są przyczyną takiego stanu rzeczy?
Bonaventura to zaiste intrygujący krążek. Charakteryzuje się wyjątkowo mrocznym klimatem, który jest przecież trudny do osiągnięcia - szczególnie w muzyce jazzowej. Jest to też wspaniały występ Gosi Zagajewskiej i Piotra Dąbrowskiego, którzy są tu niemal perfekcyjni. Docenić należy skromność lidera: nie wychodzi przed szereg ze swoim fortepianem i robi dużo miejsca dla innych muzyków. Niestety, całość nagrania nie jest pozbawiona wad, które są słyszalne już przy pierwszym odsłuchu. Pomimo tego, niewątpliwym jest, iż w tych artystach tkwi niesamowity potencjał. Mam nadzieję, że Fantastic Swimmers w niniejszym składzie spotkają się ponownie i dostarczą słuchaczom w przyszłości kolejnego intrygującego materiału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz