Mateusz Gawęda - piano
Maciej Obara - alto saxophone
Artur Kudłacik - bass guitar
Jakub Mielcarek - double bass
Łukasz Stworzewicz - drums
Pieśń Gęsi Kanadyjskich
AUDIO CAVE 2017/006
By Krzysztof Komorek
Tajemniczy Silberman w nazwie zespołu nie jest już chyba zagadką. Publiczność zdążyła się jak sądzę przyzwyczaić do oryginalnych i ciekawych propozycji, firmowanych właśnie w ten sposób. Projektów, które łączy osoba perkusisty Łukasza Stworzewicza. Rok ubiegły zaowocował zauważonym i docenionym albumem tria z gościnnym udziałem Jana Peszka recytującego wiersze Krystyny Miłobędzkiej ("Silberman And Three Of A Perfect Pair"). Maj tego roku przyniósł z kolei "Pieśń Gęsi Kanadyjskich", płytę podpisaną tym razem przez Silberman New Quintet.
Znane z poprzedniego wydawnictwa trio: Stworzewicz, Mateusz Gawęda (fortepian) i Jakub Mielcarek (kontrabas) uzupełnili dwaj muzycy - Maciej Obara (saksofon altowy) i Artur Kudłacik (gitara basowa). Skład wydawałoby się idealny, który świetnie wypadł na zeszłorocznej płycie, po rozszerzeniu zyskał i to – nieoczekiwanie - znacząco. Rewelacyjnie wręcz wpasował się w kwintet Maciej Obara. Bardzo dobrze sprawdziło się dołączenie gitary basowej, który to pomysł otworzył przed zespołem zupełnie nowe brzmieniowe możliwości. Najlepszym tego dowodem są rockowe fragmenty "Gęsi Kanadyjskich", najdłuższego utworu na płycie (prawie dwanaście minut) ze stylistycznymi przeskokami od muzyki improwizowanej, poprzez wspomniany drapieżny rock, do jazzu. Z kapitalnymi solówkami kontrabasu i fortepianu. Świetnie wypada "Czeladnik", również trwający ponad jedenaście minut i podobnie żonglujący stylami i emocjami.
Każde z sześciu nagrań przykuwa czymś uwagę słuchacza i w każdym z nich dałoby się wyróżnić wszystkich członków kwintetu z osobna. Nie tylko za dłuższe popisy, ale także czasem za pojedyncze, krótkie wejścia, dodające smaku poszczególnym kompozycjom. Co ciekawe, pomimo licznych wycieczek w kierunku free, płyta stwarza wrażenie spokojnej. Miejscami wręcz nastrojowej. Wreszcie wyjątkowo smakowity deser – "Temat Miłosny z La Strady" Nino Roty. Kompozytora, którego uwielbiam i po którego utwory jazz sięga w moim przekonaniu zdecydowanie zbyt rzadko.
Zachwycił mnie więc już sam wybór, a potem tylko zachwyt pogłębiło samo wykonanie, gdzie każdy z muzyków dołożył cegiełkę, swoją genialnie brzmiącą warstwę. I tylko - kontynuując analogię - jak po dobrym posiłku na końcu pozostał leciutki niedosyt, że to już koniec. Moja lista najlepszych polskich płyt tego roku już od pewnego czasu niebezpiecznie trzeszczy w szwach, a "Pieśń Gęsi Kanadyjskich" zdecydowanie i bezapelacyjnie zaliczam do winowajców tego stanu rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz