Koncert we wtorek o 18.00? Trudno wykonalne, zwłaszcza jeśli się pracuje do 17.00, ale nazwisko Piotr Orzechowski sprawiło, że podjąłem wyzwanie. O 17.01 ruszyłem z parkingu przed firmą i pędząc oddaną szczęśliwie do użytku 2 lata temu południową obwodnicą Warszawy dotarłem o 17.21 na warszawski Mokotów, gdzie mieszkam. Wchodzę do domu i z przerażeniem konstatuję, że żona i córka nie wróciły jeszcze z pracy. Nasz spaniel king charles cavalier patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Nie mogę zawieść, zatem łapię go pod ramię i biegniemy na trawnik przed domem. W duchu zaklinam psa, by zechciał jak najszybciej się wysikać, lecz mija dziesięć długich minut zanim łaskawie podnosi nogę. W podskokach wracamy do domu. O 17.38 ruszam biegiem w kierunku siedziby Polskiego Radia przy Alejach Niepodległości. O tej porze szybciej dostanę się tam piechotą niż samochodem, który utkwić może w fali wylewającej się z pobliskiego Mordoru. Dokładnie o 17.57 zdyszany, zziajany, spocony staję u wejścia do sali koncertowej im. Władysława Szpilmana.
Zamknięty koncert będący promocją nowej płyty Piotra "24 Preludes & Improvisations" organizuje Universal Music, właściciel wydawcy, legendarnej wytwórni Decca. Sadowię się obok przygodnie spotkanego Kajtka Prochyry, macham ręką zauważywszy znajomą postać Marka Duszy, ale dalsze rozglądanie się po sali przerywa wejście artysty. W mojej głowie myśli gonią jedna drugą: praca, żona, córka, rodzina, pies, wakacyjne plany, bolący bark, naprawa samochodu i tyle innych spraw. Szukam wśród nich muzyki, a raczej mojej uwagi, mojej wewnętrznej ciszy, bez której - za rzadko się o tym mówi - kontakt ze sztuką jest niemożliwy.
Stopniowo wewnętrzny zgiełk gaśnie. Zauważam, że każdy kolejny utwór jest dla mnie zaskoczeniem. Zmusza do skupienia. Odświeża doświadczenie muzyki i odsuwa na bok zmartwienia. Gdy forma obejmuje mnie już mocno swoim uściskiem, jakby nagle i z przemożną siłą docierają do mnie płynące ze sceny emocje. Łzy napływają do oczu, a smutkowi towarzyszy radość jak to czasami bywa w momentach szczęścia. Wszelki hałas wewnątrz i zewnątrz jest już wspomnieniem. Do tej pory podziwiałam u Orzechowskiego techniczną sprawność, niewątpliwy talent, logikę i konsekwencję, z jaką prowadzi swoją karierę. Ale tym razem dotarły do mnie w skoncentrowanej wiązce targające nim uczucia, a nawet coś więcej. To była pianistyka czerpiąca z Bacha tę unikalną duchowość, której nie zdołała zniszczyć patyna wielu stuleci. W poszukiwaniu analogii przeleciały mi przez głowę takie nazwiska jak Fred Hersch, Brad Mehldau, a nawet Keith Jarrett, czy sam wielki, nieśmiertelny… Glenn Gould.
Dawno nie czułem się tak nie tyle poruszony, co wręcz wstrząśnięty muzyką. Nazywanie jej, ocenianie, krytykowanie nie było mi już potrzebne. Dotarł bowiem do mnie cały patos, jaki w tej sztuce Orzechowski zawarł. Usłyszałem te preludia jako wiecznie przegrywany i ponawiany z płonną nadzieją pojedynek pokoleń pianistów z ograniczeniami ciała i instrumentu. A to, co jazz wniósł swoimi improwizacjami, okazuje się też tylko złudzeniem, które jeśli w jednym momencie jakimś cudem da się urzeczywistnić, w następnym staje się swoim zaprzeczeniem.
Nie sądzę, by w tym momencie Piotr Orzechowski miał takie jak ja zmartwienia. Patrzyłem na niego, czułem przez muzykę jego emocje, lecz widziałem… Wielkiego Innego. W lacanowskiej psychoanalizie ów słynny Grande Autre przychodzi, by pokazać nam, że jest jakieś "gdzieś indziej". To "gdzieś indziej" wiemy, że istnieje na pewno, ale jest dla nas całkowicie niedostępne. Pozostając takim koniecznie jest jednocześnie niezbędnym i niezmiennym. Jak numen pojawia się znikąd, bez żadnej reguły, sprawia, że ludzie rozumieją się bez słów, milknie mowa jako niepotrzebna, a w ciszy, która zapada w jej obecności, muzyka właśnie rozbrzmiewa najgłośniej. Stop. Nie spodziewam się, by więcej słów na coś tu się przydało. Piotrowi dziękuję za zaproszenie, wytwórni Decca za kieliszek prosecco, Kajtkowi za opowieść o kongresie w Dortmundzie, a naszemu kawalierkowi za to, że się wysikał.
Autor tekstu: Maciej Nowotny
Autor zdjęcia: Adam Golec
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń