Mikołaj Trzaska - saxophone
Seymour Wright - saxophone
12.9.16
OTOROKU DS105
By Andrzej Nowak
Nasz krajowy VIP sceny muzyki improwizowanej, Mikołaj Trzaska, dość dawno wyrył już swe dumne personalia w skale historii gatunku. Szczęśliwie nic nikomu udowadniać nie musi, w rankingi się nie bawi, zatem ma wystarczająco dużo czasu, by nagrywać nowe, dobre płyty. Tegoroczna nowość fonograficzna z naszym bohaterem w roli głównej to koncertowa rejestracja z londyńskiego klubu Cafe Oto. Co warto zaznaczyć, dostępna jest jedynie w plikach.
Zgodnie z tradycyjnym tytułem dla tej serii wydawniczej, wiemy doskonale, iż jest grudzień 2016 roku. Na wąskiej scenie klubu, obok naszego saksofonisty, angielski kolega po fachu, Seymour Wright. Muzyk, którego znamy z kilku rejestracji, wychodzący na tę scenę zdecydowanie bez jazzowych doświadczeń, od lat skąpany w sonorystyce instrumentu dętego drewnianego. Mistrz subtelnych, głębokich improwizacji, czasami wprost z szeroko rozumianej muzyki współczesnej.
Spotkanie na artystycznej krawędzi noża trwa niewiele ponad 36 minut i mimo że jest jednym utworem, składa się z kilku dość niedługich, ale krwistych dialogów na dwa saksofony (chyba wyłącznie altowe, opis wydawnictwa jest wyjątkowo skąpy). Batalia toczy się na ogół na warunkach Trzaski. Tam, gdzie free jazz spotyka się z free improv i ma większe muskuły.
W tych silnych dialogach wiele zjawisk dźwiękowych przypomina estetyką i stylistyką Petera Brötzmanna. Z jednej strony smakuje ogniem, z drugiej rodzi pytania o intencje i arsenał artystycznych środków wyrazu, pozostających w gestii muzyka. Przyparty do muru recenzent powie, że kupuje tę muzykę. Ambiwalencja natomiast sprowadza się do pytania, czy bezkompromisowość w sztuce swobodnej improwizacji nie bywa czasami przejawem słabości.
Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.
W tych silnych dialogach wiele zjawisk dźwiękowych przypomina estetyką i stylistyką Petera Brötzmanna. Z jednej strony smakuje ogniem, z drugiej rodzi pytania o intencje i arsenał artystycznych środków wyrazu, pozostających w gestii muzyka. Przyparty do muru recenzent powie, że kupuje tę muzykę. Ambiwalencja natomiast sprowadza się do pytania, czy bezkompromisowość w sztuce swobodnej improwizacji nie bywa czasami przejawem słabości.
Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz