Marcin Wasilewski - Piano
Slawomir Kurkiewicz - Double Bass
Michal Miskiewicz - Drums
En Attendant (2021)
I będę czekać na Ciebie choćby do końca echa nut…
Piękna opowieść, zawieszona w czasie, który zdaje się mijać wolniej niż zwykle. Momentami upajająco dyskretna, docierająca do nas z wewnętrznego bardzo daleka. Zaskakująco oszczędna, co pozwala w pełni skupić się na bijącej z niej wrażliwości.
Nowy album Marcin Wasilewski Trio niesie w sobie wiele cierpliwości, pokory i niezwykłej dojrzałości emocjonalnej. Osobiście, wyczuwam sporą różnicę temperatury pomiędzy ‘En Attendant’ a poprzednimi albumami. Jest chłodniej, ale dzięki temu bardziej tajemniczo. Dużo na tej płycie zakamarków, do których docieramy z czasem…i właśnie to odkrywanie jest niesamowicie wciągające. Świadomość, że między nutami zapisano co najmniej drugą historię uruchamia wyobraźnię, która będzie potrzebna jak nigdy dotąd w nagraniach trio.
Surowość. To słowo jako pierwsze przyszło mi na myśl po pierwszym odsłuchu. To na pewno zasługa tych licznych fragmentów płyty, w których do głosu dochodzi…wyciszenie. Właśnie ono powoduje, że tym razem podróż przez muzykę trio odbędzie się ze znacznie mniejszą ilością podpowiedzi. ‘En Attendant’ zmusza do uruchomienia kreatywności interpretacyjnej, dosłownie w każdym momencie. Dzieje się tak, ponieważ tu każde uderzenie pałek, akord czy tknięcie struny nabiera nowej mocy narracyjnej. Dawno nie słyszałem nagrań, które tak absorbują uwagę słuchacza. Podświadomie czujemy, że każdy detal ma znaczenie zatem nie chcemy stracić nawet taktu.
Ascetyczność. Marcin Wasilewski przyzwyczaił mnie do charakterystycznych dla siebie ‘płynących’, pełnych pasji, partii fortepianu a tymczasem z albumu dobiega granie nieco wycofane, jakby nieśmiałe, niezwykle oszczędne. To ogromna zmiana, ale w mojej opinii dzięki temu ten album jest znacznie głębszy od poprzednich. Nie do przejrzenia, niezależnie od tego jak często będziecie go słuchać. W tym momencie warto zwrócić uwagę na grę Michała Miśkiewicza na bębnach i Sławomira Kurkiewicza na kontrabasie - to duo tworzy całkowicie nowy horyzont ‘En Attendant’. Obaj potrafią przejąć główny głos, dzięki niezwykle czujnej artykulacji, kreującej bardzo często pierwszy plan. Robią to nienachalnie, ale na tyle wyraziście, że to z tych dwóch źródeł biją emocje, które definiują dany moment w utworach. Wsłuchujemy się, ponieważ od sposobu uderzenia w talerz, ramę czy strunę zależy czy czeka nas wytchnienie czy kolejne napięcie. To oczywiście subiektywne odczucie, ale nie pamiętam by tak było wcześniej a jest to niezwykle wciągające doświadczenie, pozwalające wykorzystać trio pełne spektrum możliwości w eksponowaniu treści.
Intymność. Dla mnie to najbardziej podskórna płyta zespołu. Mam wrażenie jakbym przez ścianę, w pokoju obok, podsłuchiwał te nagrania. Spłoszony dreszcz biegnący co chwilę po skórze…niby nie przystoi, ale jak oderwać ucho od takiej sytuacji? Kiedy dobiegają tak niesamowite dźwięki i budują się tak cudownie nieostre obrazy? Bardzo ‘najbliższy’ album, który nie zaprasza, ale stoi nieśmiałym otworem. Małymi krokami wchodzimy w jego przestrzeń i chłoniemy każdą częstotliwość. A każda z nich jest niczym smuga czułości, po której zostaje posmak szczęścia i zawstydzenia. Nie pomylicie go z niczym innym…jestem pewien.
Skrytość. Niezwykle niedopowiedziana sesja. Niczym ktoś, kto powiedział o tysiąc słów za mało… A może powinniśmy spojrzeć na to z drugiej strony: ktoś kto nie powiedział o tysiąc słów za dużo? Boimy się niezrozumienia a tymczasem w nim tkwi największa przygoda ‘En Attendant’. Mamy błądzić, mamy dotykać nut z zamkniętymi oczami, mamy mylić kształty i kolory by finalnie ułożyć z tego swoja własną, za każdym razem inną, historię. I to będzie nasza historia. Ta muzyka została nam tak podana byśmy mieli odwagę myśleć o niemożliwym. To dźwięki wybudzające skojarzenia, dające życie nowym połączeniom w naszej wrażliwości. Świat doznań nienazwanych. Jeszcze.
Cisza. Nie chodzi o pustkę na pięciolinii…wystarczy, że odległości między nutami się zwiększają i pojawia się właśnie ona, pełnoprawny czwarty członek zespołu. Trio czyli kwartet… Długo wybrzmiewające pogłosy, echa, wyciszenia - to wszystko powoduje, że każda fala dźwiękowa ma swoje kolejne oblicza a my…błądzimy jeszcze bardziej. Nigdy jednak zagubienie nie było tak fascynującym przeżyciem. Bezgraniczność tego albumu kryje się właśnie w tych miejscach, w których dzieje się najmniej. Aranżacyjne arcymistrzostwo i jednocześnie wielka sztuka tak zagrać by nigdy nie zaspokoić naszego głodu ciekawości. ‘En Attendant’ to płyta wielu powrotów.
Muzyka. Nie ma najmniejszego sensu szerzej omawiać poszczególnych utworów, ponieważ ten album musi być wysłuchany w całości, na jeden raz. Od pierwszego, do ostatniego taktu. Tylko wtedy docenicie kunszt muzyków, którzy w niezwykle wytrawny sposób przemieszczają się między odległymi sposobami ekspresji. Mistycyzm a nawet rytualność łączą się z oniryczną aurą w trzech mini formach ‘In Motion’ - utworach, które dzięki rozpiętości aranżacyjnej stanowią swoiste enklawy amnezji. Tu naprawdę można się zatracić do…zapomnienia. Kultowe ‘Riders On The Storm’ zyskało nowe, niespieszne życie, pełne aksamitnej delikatności. Marcin Wasilewski wraz z zespołem tchnęli sporo świeżości i specyficznej otwartości do tego klasyka. Nie oznacza to jednak, iż rozmyła się jego tajemnica. Niewątpliwie opowieść toczy się w innym paśmie, ale nie mniej hipnotycznym. ‘Vashkar’ i ‘Glimmer of Hope’ to dwa utwory, które pojawiły się na poprzedniej płycie trio, ‘Arctic Riff’, nagranej wraz z saksofonistą Joe Lovano. Niesamowite, że teraz, gdy możemy posłuchać wersji bez saksofonu, obie kompozycje jawią się jako znacznie bardziej intrygujące. To zupełnie nowe wyzwanie dla wyobraźni słuchaczy i wg mnie, z ogromnym pożytkiem dla muzyki. Fortepian Wasilewskiego tworzy tu zupełnie inną płaszczyznę - znacznie bardziej pojemną i czułą na dotyk ludzkiego ucha. Kurkiewicz i Miśkiewicz wypadają w obu tych utworach niezwykle plastycznie co przekłada się na falująca wręcz intensywność - rewelacyjnie sterują dramaturgią i to w pełnym zakresie. Warto dodać, że gra całego trio wypada bardzo…ekonomicznie - wszystkie te ruchy są jakby…mikroskopijne a efekt tak bardzo spektakularny. Brawo za wyczucie! Najspokojniejszy na płycie ‘Variation 25’ to interpretacja kompozycji Jana Sebastiana Bacha. Miękko, szykownie i nostalgicznie. Bardzo klasyczny moment, ale bardzo potrzebny by przypomnieć wszystkim, że pod nogami cały czas jest ziemia.
‘En Attendant’ zaskoczył mnie swoim pojawieniem. Nie przypuszczałem, że
rok po nagraniu ‘Arctic Riff’ usłyszymy nową płytę od Marcin Wasilewski Trio.
Oba te wydawnictwa łączy historia jednej sesji nagraniowej, ale w cudowny,
magiczny wręcz sposób, rozdziela nastrój chwili, która urosła do postaci
fraktala, w którym kłębią się te wszystkie widma, emocje i…cisza. Im dalej w
świat tej muzyki, tym coraz bardziej pulsujemy jej rytmem i upajamy
nieostrością zdarzeń. Niezwykły to album, pełen zgaszonych świateł i tańczących
cieni wyobraźni, w którym najważniejsze jest to byśmy zaufali swojemu
instynktowi i cały czas szli do przodu za…głosem Marcina Wasilewskiego. Nie
sądzę byście zrozumieli choć jedno słowo, ale musicie wiedzieć, że On jeden zna
drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz