Ida Zalewska – vocal
Kuba Płużek – piano
Lush Life (2021)
Wydawca: Hevhetia
Tekst: Szymon Stępnik
„Wszyscy posiadamy jakąś własną historię miłosną. Czasem soczystą, ekscytującą, a czasem przeciętną i skromną. Jednakże każda z nich, o ile ubrana jest w słowa poety przy akompaniamencie muzyki, zyskuje blask i urok, które tak bardzo kochamy w jazzowych standardach”. Tymi oto słowami wita nas najnowsza płyta Idy Zalewskiej i Kuby Płużka - “Lush Life”, znakomitych polskich muzyków jazzowych młodego pokolenia. Ich nagranie jest dokładnie takie, jakie można wyobrazić sobie po przeczytaniu powyższego opisu: delikatne, subtelne i bardzo osobiste.
„Lush Life” (w polskim tłumaczeniu - „Bujne życie”) może nieco wprowadzać w błąd swoim tytułem. Nie mamy tutaj żadnej bogatej palety instrumentów lub kombinacji muzycznych, jeno wokal i fortepian grające cały czas w podobnym stylu. Jest za to bogate spektrum uczucia miłości, o którym tak pięknie śpiewa Ida Zalewska. Freddie Mercury rzekł niegdyś, że najczęściej pisał właśnie piosenki o miłości, gdyż „pisanie o tym jest najłatwiejsze”. Po przesłuchaniu niniejszego albumu, trudno zgodzić się z tym stwierdzeniem. W bardzo lekkostrawnej, aczkolwiek szczerej formie, wokalistka śpiewa o kłótniach, rozstaniach, ale też o romantycznej miłości i wspomnieniach. Szczególnie przypadła mi jej interpretacja „Billie's Blues”, która brzmi niemal kabaretowo, a przecież opowiada de facto o podjęciu decyzji o rozstaniu się z facetem! Takie podejście do tematu wymaga dojrzałości i świadomości wokalnej, którą Ida prezentuje w sposób nieprzeciętny.
Czasami (ale tylko czasami) miałem wrażenie, że ucieka się tu zbyt mocno w kierunku piosenki aktorskiej. Piosenki momentami zdają się być również zbyt popowe, jak w przypadku „You'll never know”. Początkowo stanowiło to dla mnie zarzut, ale po głębszym przemyśleniu, uważam, iż jest to siłą tego nagrania. Wspomniane elementy są subtelne, lekko zauważalne, co wpisuje się w kontekst, jak i również pomysł całej płyty. Niesamowite, jak przyjemnie i przystępnie zaaranżowano tutaj klasyki jazzowe.
No właśnie, klasyki. Krążek składa się z samych coverów innych artystów, w tym między innymi Billie Holiday, Billy'ego Strayhorne'a, czy Arthura Hamiltona. Trochę szkoda, iż duet nie zdecydował się nagrać żadnej swojej kompozycji. Śpiewa się przecież o miłości, którą, jak wskazano w przedmowie, każdy przeżywa na swój sposób. Chętnie posłuchałbym, co mają do powiedzenia sami z siebie. Słuchacze muszą zadowolić jednak tylko (lub aż) pięknymi aranżami Kuby Płużka.
Wspomniałem, że na albumie znajduje się cover jednego z utworów Billie Holiday, aczkolwiek jej echo słychać na każdej z piosenek. Nic dziwnego, Ida Zalewska wprost przyznaje się do inspiracji słynną amerykańską wokalistką jazzową. Z drugiej strony potrafi dodać też swoje trzy grosze. Śpiew jest czysty, piękny, lekko żartobliwy, co fajnie kontrastuje z nieco smutnymi tekstami.
Kuba Płużek świetnie zaś odnajduje się w roli jedynego instrumentalisty. Perfekcyjnie akompaniuje jedną ręką i dogrywa melodie drugą. Choć jego aranże zdają się być mało oryginalne, to jest to świadomym zabiegiem - muzyka stoi w cieniu, by jeszcze lepiej uwidocznić wokal. Niemniej jednak zdarzają się krótkie momenty, kiedy eksponuje się solówkę na fortepianie, jak na przykład w moim ukochanym „Billie's Blues”. Szkoda, że takich momentów jest zbyt mało. Trzeba jednakże przyznać, że więcej eksperymentów i improwizacji mogłoby popsuć fantastyczny klimat całości.
Słuchając tego albumu miałem wrażenie, że przeniosłem się do Stanów Zjednoczonych pierwszej połowy XX wieku i siedzę w zadymionym klubie jazzowym, popijając przy tym dobrą whisky. Co więcej, znakomicie zrealizowano tutaj dźwięk. Dźwięk brzmi niczym niezarysowany kryształ, a fortepian żyje w symbiozie z wokalem. Wieokrotnie odnieść można wrażenie, że Kuba i Ida ze sobą „rozmawiają”, przez co cudownie się uzupełniają.
„Lush Life” jest znakomitą płytą. Nie jest to może najoryginalniejsze dzieło, ale nigdy nie miało takich aspiracji. Interpretacje klasyków w wykonaniu artystów brzmią doskonale oraz potrafią dotknąć duszy słuchacza. Oczywiście, można zarzuać odtwórczość lub zbytnie przywiązanie do materiału źródłowego, ale przecież jakiekolwiek próby zmiany czy kombinowania zabiłyby wspaniały klimat nagrania. Bardzo chciałbym usłyszeć ten materiał na żywo...
Piękny tekst, a płyta bardzo romantyczna. Super muzyka do słuchania wspólnie z ukochaną osobą u boku w zimowo-jesienne dni.
OdpowiedzUsuń