Marcin Wądołowski - Guitars
Private Channels (2021)
Wydawca: AC Records
Tekst: Dominik Konieczny
Kilka lat temu zostałem zaproszony na rozmowę
o pracę do firmy zajmującej się produkcją foodtrucków - to było na początku
foodtruckowej i kraftowej rewolucji, więc na rozmowę poszedłem nastawiony na
to, że będę przerabiał stylowe furgonetki Volkswagena i Citroena na mobilne
świątynie wegańskich wyszynków. Rzeczywistość okazała się mniej emocjonująca -
klimatyczne zlecenia ponoć się pojawiały, ale jako niezwykłe wyjątki.
Codzienność to solidne konstrukcje, ale raczej do obsługi gofrów czy knysz
gdzieś na deptaku w Mielnie lub Łebie w sezonie letnim.
I tak mam z ostatnią płytą Wądłowskiego - jest
świetnym gitarzystą, szczególnie jeśli chodzi o technikę, mucha nie siada.
Repertuar: pakiet evergeenów takich jak Little Sunflower, Satin Doll czy moje
ukochane Autumn Leaves przeplatanych utrzymanymi w klimacie kompozycjami
autorskimi. Zagrane na Wądołowskiego z Wądołowskim, gdzie za plecami jednego
Wądłowskiego stało paru gigantów gitary, stylistycznie tak bardziej z lat 50 i
60 ubiegłego wieku, jak Joe Pass czy Wes Montgomery, zaś za plecami drugiego to
kolejne pokolenie, którego przedstawicielami są np. Abercrombie czy Scofield.
Przyznam, że tej drugiej nóżki, aż tak bardzo nie słyszałem - trochę mocniejsze
zaakcentowanie rytmu czy przester leciutki jak "do licha" czy
"motyla noga" u kogoś dotkniętego koprolalią.
Słucha się tego przyjemnie, zapewne
najprzyjemniej słuchałoby się tego na żywo, siedząc w przyjemnym lokalu, z
przyjemnym towarzystwem, sącząc przyjemne płyny - jestem przekonany, że byłbym
jednym z pierwszych w kolejce po płytę (podobnie jak po dokładkę gofra w
przyjemny letni wieczór), same przyjemności.
PS. Jest na tej płycie część niemuzyczna, nad którą nie potrafię przejść obojętnie - oprawa graficzna tego albumu - ciągle nie potrafię rozgryźć koncepcji, ale zdecydowanie wszyscy, którzy będą słuchali tego albumu w sieci stracą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz