Krzysztof Herdzin - fortepian
Orkiestra instrumentów dawnych Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
Wydawca: Warszawska Opera Kameralna
Jazz z MACV (2021)
Tekst: Maciej Nowotny
Tzw. Trzeci Nurt czyli flirt jazzu z muzyką klasyczną stanowi silny wyróżniający element polskiej odmiany muzyki jazzowej w stosunku do innych krajów. Patrząc z tej perspektywy Krzysztof Herdzin jest jednym z najważniejszych eksponentów tego - mówiąc brzydko - podgatunku. Zatem kiedy dotarła w moje ręce jego płyta "Jazz z MACV" nagrana ze znakomitą orkiestrą Musicae Antiquae Collegium Varsovienese było to coś czego mogłem oczekiwać od tego artysty. Dopiero kiedy spojrzałem na repertuar to po prostu mnie... zatkało. Po pierwsze decyzję Herdzina, by się zmierzyć z tak legendarnym repertuarem jak XVII koncert fortepianowy Mozarta (G-dur KV 453) nie można inaczej określić jak... czystym szaleństwem. Nawet taki średnio osłuchany meloman jak ja, słuchał tego w ponad setce różnych wykonań, a niektóre z nich jak wykonania Murraya Perahii, Mitsuko Uchidy, Alfreda Brendela czy Maurizio Polliniego po prostu znam na pamięć, nawet nie muszę wkładać płyty do odtwarzacza.
Także druga część repertuaru na płycie czyli "Chopiniana con delizia" stanowiąca rodzaj swobodnych wariacji na tematy napisane przez tego słynnego kompozytora wydawała mi się bardzo ryzykowną biorąc pod uwagę przesycenie słuchaczy Chopinem na jazzowo, w ostatnich latach nadmiernie i bez szczególnej kreatywności eksploatowanym. Tak - pomyślałem sobie - Herdzin chce popełnić zawodowe "sepuku przez wakantankę", to będzie - mówiąc słowami Greka Zorby - "piękna katastrofa".
I tak się dokładnie zaczęło! Otwierające koncert Mozarta Allegro zupełnie nie przypadło mi do gustu, chociaż znając styl Herdzina powinno być mu najbliższe w klimacie. Wszakże w moim odczuciu było zagrane zbyt radośnie, pośpiesznie, optymistycznie. Tę część utworu porównałbym do słońca, ukazuje ona świat w jego promieniach, ale nie powinniśmy zapominać, że im większe słońce tym głębsze okazują się cienie. Tego cienia w tym wykonaniu mi zabrakło. Zbyt to było powierzchowne. Już chciałem płytę odłożyć na półkę, ale ciekaw byłem jak zawsze uśmiechnięty Krzysztof zagra następne Andante. I nagle szok! Jak pięknie oddał nostalgię, smutek, a jednocześnie wdzięk muzyki w tej części koncertu. Jednak najlepiej w moich uszach zabrzmiało Allegretto. Poziom światowy orkiestry jak i solisty - brawo! Lekko, tanecznie, muzyka przypominała wiosenny wietrzyk brykający nad ukwieconymi łąkami, co tym bardziej miłe było memu sercu, że usianymi też kwiatami jazzowych improwizacji. To i ówdzie, nienachalnie, w sam raz.
Tych ostatnich jeszcze więcej było w Chopinianach i brzmiały jeszcze lepiej. Tym razem Herdzin w ogóle nie trzymał się klasycznych ram, lecz bardziej improwizował na chopinowskie formy. Bardzo to było swobodne, indywidualne, a co ciekawe świetnie się w tym odnajdowała orkiestra, przecież przyzwyczajona do nieco odmiennego na co dzień traktowania muzycznej materii. Ale właśnie uzupełnianie się orkiestry i solisty największą może satysfakcję sprawiło mi w odsłuchu tego materiału: orkiestra była jak wzbierająca, głęboka, oceaniczna fala, olbrzymia, piękna, mieniąca się podwodnymi skarbami, a solista fikał na niej jak surfer czy delfin, radosny, umiejący wykorzystać potęgę żywiołu, cieszący się każdą chwilą, gdy pozostaje ona do jego dyspozycji. Podsumowując, ciekawy punkt w dyskografii Herdzina nawet jeśli płytę kupić zapewne niełatwo, a koncerty pewno już się odbyły i trwają tylko w pamięci wdzięcznych - jak piszący te słowa - słuchaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz