Patryk Zakrocki - gitary
Piotr Mełech - klarnet basowy
Piotr Domagalski - basetla.
Północ (2022)
Tekst: Jędrek Janicki
Północ (2022)
Tekst: Jędrek Janicki
Krzysztof Cugowski w tyleż legendarnym, co tak naprawdę tandetnym tekście utworu "Jest taki samotny dom" brawurowo wyśpiewywał, że „po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”. Do tej błyskotliwej obserwacji dodać jeszcze można, że po południu przychodzi północ. Wie o tym doskonale zespół Polski Piach, dla którego wydana niedawno płyta Północ jest następczynią debiutanckiego nagrania Południe.
Polski Piach to twór na polskiej scenie muzycznej doprawdy zdumiewający. Muzycy w pełen wyobraźni sposób łączą przeróżne światy muzyczne w jedną jakże spójną całość. Dominantą ich muzyki moim zdaniem było jednak zawsze nawiązanie do bluesowej tradycji – zarówna tej z delty rzeki Missisipi, jak i tej z piasków Sahary. Z jednej strony R. L. Burnside, a z drugiej Ali Farka Touré czy legendarny już zespół Tinariwen. W ten hipnotyczny i transowy puls korzennego bluesa muzycy wplatają rozwiązania jazzowe, folkowe czy nawiązujące do tradycji muzyki etno. Wszystkie te etykiety nie maja jednak większego znaczenia, wszak istotny jest tylko ten bluesowy vibe, który nieraz oznacza głębokie pogodzenie się ze światem, a nieraz wyraża rozdzierający ból i rozpacz, które pozornie dalece wykraczają poza doświadczenia znane człowiekowi…
Trzon zespołu stanowi gitarzysta Patryk Zakrocki rozkochany w specyficznym brzmieniu typowo bluesowych strojeń i typowo bluesowych gitar (ach ten parlor od Framusa z płyty Południe). Gitarowe dźwięki znajdują swoje dopełnienie w pomysłowym wykorzystaniu klarnetu basowego, na którym gra zaprawiony i „zatwardziały” awangardzista co się zowie, czyli Piotr Mełech. Jakby nieoczywistych instrumentów było mało, to na płycie Północ wybrzmiewa również basetla, z której dźwięki wydobywa Piotr Domagalski, znany chociażby ze współpracy z Marcinem Maseckim.
Choć płyta Północ podąża podobną ścieżką, co Południe, to jednak same kompozycje są o wiele mroczniejsze i bardziej niejednoznaczne. Cóż, wakacyjny luz i spokój polskich wydm prawdopodobnie zastąpiło jesienne błoto i tzw. bebeluga (czymkolwiek miałaby ona być). Choć nadal tu i ówdzie pobrzmiewa tak charakterystycznie tuareskie frazowanie (chociażby w utworze Gwiazda), to jednak większość utworów niesie w sobie pewną nową bluesową jakość. Chodzi o elegancką powagę, która intryguje, hipnotyzuje i niejednokrotnie przyprawia o bliżej niesprecyzowany dreszcz. Ten zaskakujący jak na tego typu stylistykę rys bardzo wyraźnie słychać w chyba najlepszej kompozycji z płyty, czyli w balladzie Kochankowie. Sama melodia, choć oszczędnie, lapidarnie wręcz zagrana, niesie w sobie potężną dawkę melancholii, tak bliską tej, która obecna jest chociażby w klasycznych już kompozycjach Jerzego Petersburskiego.
Jest jeszcze jedna rzecz, która powoduje, że Polski Piach to zespół wyjątkowy, który mimo swojej skromnej popularności zasługuje jednak na wymienianie go jednym tchem wśród liderów polskiej sceny (około)jazzowej. Oni mają swój styl, składający się z bardzo wielu przeróżnych i zaskakujących inspiracji, których w najdrobniejszym nawet fragmencie nie imitują czy kopiują. I choć dobrej muzyki w Polsce naprawdę niemało (zwłaszcza jeżeli chodzi o poziom instrumentalny), to czegoś tak świeżego i skrajnie wyrazistego dawno nie słyszałem. Słuchajcie bluesa, w nim naprawdę tkwi o wiele więcej, niż niektórym mogłoby się wydawać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz