Piotr Schmidt – trąbka
Wojciech Niedziela – fortepian
Maciej Garbowski – kontrabas
Krzysztof Gradziuk – perkusja
"Tribute To Tomasz Stańko" (2018)
Wytwórnia: SJRecords
Autor tekstu: Marcin Kaleta
Wojciech Niedziela – fortepian
Maciej Garbowski – kontrabas
Krzysztof Gradziuk – perkusja
"Tribute To Tomasz Stańko" (2018)
Wytwórnia: SJRecords
Autor tekstu: Marcin Kaleta
Piotra Schmidta kojarzyłem z okresu Electric. W porządku, materiał dobry, niemniej urzeczenia nie było. Zatem zdystansowałem się wobec kolejnych jego projektów. Przynajmniej do momentu odsłuchania „Tribute to Tomasz Stańko” (2018).
Kwartet, który zarejestrował materiał, współtworzą: lider na trąbce, Wojciech Niedziela na fortepianie oraz sekcja rytmiczna RGG, czyli Maciej Garbowski na kontrabasie i Krzysztof Gradziuk na perkusji. Nagrania poczynili w szczególnym okresie: w czerwcu i październiku 2018 roku. Komu je zadedykowali, wskazuje oczywiście tytuł. Przypomnijmy: adresat zmarł w międzyczasie, dokładnie 29 lipca. „Bardzo przeżyłem jego śmierć” – wyzna Schmidt.
Na płycie znajdziemy dwanaście kompozycji, w większości zespołowych, a także jedną Krzysztofa Komedy („Rosemary's Baby”). To nie są ballady, tylko epitafia. Hołd, wyraz wdzięczności, podziękowanie, pożegnanie, ale i gwarancja pozostawania w kontakcie, na wieczność. Uczestniczymy w cudzie, który umożliwia wyłącznie sztuka: dzięki kolejnej orfickiej opowieści obcujemy z kimś, kto był umarły, a znów ożył.
W najintensywniejszych, najbardziej dramatycznych momentach muzyka emanuje rzewnością, tęsknotą, melancholią, nawet i zrozpaczeniem. Wybrzmiewa z niej wówczas jakieś niby-pytanie: takie zapytanie bez pytania, jakby zawieszone. Pytanie przedostateczne. Niedopytanie. Wniebogłos.
Natomiast w tych spokojniejszych trąbka snuje się między fortepianem, kontrabasem a perkusją, od niechcenia muskając klawisze, potrącając struny, zahaczając o bębny czy talerze. Wykonawcy wydają się nieobecni: jakby wszystko tutaj odbywało się samoistnie lub pod wpływem nieśmiertelnego tchnienia Mistrza. Nie mamy jednak do czynienia z ubezwłasnowolnieniem bądź obezwładnieniem inwencji, lecz z inspiracją. Zachodzi spotęgowanie kreatywności za sprawą owego ducha opiekuńczego, który czuwa, by artyści, oprócz własnego, uwzględnili doświadczenie przodków. Twórczo potraktowali tradycję.
Nie bez powodu Piotr Iwicki informuje: „Lider o jazzowej trąbce wie wszystko (a może i więcej), staje się więc naturalnym kontynuatorem dobrej polskiej szkoły jazzowej tego instrumentu”. Z kolei Dionizy Piątkowski utrzymuje: „Jest w tej muzyce jakiś niewiarygodny powiew jazzu, blask muzyki Stańki, ale nie jest to li tylko owe »tribute«, lecz wyrafinowana estetyka piękna nowoczesnego jazzu”. Stąd i ogromny spokój, niesamowita pewność i moc w każdym dźwięku, również pojedynczym, najskromniejszym. Nierzadko one właśnie dominują.
Przyznam rację fizykowi, prof. Maciejowi Lewensteinowi, także wielkiemu pasjonatowi rodzimego jazzu (jest m.in. autorem kompendium „Polish Jazz Recordings and Beyond”), który stwierdził: „ta płyta […] jest [...] arcydziełem”. I w moim przekonaniu należy do tych pozycji, które powinno się mieć we własnej płytotece obowiązkowo.
Teraz przypominam ją zaś w związku z 5. rocznicą śmierci Tomasza Stańki. Być może nadarzy się okazja, by i jego twórczość tu omówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz