Wydawnictwo: PWM
Autor tekstu: Maciej Nowotny
Od ponad dwudziestu lat żegluję jachtem i z moich oberwacji wynika, że ludzi można podzielić na dwie grupy. Pierwsi lubią zawijać do portu i najlepiej czują się pozostając w nim, szczególnie jeśli jest pięknie położony, pełen sklepów, kawiarni i tawern. Drudzy zaś wolą z portu wypływać i najlepiej się czują, gdy tracą go z oczu. Nie zdziwiłbym się, gdyby Piotr Orzechowski i Kuba Więcek należeli do tej drugiej grupy, przynajmniej w sensie artystycznym.
Weźmy ich biografie. Orzechowski nazwał się Pianohooliganem. Może dlatego, że lubi faulować, szczególnie na boiskach, po których biegają fani jazzowej ortodoksji i muzyki klasycznej. Przy czym ma umiejętność, którą w piłce nożnej posiedli gracze tej klasy co Sergio Ramos czy Luis Suarez, tzn. potrafi faulować inteligentnie. Dzięki temu, mówiąc językiem Michela Houllebecqa, "poszerza pole walki". czyli sprawia, że muzyka dobrze nam znana, którą odbieramy już rutynowo, przez to nie dostarczająca nam silnych emocji, nagle staje się czyś zupełnie świeżym, nieznanym, intrygującym. To szukanie w muzyce doświadczeń liminalnych, przejścia granicy między dwoma światami czy stanami umysłu, jak między snem a jawą, byciem chłopcem i mężczyzną, życiem i stanem po nim. Jak to działa w muzyce? Posłuchajcie takich jego płyt jak "Waterfall" z braćmi Olesiami, gdzie powykręcali muzykę Zawinula albo projektów z Pendereckim i Krauzem. To nagrania wybitne, szkoda że znane nielicznym.
Co do Więcka to talenty tej miary w każdej generacji zdarzają się może jeden, czasami dwa, a najwyżej trzy razy. W poprzednim pokoleniu to był np. Marcin Masecki, który w wieku 16 lat nagrał płytę z Andrzejem Jagodzińskim. Dodałbym tu może Dominika Wanię i jeszcze jedna osobę, ale to temat na inny tekst. Przy czym nie chodzi mi tyle o zręczność techniczną, ale fakt, że ma się coś oryginalnego do powiedzenia. To odróżnia artystę od rzemieślnika. Orzechowski lubi inteligentnie faulować, dzięki czemu gra staje się ciekawsza, a Więcek? Ma to czego Pianohooliganowi brakuje i co sprawia że chociaż Orzechowski nagrywa rzeczy arcyciekawe, pozostaje idolem koneserów. Co to jest? Muzykalność. Jeśli kiedyś szliście na spacer i zewsząd słyszeliście melodie, w kroplach deszczu zsuwających się z liści, w szumie drzew, gwarze głosów, dźwięku przejedżdzających samochodów, biciu serca, w oddechu, zatem rozumiecie dobrze o jakim darze mówię.
Kto zadzownił do kogo? Orzechowski do Więcka, czy Więcek do Orzechowskiego? To pewno ważne, ale istotniejsze jest, że pewnego dnia Coppola zadzwonił do Kilara, składając mu, jak to określił polski kompozytor, "propozycję nie do odrzucenia". A "twórcy Ojca Chrzestnego się nie odmawia" - skomentował to w swoich wspomnianiach i tak powstała muzyka do filmu "Dracula". Czas obszedł się dość szorstko z tym filmem, który mimo świetnej obsady drażni manieryzmem, miałkością ideowego przekazu i wzbudzającym rozbawienie klimatem soft porno a la "Emanuelle". Ale przecież tak bywało dość często z najlepszą muzyką filmową, że towarzyszyła filmom przeciętnym: wystarczy wspomnieć "Windą na szafot" z Milesem Davisem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz