Paweł Romańczuk
Marcin Ożóg
Tomasz Orszulak
Jędrek Kuziela
Maciej Bączyk
Kartacz
BR ES 13
By Bartosz Nowicki
Małe Instrumenty, projekt dowodzony przez Pawła Romańczuka, przyzwyczaiły nas do wyszukanej formy swoich wydawnictw, w których oprócz pasjonującej muzyki znalazła się zarówno katarynka, jak i poradnik "Samoróbka" dla domorosłych konstruktorów instrumentów muzycznych. W przypadku "Kartacza" nie otrzymujemy w bonusie dodatkowych fantów, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż zawartość dźwiękowa albumu jest na tyle bogata i wielowątkowa, że sama w zupełności wystarczy, aby zaskarbić sobie ciekawość słuchacza. Trzy z pozoru odmienne wątki podejmuje w zaledwie siedmiu kompozycjach Paweł Romańczuk, jednak wszystkie zainspirowane są polską kulturą lat 60-tych i 70-tych. "Kartacz" finalnie okazuje się być hołdem oddanym złotym czasom polskiej muzyki eksperymentalnej oraz - w mniejszym stopniu - rodzimej kinematografii.
Pierwsza część "Kartacza" poświęcona jest pamięci legendarnego Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Płytę otwiera wierna interpretacja pierwszego polskiego utworu elektronicznego, którym jest "Etiuda na jedno uderzenie w talerz" Włodzimierza Kotońskiego - współpracownika studia, wybitnego eksperymentatora i kompozytora muzyki współczesnej. "Etiuda" jest również pierwszym polskim utworem na taśmę. Dzięki zabiegom edytorskim Kotoński uruchomił całe uniwersum dźwięków, którego źródłem stało się tylko jedno, jedyne uderzenie pałeczką w talerz. Preparacja tego jednego dźwięku ukazała nieskończone wręcz możliwości edycji ograniczonej tylko wyobraźnią twórcy. Rozciąganie, skracanie, powielanie, sklejanie, szatkowanie, filtrowanie i inne pomysłowe modyfikacje zaowocowały kompozycją, w której słuchacz odnosi wrażenie, jakby każdy z dźwięków został użyty jednorazowo. "Etiuda" to wertykalna impresja, gdzie żaden z dźwięków nie stanowi dominanty. Ten demokratyczny dźwiękowy dialog, muzyczny metajęzyk Małe Instrumenty rekonstruują w skali 1:1, wykorzystując w tym celu fircykowatą maszynerię wymyślnych i wymyślonych instrumentów. W rzeczy samej Romańczuk nie odtwarza metody taśmowej Kotońskiego, a jedynie sam rezultat jego działań.
Również dwa kolejne utwory na płycie to osobliwy hołd dla muzyki taśmowej i elektroakustycznej. Idea muzyki konkretnej zostaje zaprezentowana naiwnymi (w sensie art brut) brzmieniami zabawek i dźwiękoprzedmiotów oraz szlachetnym akcentem instrumentów akustycznych. Postawione na równi w hierarchii muzycznej odgłosy zgodnie z założeniami celebrują dźwięk sam w sobie, jego wybrzmiewanie i oddziaływanie na całość kompozycji oraz na wrażliwość słuchacza.
Centralne miejsce na albumie zajmuje tytułowy "Kartacz", który oddziela głównych patronów tego wydawnictwa. Kartacz to broń jaką posługiwano się w trakcie zbrojnych konfliktów między XVI a XIX wiekiem. To specyficzny pocisk artyleryjski wypełniony kulistymi, ołowianymi nabojami, o szerokim polu rażenia. Specyfika jego działania została zilustrowana przez Romańczuka w sposób niezwykle obrazowy - poprzez delikatny stukot deszczu metalicznych kropelek, które w rzeczywistości powstały wskutek dynamicznych, choć subtelnych postukiwań pałeczkami o struny w wysokich rejestrach. Pomimo militarystycznej konwencji reżyseria i realizacja Małych Instrumentów pozbawiona jest grozy i ciężaru. To raczej surrealistyczna i żartobliwa impresja dodatkowo wzbogacona o dialogi wycięte z polskich filmów z lat 60-tych i 70-tych. Błyskotliwa kompozycja filmowych cytatów układa się w zabawne słuchowisko poświęcone strzelaniu, w którym rozpoznać można głosy całej plejady gwiazd polskiego kina "z wojną w tle", m.in.: Cybulskiego, Mikulskiego, Pieczki, Kociniaka, czy Czechowicza.
Nad trzecią częścią "Kartacza" unosi się natomiast duch Tomasza Sikorskiego, pierwszego polskiego minimalisty, twórcy niezrozumianego i odrzucanego przez jemu współczesnych, odkrytego dopiero po jego śmierci. On również miał swój epizod w ramach Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. W interpretacji twórczości Sikorskiego charakterystyczne dla Małych Instrumentów fircykowate instrumentacje i pourywane dźwięki zostają zastąpione rozległymi plamami dronów, które pochodzą z samoróbkowej harfy z metalowymi strunami, zestawu strojonych kielichów i syntezatora Synthi AKS. Kompozycje zostają wyciszone i przybierają kontemplacyjny charakter.
Skonfrontowanie specyficznej ekspresji Małych Instrumentów z awangardowymi ideami lat 60-tych okazało się zabiegiem niezwykle świeżym i oryginalnym. To ekscytujące spotkanie dwóch wykluczonych z głównego nurtu świadomości muzycznej estetyk. Tak jak kiedyś wizjonerskie realizacje awangardzistów były niezrozumiałe i niechętnie przyswajane jako pogwałcenie klasycznych wzorców myślenia o muzyce, tak obecnie estetyki "toy music" nie traktuje się z powagą, często trywializując jej ekspresję. Jednak próba odświeżenia idei muzyki elektroakustycznej czy minimalizmu - jak ma to miejsce na"Kartaczu" - ma obopólne zalety. Z jednej strony nobilituje estetykę "zabawkowej muzyki", z drugiej zaś do awangardowych, akademickich idei wnosi trochę dystansu, nie polegającego jednak na banalizowaniu czy infantylizacji dyskursu, bo paradoksalnie "zabawkowe interpretacje" Małych Instrumentów realizują jego założenia o otwarciu na wszechobecny dźwięk bez względu na jego proweniencje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz