Dawid Lubowicz - violin
Mateusz Smoczyński - violin
Michał Zaborski - viola
Krzysztof Lenczowski - cello
Karłowicz żył na przełomie wieków XIX i XX i jest jedną z tych wielu tragicznych, polskich historii o niespełnionych nadziejach. Oprócz pieśni, których słuchamy na tej płycie, skomponował jeszcze 6 słynnych poematów symfonicznych i garść innych utworów, znamionujących wielki talent, ale brzmiących raczej jak piękna obietnica niż jej spełnienie. Wszystko przerwała lawina w Tatrach - Karłowicz był ich miłośnikiem - która przecięła nić jego życia w wieku lat zaledwie 32.
Co więcej czas obszedł się z muzyką Karłowicza - to moja opinia - dość okrutnie. W stylu można ją określić jako postromantyczną i nawiązującą do języka Ryszarda Wagnera, który dziś brzmi cokolwiek ckliwie i pompatycznie. Niestety romantyzm bardzo się zdezaktualizował. Stąd to ukłucie w sercu. Czy Atomom uda się nadać tej muzyce bardziej aktualne brzmienia, czy znajdą odwagę by z Karłowicza wydobyć patos, ale bez niepotrzebnej czułostkowości, czy potrafią muzycznie z Karłowiczem się skonfrontować, by pokazać że może ciągle inspirować?
Po wielokrotnym wysłuchaniu płyty uważam, że im się to udało. Duża w tym zasługa towarzyszącego im kwartetu instrumentów dętych Szczecińskiej Orkiestry Symfonicznej (nadmieńmy, że Karłowicz jest patronem tej instytucji), którego brzmienie bardzo ciekawie komponuje się ze smyczkami, a który jednocześnie dał Atomom wystarczająco dużo przestrzeni by mogła pojawić się improwizacja, eksperymenty dźwiękowe, mógł dojść do głosu indywidualny charakter zespołu. Płyta szczególnie zyskuje przy kolejnych odsłuchach, na dobrych słuchawkach lub topowym sprzęcie grającym. Wybrzmiewają niuanse, można docenić jakość gry instrumentów, perfekcję wykonania i smaczki fuzji estetyk muzyki jazowej i klasycznej.
Ale ukłucie w sercu pozostaje. Jednak nie z powodu, że czegoś w tej płycie zabrakło, ani z tego że coś się nie udało, ale z tego powodu, że... romantyzm muzyki dotarł do mnie z całą siłą. Zrozumiałem, że wcale się nie zestarzał, że tylko czekał na powtórne odkrycie. Że delikatność, czułość, wrażliwość na przyrodę, innych, siebie i jej ekspresja w muzyce zawsze były, są i będą aktualne. Bo są częścią nas i są nam potrzebne by odczuwać pełnię życia, w tym pełnię artystycznych czy muzycznych wrażeń. Brawo dla artystów, tak dla Atomów jak wyśmienitych muzyków Szczecińskiej Filharmonii za odwagę, by Karłowicza przypomnieć, uaktualnić i dać szansę słuchaczom odkryć dźwięki, doznania, emocje dawno zdawałoby się zapomniane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz