Jestem wielbicielem wibrafonu, marimby, ksylofonu, zatem w tym tekście nie będzie mi łatwo być obiektywnym. Niemniej spróbuję. Jeśli chodzi o pomysł, to myślę, że przyjdzie mi to łatwo. Uważam, że tak obiektywnie jak subiektywnie pomysł na płytę jest po prostu świetny. Po pierwsze muzyka Jerzego Miliana zupełnie się nie starzeje, a raczej starzeje się jak wino czyli nabiera smaku. Każdy kto zna Miliana z przyjemnością posłucha jego znanych i mniej znanych kompozycji w nowym świeżym wykonaniu, zaś Ci, którzy ich nie znają odkryją muzykę, która dla polskiego jazzowego wibrafonu jest równie ważna jak, dajmy na to, muzyka Komedy dla polskiego jazzu w ogóle.
Uważam także, że obiektywnie patrząc pomysł, aby zaprosić do nagrania grupę polskich wybitnych wibrafonistów, oprócz lidera Bernarda Maseliego, grają tu: Bartosz Pieszka, Dominik Bukowski i Karol Szymanowski, jest po prostu świetny. Mamy tu do czynienia nie tylko z grupą wirtuozów instrumentu, ale przede wszystkim artystami mającymi własną wyraźną osobowość artystyczną. Nakłonienie ich do udziału w tym niezwykłym projekcie, by dzielić z nimi radość z grania tego materiału jest wielkim sukcesem i świadczy o wybitnej klasie lidera. Cieszenie się ich grą stanowi mocną stronę tej płyty i samo w sobie stanowi dobry powód, by się z nią zapoznać, bo ile w końcu w życiu słuchaliśmy zespołów, w których grało 4 wibrafonistów?
Kolejny obiektywny plus, który chciałbym zapisać na rzecz tej płyty, to fakt że jest to zapis koncertu na żywo, mającego miejsce w trakcie 2 edycji odbywającego się w Tomaszowie Mazowieckim festiwalu Love Polish Jazz Festiwal (nagranie zostało dokonane 22 września 2017). Bardzo to pomaga tej muzyce, która była pisana dla szerokiej publiczności, ku rozrywce i zyskuje, gdy jest grana dla grona entuzjastycznych słuchaczy. Udało się to zawrzeć na nagraniu, które brzmi dobrze, w czym duża zasługa sekcji rytmicznej złożonej z ciągle młodych, ale już rozpoznawalnych na polskiej scenie muzyków: Bogusława Kaczmara na fortepianie, Michała Kapczuka na kontrabasie i Marcina Jahra na perkusji.
Podsumowując, płyty się słucha świetnie, zwłaszcza przy pierwszym przesłuchaniu. Kompozycje Miliana ciągle mają moc uwodzicielską, czuć entuzjazm muzyków i towarzyszące im wsparcie publiczności. Wystarczy zamknąć oczy i czujemy się jak w klubie, słuchając świetnego, energetycznego jazzu. Natomiast przy kolejnych odsłuchach materiał ten - przy najmniej w moim subiektywnym odczuciu - już nie broni się tak dobrze. Może chiałbym, aby pojawiły się w nim oprócz kompozycji Miliana także własne utwory członków zespołu. Jest jeden taki przypadek na tej płycie, mowa to o trzecim utworze "The Miner", kompozycji pióra Bartka Pieszki, która brzmi równie świetnie jak te milianowskie.
Ale jest w tym nawet coś więcej. Zestawiając współczesnego "The Miner" z zagraną wcześniej genialną milianowską "Ballad for Olga" słyszymy o wiele więcej w obu tych utwórach przez kontrast jaki je dzieli: w stylu, w nastroju, w sposobie użycia instrumentów. To spotkanie jest fascynujące i bardzo brakuje tego napięcia w dalszej części płyty. Kolejne utwory to typowe Milianowskie hity: "Jerks At The Audience", "Luciano Coxcomb", "Street 2000", brzmią trochę jak sztampowy koncert muzyki rozrywkowej tamtych lat, publika klaszcze, gramy tym samym tempem, brakuje zatrzymania się, oddechu, głębi, refleksji. Dopiero udana interpretacja "At The Watchmaker's" znowu budzi ciekawość słuchacza. Dlatego słuchając po raz kolejny tego repertuaru myślałem o tym jak fascynujące byłoby włączenie większej ilości kompozycji członków zespołu, pozwalających z jednej strony zademonstrować swój indywidualny styl, a z drugiej konfrontować styl grania milianowskiego ze współczesnym, pokazać koncepcje wykorzystania wibrafonu kiedyś i dzisiaj we współczesnym jazzie czy szerzej muzyce improwizowanej. W momencie kiedy napisałem to zdanie, zdałem sobie sprawę, że brak tego elementu nie powinien być zarzutem wobec tego krążka skoro koncepcja była inna. Zatem lepiej nazwę go czysto subiektywnym odczuciem albo marzeniem i prośbą skierowaną nieśmiało w kierunku członków septetu, w kontekście ich - miejmy nadzieję - następnego spotkania czy wspólnego nagrania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz