Michał Starkiewicz - guitar
Tomasz Licak - saxophone, bass clarinet
Paweł Grzesiuk - bass
Radek Wośko - drums
Leon
GATEWAY MUSIC 2016
By Krzysztof Komorek
Lubię odkrywać nowe rzeczy, dostawać coś niespodziewanego, nieoczekiwanego. Takie miłe
zaskoczenia od samego początku serwowała mi płyta The Beat Freaks. Nowy zespół? W zasadzie tak. Kiedy jednak spojrzymy na współtworzących go muzyków, będziemy mieli pierwszą niespodziankę.
Tomasza Licaka oraz Radka Wośkę znają i poważają fani jazzu, nie tylko w Polsce. Michała
Starkiewicza i Pawła Grzesiuka także nietrudno skojarzyć - chociażby z koncertowych występów z
artystami z najwyższej półki, choć nie zawsze z tej jazzowej. The Beat Freaks nie są więc składem
anonimowym. Skąd natomiast wziął się "Leon"? Album miał być w założeniu hołdem oraz próbą
ocalenia twórczości mitycznego barda czasów gwałtownej industrializacji Leona Kokakiewicza.
Zafascynowanego maszynami innowatora i wizjonera. Postaci, o której nie poczytamy sobie w
przepastnych zasobach internetu, choćby z tego powodu, że nikt taki nigdy nie istniał.
Dziewięć chwytliwych kompozycji zepołu wyróżnia pierwszoplanowa rola saksofonu i klarnetu Tomasza Licaka, wspomaganego w solowych partiach gitarowymi popisami Michała Starkiewicza -
inicjatora powstania projektu. Bas i perkusja nie pchają się na pierwszą linię, ale potrafią
zaznaczyć swoją obecność. Chociażby w utworze „Solaris” kapitalnie poprowadzonym przez Radka
Wośkę z solówką i fantastyczną zmianą rytmu w okolicach połowy utworu. Czy też w tanecznym "Pod
nóżkę" z chwytliwym, rozkołysanym basem urozmaiconym dyskusją gitary i saksofonu. Uwagę
przykuwają jeszcze spokojne, balladowe "Bright Eye" i "Ludowo", który po "ludowe" inspiracje sięga
niekoniecznie w stronę naszych rodzimych okolic.
Płyta niespodziewanie raczej lekka – niespodziewanie, bowiem duńskie doświadczenia połowy składu
sugerowałyby raczej mocno improwizowany repertuar. Za to wymyślona i zagrana z dużą klasą.
Zdecydowanie zachęcająca do sięgania po jazz. Mam nadzieję, że The Beat Freaks znajdą jeszcze
kiedyś kolejne ślady działań Leona Kokakiewicza i podzielą się nimi ze światem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz