Wojciech Jachna - trumpet, cornet, loops, fx
Conception (2021)
Kilka miast czy regionów w Polsce dostąpiło zaszczytu posiadania własnego jazzowego środowiska: oczywiście Warszawa (choć to przypadek osobny), na pewno Kraków, Trójmiasto, Górny Śląsk, Wrocław i w tym samym rzędzie należy umieścić Bydgoszcz. Jest to ewenement biorąc pod uwagę, że wymienione wcześniej miasta są od niej dużo większe, bogatsze tak ekonomicznie jak i w sensie tradycji kulturalnej. Oczywiście olbrzmią rolę odgrywał tu klub Mózg, ale przede wszystkim grupa niezwykle utalentowanych, kreatywnych, ale i wytrwałych, odpornych na przeciwieństwa losu muzyków tworzących to środowisko, pośród których Jachna należy do najbardziej interesujących.
Nie chciałbym marnować miejsca w tym tekście na przypominanie jego kariery, choć warto byłoby to zrobić, a kto ma to ochotę niech kliknie na nasz tag: Wojciech Jachna i może łatwo prześledzić liczne wydane przez niego płyty, w różnych składach, z reguły wysokiej jakości, a naprawdę często - wybitne. Był też wielokrotnie nagradzany na naszym blogu, przypomnijmy niektóre z tych zachwytów: wydany w zeszłym roku w ramach Wojciech Jachna Squad wyśmienity album "Elements" czy w trio z Mazurkiewiczem i Buhlem "God's Body" z 2018 albo "Night Talks" nagrany w 2015 w duecie z wyśmienitym kontrabasistą Ksawery Wójcińskim. Wszystkie były naszymi albumami miesiąca i wysoko lokowały sie w naszych rocznych zestawieniach. Nie przypadkiem! Polecamy je Wam wszystkie, zresztą było ich dużo więcej.
Spodobają się Wam one szczególnie jeśli lubicie taki jazz, nie jazz. Co to znaczy? Podążanie własną drogą, szukanie swojego soundu, oryginalność, kreatywność, skupienie na dźwiękach, a nie na PR. To co ja osobiście bardzo lubię w muzyce Jachny, a co jest bardzo mocno obecne na tym krążku, to ambientowe klimaty z okazjonalnie tanecznie potraktowanym rytmem. Taka mieszanka zawsze cudownie kojąco na mnie działa szczególnie późnym wieczorem.
Jeśli zaś generalnie obawiacie się albumów solo, to w tym przypadku nie ma takiej potrzeby, ponieważ chociaż gra rzeczywiście wyłącznie Jachna, to użycie różnych isntrumentów, a szczególnie elektronicznych przetworzeń i w ten sam spośób generowanych rytmów - wszystko świetnie zmiksowane przez Jarka Hejmanna i zmasterowane przez Marcina Bocińskiego - powoduje że muzyka brzmi niemal jak nagrana w bandzie. Jedyne co można zarzucić temu krążkowi to fakt, ze nie jest krokiem w żadnym nowym kierunku, brzmi jak materiał nagrany w trakcie pandemii, po to aby nie zwariować i nie stracić kontaktu z muzyką. Jednak w tym sensie działa doprawdy terapeutycznie także na słuchacza i z tym związany jest mój drugi zarzut: że płyta jest za krótka, trwa niecałe 38 minut, a szkoda bo chciałoby się słuchać i słuchać... Oczywiście żartuję: świetna muzyka i serdecznie polecam Waszej uwadze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz