By Maciej Nowotny
Wyobraźcie sobie taki katastroficzny film science fiction. Kosmici z odległych galaktyk przybywają do Układu Słonecznego. Ich wrogiem jest muzyka. Nie wiemy z jakiego powodu, ale wałęsając się po całym Wszechświecie starają się ze wszelkich sił zniszczyć muzykę gdziekolwiek się znajduje. Po dotarciu w okolice planety Ziemia konstatują z przerażeniem, że cała planeta wręcz kipi od muzyki. Nie mogą uwierzyć ile kwitnie na niej gatunków, ilu artystów o niczym innym nie myśli dniem i nocą, tylko o tym jak by tu zagrać muzykę, najlepiej swoją, jedyną w swoim rodzaju. Także słuchacze nie mogą się bez niej obyć ani przez minutę, w pracy, w czasie zabawy, odpoczynku czy miłości. Przerażeni tym stanem rzeczy postanawiają skonstruować wirusa, który zmusi artystów do zamilknięcia, a ludzi do zamknięcia się w domach, gdzie będą siedzieć w przerażeniu i ciszy. Brzmi znajomo? A zatem koniecznie czytajcie dalej.
Początkowo ludzkość myśli, że chodzi o zwykłą epidemię, ale z czasem zaczynają się pojawiać podejrzenia. Teleskop Hubble wykrywa na orbicie Jowisza niezwykłą asteroidę, która bardzo przypomina statek kosmiczny. W pewnym momencie kosmici zrzucają maskę i przesyłają na kanał MTV wiadomość, w której stawiają ludzkości ultimatum: w ciagu 24 godzin mają zamilknąć wszystkie stacje, płyty, kasety, pliki muzyczne maąa przestać być udostępniane i ma zacząć się ich systematyczne niszczenie. Jeśli tak się nie stanie wirus, którym zdażyli się zarazić prawie wszyscy, stanie się śmiertelny i zacznie się wielkie umieranie. Niektórzy nie wierzą w ten przekaz, uważają go za kiepski żart, ale politycy przekonują, że warto się zgodzić. W trakcie chaotycznych dyskusji ludzie zaczynają umierać, a wtedy muzyka zaczyna milknąć. Stacja po stacji, wytwórnia po wytwórni, klub po klubie, instrument po instrumencie milknie zgiełk.
Od momentu, gdy wskutek inawazji stworzonego przez kosmitów wirusa zapadła cisza zauważono, że z nieba znikają gwiazdy. Stawało się ono coraz ciemniejsze, puste i przerażające. Nie wszyscy jednak upadają na duchu. Niektórzy postanawiają walczyć. Szerzy się nowa epifania, zgodnie z którą muzyka jest ważna dla przetrwania świata, a nawet wszechświata i dlatego kosmici chcą ją zniszczyć. W takim momencie w odległym meksykańskim mieście Oaxaca pojawia się człowiek z saksofonem. I zamyka się wewnątrz kaplicy w starym XVI-wiecznym klasztorze dominikanów.
W grubych murach kościoła zaczyna rozbrzmiewać dawno nie słyszana na planecie muzyka. Dźwięk saksofonu sopranowego nie przypomina niczego co słyszano do tej pory. Na początku piosenki są krótkie jakby muzykowi brakowało tchu, jakby dawno nie grał i wyszedł z wprawy. Ale z każdą kolejną stają się dłuższe. Muzyka budzi z długiego snu ptaki, rozbrzmiewają stare mury, kościół przypomina jeden wielki instrument, z którego muzyka niesie się na cały Meksyk, Amerykę, świat, uniwersum. Na niebo zaczynają powracać gwiazdy. Co się stanie dalej zależy w dużej mierze od nas? Czy poszukamy tej muzyki i w odruchu buntu zaczniemy jej słuchać? Czy uwierzymy, choć dowodów brak, że od muzyki, zwłaszcza uduchowionej jak ta, zależy przetrwanie naszego świata, a może i Wszechświata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz