wtorek, 8 marca 2011

Czy istnieje coś takiego jak miłość?


Czy istnieje coś takiego jak miłość? Zapewne odpowiecie, że to głupie pytanie. Kto z nas nie kocha swoich dzieci, żony, rodziny, ojczyzny etc. Tylko, że ja nie taką mam miłość na myśli. Bo te miłości, piękne, bardzo piękne bez wątpienia, wymagają, aby zaistnieć, przedmiotu. I przez to, powtórzę za Platonem, wydają się jednak nieco ułomne. Czy istnieje, pytam zatem, miłość jako taka? Która przepełnia serce, chwilę, istnienie, ale jest nieskrępowana swym przedmiotem, oczyszczona z treści, bo i nawet niewiele ma wspólnego z nami, bo gości w nas na podobnej zasadzie jak lustrzany blask, które odbija niewidoczne żródło światła znajdujące się poza zasięgiem naszego wzroku? Czy taka miłość, silna jak nagła tęsknota, zachwyt, znajdująca się poza czasem bieżącej chwili i aktualnej przestrzeni istnieje?

Tak. Istnieje, choć nie wiem ile razy w życiu czułem ten stan, ile razy zadrgało tak serce. Bo stan ów napełnia tyleż błogością co wielkim lękiem, przerażeniem, bojaźnią wręcz. Rozrywa tkankę pewności istnienia i przewidywalności naszych uczuć, wywraca na nice poczucie bezpieczeństwa, które z takim wysiłkiem każdy z nas buduje każdego dnia jak ptaki gniazdo dla swoich piskląt. A jednak tęskni się strasznie za tymi momentami miłosnej grozy i bez nich życie jest jak...jak muzyka bez ducha.

Bo wielka muzyka ma w sobie zarówno wielką miłość jak i wielki smutek, cierpienie, lęk. Dlaczego? Chyba człowiek nie jest ulepiony na miarę rzeczy boskich, wielkich. Kiedy po nie sięga, one go spalają , niszczą. I tak było z Marionem Brownem, bo muzyk to po prostu tyleż nieznany co absolutnie niezwykły, a te same przymioty dotyczą jego muzyki. Moim marzeniem napisać jest kiedyś parę słów na temat jego osoby i muzyki jaką tworzył, by przybliżyć trochę innym słuchaczom jego sztukę. Ale jeśli do tej pory nie słyszeliście żadnej jego płyty to ta może być najlepszym wyborem na sam początek. Bo Marion Brown to ikona undergroundowego free jazzu (przynajmniej dla mnie), ale ta płyta najbliżej chyba ze wszystkich przez niego nagranych, znajduje się głównego nurtu. Jest komunikatywna, melodyjna, czarująca, a przy tym...posiada to wszystko, o czym pisałem wyżej.

Autor: Maciej Nowotny

3 komentarze:

  1. Miłość to po prostu biochemiczne procesy w naszym mózgu. Chodzi o przekazanie genów - miłość to taki rodzaj gry i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale o jaką płytę chodzi??tytuł please

    OdpowiedzUsuń
  3. O ile pamiętam miałem na myśli "Porto Novo"albo "Soul Eyes". Dawno pisałem ten tekst. Ale te dwie płyty gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...