Roscoe Mitchell - saxophones
Jerzy Mazzoll - bass & metal clarinets
Sławek Janicki - double bass
Qba Janicki - drums, percussion, electronics
Four Sure
MZM-12CD
By Piotr Wojdat
Czas podsumowań końcoworocznych zbliża się dużymi krokami, przygotowania ruszyły pełną parą, a o wspólnym wydawnictwie żywej legendy chicagowskiego jazzu Roscoe Mitchella i naszych muzyków wywodzących się ze sceny yassowej jak na razie jest wyjątkowo cicho. Być może to tylko dlatego, że album, który mam przyjemność omawiać na łamach bloga Polish Jazz, ukazał się dopiero pod koniec listopada i w natłoku innych płyt wciąż czeka na swoją kolej. Mam jednak nadzieję, że z każdym kolejnym dniem będzie o nim bardziej głośno, bo muzyka zawarta na "Four Sure" według mnie na to zdecydowanie zasługuje. Jestem przekonany, że nie pozostawi też nikogo obojętnym. I to nawet, jeśli w przypadku niektórych słuchaczy jej odbiór będzie tylko chłodny.
Roscoe Mitchell jest prawdziwym nestorem i, nie bójmy się użyć tych słów, żywą legendą muzyki jazzowej. Zapracował na to miano jak mało kto - jest aktywny od lat 60. i ma na koncie wiele znakomitych nagrań podpisanych własnym imieniem i nazwiskiem oraz wydanych z zespołem Art Ensemble Of Chicago. Był także czołową postacią ruchu AACM (Association for the Advancement of Creative Musicians), który stał się trampoliną dla wielu wybitnych afroamerykańskich muzyków w rodzaju Anthony’ego Braxtona, Freda Andersona czy Muhala Richarda Abramsa. Dzięki temu artyści spod znaku AACM w niełatwych czasach mogli z większym powodzeniem rozwijać swoje koncepcje artystyczne w duchu muzyki kreatywnej czerpiącej ze spuścizny jazzu, muzyki współczesnej i etnicznej. Roscoe Mitchell był wyróżniającą się postacią tego ruchu i po dziś dzień koncepcje tej organizacji artystyczno-obywatelskiej znajdują odzwierciedlenie w jego twórczości.
Chicagowski saksofonista ma za sobą dobry rok. Tak się jednak złożyło, że był to czas, w którym artysta wydawał muzykę nagraną z awangardowymi orkiestrami. Zarówno "Distant Radio Transmission" zarejestrowane z Ostravską Bandą, jak i "Splatter" są jednak trudne w odbiorze, momentami nawet męczące i raczej traktowałbym je jako ucztę dla intelektu. "Four Sure" sytuuje się w zasadzie na przeciwnym biegunie twórczości Mitchella i jest niejako jego powrotem do bardziej spontanicznego, intuicyjnego i żywiołowego grania, gdzie duch AACM wydaje się cały czas obecny.
Duża w tym zasługa naszych muzyków: klarnecisty Jerzego Mazzolla, kontrabasisty Sławka Janickiego i perkusisty Qby Janickiego, którzy często sięgają po, zachowując proporcje, komunikatywne środki wyrazu i jednocześnie potrafią budować wciągającą opowieść nawet na zaledwie jednym czy dwóch dźwiękach. Masywne, intensywne tło za sprawą charakterystycznego, dronującego brzmienia klarnetu Mazzolla stymuluje ekspresję muzyków, odrealniając nieco kompozycje, które w efekcie nabierają specyficznego, transowego zabarwienia. Zresztą wszyscy trzej to artyści, którzy kreatywność mają we krwi, znają się od wielu lat i konsekwentnie pokazują, że idee artystyczne trójmiejskiej i bydgoskiej sceny yassowej były i są bliskie artystom z Chicago. W rezultacie współpraca między Mitchellem a polskimi muzykami przebiega w doskonałej symbiozie i jeśli skupić się tylko i wyłącznie na wątku improwizacji, całość zaskakuje niezwykle spójną strukturą, płynną narracją i gęstą materią dźwiękową.
W przypadku "Four Sure" warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden kontekst - nadzwyczajnego porozumienia yassowców z muzykami związanymi z Art Ensemble Of Chicago. Ćwierć wieku temu zespół Miłość z dużym powodzeniem występował z trębaczem Lesterem Bowiem i dorobił się nawet dwóch płyt: "Not Two" oraz "Talkin’ About Life And Death". W 2015 roku Roscoe Mitchell wraz z Jerzym Mazzollem, Sławkiem i Qbą Janickim zagrali w ramach 11. edycji Mózg Festival. Materiał został zarejestrowany, przeleżał aż 5 lat, ale doczekaliśmy się i w końcu ujrzał światło dzienne. "Four Sure" to znakomity album, który potwierdza, że improwizowany jazz może być muzyką pełną werwy i energii, a do tego może też być zagrany bez jakiejkolwiek spiny i napuszania się. Przy okazji to świetny muzyczny dokument i dowód na to, że historia czasami lubi zataczać symboliczne koło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz