Jerzy Mazzoll
Jerzy Mazzoll – klarnety, flet, głos
Michał Szturomski - aranżacje, gitary el., syntezatory, sampling, perkusjonalia, field recording
Gościnnie:
Miłosz Wośko - fortepian, organy
Franciszek Pospieszalski - kontrabas
Piotr Machałowski - gitara basowa
Igor Nikiforow - perkusja
Artur Chaber - instr. perkusyjne
Być (2020)Wydawnictwo:
Wytwórnia Krajowa Tekst:
Piotr Banasiak" ... prawda, że piękne? Śpiewał niezapomniany Mieczysław Fogg. A teraz o uwagę prosimy Panią Halinę Kozłowską z Pszczyny. W dniu 70 urodzin... (...) ...a dla Szanownej Jubilatki wybraliśmy tak lubianego przez państwa Jerzego Mazzolla! Będzie to utwór ze szlagierowego albumu "Być" pod tytułem..." STOP! Pobudka! A w zasadzie... do diaska, właściwie dlaczego nie??? Ale najpierw zajrzę do pamiętnika.
Upalny lipiec 1988. Leżę przed namiotem na Polanie Śnieżnej w Międzygórzu, przeglądam Magazyn Muzyczny, a w nim artykuł o wielce obiecującej gdańskiej kapeli Snukaski. Ze zdjęcia patrzy na mnie hardo i wyzywająco pewny siebie dziewiętnastolatek. Jaszcze nie wiem, że to Pan Jerzy. Ale za kilka lat się dowiem.
Chłodnawy maj 1997. Yass jest już zjawiskiem powszechnym, Bydgoski "Mózg" miejscem kultowym, a Mazzoll artystą ikonicznym, z poważnym dorobkiem, w którym jak diament błyszczy album "a". Zbieram wszystko, w czym Pan Jerzy się pojawia, najpierw na kasetach.. później na CD.. Mogę Go zobaczyć w tv, poczytać o Nim w różnych TylkoRockach i innych Machinach, a nawet w legowisku ówczesnej awangardy i podziemia - JazzForum. Mazzoll & Arythmic Perfection z Kazikiem. Tak. Byłem w "Eskulapie" na tym koncercie. Legendarny, transcendentalny gig. Ale ja wyszedłem z niego zły. Przez całą sztukę mój Idol siedział, a potem stał - niezmiennie odwrócony do mnie czterema literami. Do mnie! Po koncercie, obrażony, powiedziałem Mu: "oooo Ty Mazzollu jeden Ty!". Tak Mu powiedziałem! Tzn. w myślach Mu powiedziałem. Rozumiecie, Mazzoll chłop wysoki, krewki i bezpośredni. Jeszcze bym w zęby zarobił. Poza tym, gdzie w tamtych czasach by mnie yassowe goryle przed Mazzollowe oblicze dopuściły...
Obrażony czy nie, przez kolejne dekady śledziłem Artystę: co u Niego, co nagrywa, z kim koncertuje, z kim ma znowu na pieńku itd. itp. I tak Pan Jerzy swoją pełną meandrów drogą życiową, swoim talentem, bezkompromisowym i niezłomnym charakterem na mój szacunek i podziw wieczny zapracował.
No i mamy lato 2022, a ja słucham najnowszego Mazzollowego dzieła. Jakże dalekiego od Jego wieloletnich podróży bezdrożami awangardy, labiryntami harmonii i obrzeżami sonorystyki. Jakże pełnego harmonii, ducha i piękna. Pierwszy wniosek: drodzy Państwo, wydaje mi się, że Pan Jerzy po prostu ponownie się zakochał. W żonie się zakochał - na dodatek we własnej żonie! W potomstwie się zakochał, w rodzinie. W całym świecie się zakochał, w ludziach się zakochał. Co tam - nawet i siebie chyba trochę bardziej polubił. A słuchając tych kilku krótkich urywków z field recordingu, które porozrzucane tkwią w różnych miejscach albumu i widząc, gdzie zostały nagrane, nasuwa mi się drugi wniosek. Otóż przypuszczam, iż Pan Jerzy odkrył, że Ktoś tam na górze też bardzo Go lubi. Na dodatek ten Ktoś postawił na Jego drodze Michała Szturomskiego.
Pan Szturomski już od lat pisze własną, niezależną, ciekawą historię - jako muzyk i producent. Jeśli dobrze pamiętam, obaj artyści spotkali się w intrygującym projekcie dźwiękowym Provinz Posen, które to spotkanie dobrze wróżyło na przyszłość. W efekcie dostaliśmy teraz album "Być", a mnie w trakcie odsłuchu nasuwa się trzeci wniosek: Panowie - wyście się ze świecą szukali! Posłuchajmy zatem, cóż wyszło ze spotkania talentu, intuicji i pracowitości Pana Michała z niespokojnym duchem i charyzmą zakochanego Pana Jerzego.
Elektronika i najnowsze technologie w symbiozie z baterią Mazzolowych instrumentów dmuchanych to żadna nowość. Pan Jerzy od lat już jest z tym za pan brat, ale porównajmy "Być" choćby z poprzednim "Mazzboxxem". "Mazzboxx" to Pan Jerzy poszatkowany i zdekonstruowany, a Jego improwizacje to materiał genetyczny, z którego Igor Pudło stworzył zupełnie nową samplowaną jakość. "Być" to Pan Jerzy naturalny, mistrz ceremonii w pełnej krasie swojego kunsztu.
Pan Szturomski zdecydowanie dał Mazzollowi pograć, sam zapewniając w tle dyskretny akompaniament. I rytm. Wszechobecną, transową, ale bardzo "miękką" konstrukcję rytmiczną, amalgamat ambientowo modulowanej elektroniki i akustycznych perkusjonaliów. W mojej pamięci od razu otwiera się zakurzona szuflada z dokonaniami The Orb, lub z dubowym katalogiem wytwórni Universal Egg. Wrażenie to potęguje fantastyczna, przestrzenna gra Szturomskich gitar i syntezatorów oraz fortepianowe impresje Pana Wośko. Jednak nie ma co żałować, że Mazzoll 30 lat temu nie spotkał się z Orb-ami. Alex Paterson Mazzolowi nie jest potrzebny, bo ma za partnera pomysłowego Pana Szturomskiego. A czy Mazzollowi potrzebny jest Jah Wobble? Otóż także nie, albowiem ma Pana Franciszka Pospieszalskiego - mojego "cichego bohatera" na tej płycie. Pan Franciszek nakontrabasował w poszczególnych kawałkach melodyjne, zwięzłe figury, które wraz z perkusjonaliami zapewniają świetny, dubowy, pulsujacy fundament kompozycji. Wszystko znakomicie wyważone tak, aby nie rozpraszać mojej uwagi skupionej na Mazzollowych klarnetach i fletach.
Mazzollowa gra na tym albumie to oś narracji i niespieszne opowieści, z powoli rozwijającą się melodią, zaśpiewami i melizmatami. Mam wrażenie, jakby Pan Jerzy deklamował jakiś wewnętrzny osobisty poemat. I czuję jakąś trudną do zdefiniowania, a częstą u Mazzolla "wschodniość". Chwilami pojawiają mi się w głowie bałkańskie multanki, armeński duduk, a czasem poranna mgła w naszych Lipcach Reymontowskich... Generalnie coś, co P.W. Roberts nazwał kiedyś "Imperium duszy" i nie tyle chodzi mi o geografię, co o tę "duchowość". Poszukiwanie wewnętrznej harmonii, ładu i piękna. Poszukiwanie pokoju duszy. I poszukiwanie MELODII, która tę harmonię, piękno i pokój potrafi WYRAZIĆ. Dużo o tym mówią charakterystyczne tytuły poszczególnych utworów, w rodzaju: "Pani Bycia I Śmierci", "Książę Tego Świata I Nic", "Niebo Ziemia Słońce". Będąc z pozoru jednoznacznymi, pozostawiają słuchaczowi pole do interpretacji - do wolnej improwizacji myślowej.
Na "Być" nie ma miejsca na gwałtowne zwroty akcji; utwory i melodie zawiązują się jakby niepostrzeżenie, zaś kończą rozpływając się, rozrzedzając wśród pogłosów. Muzyka po prostu płynie. Większość kompozycji w molowej, zbliżonej tonacji i zbliżonym tempie, osnuta często na jednym akordzie. Mogło by to powodować wrażenie monotonni, gdyby nie umiejętne urozmaicenie repertuaru krótkimi, dość surowymi brzmieniowo interludiami Pana Jerzego, nagranymi a to w starej cegielni, a to w ruinach młyna, a to w niewielkim kościółku... Ten zabieg wyostrza jedynie uwagę słuchacza, nie przerywając medytacji nad sprawami życia i ducha.
Kolejne odsłuchy pozwalają wyłuskiwać wysublimowane smaczki, wzbogacające płytę, takie jak pastoralne intro organów na początku "Po Chęci Życia Kruche Ślady". Albo kilka pomysłowych dogrywek klarnetu, dzięki którym np. w "Milczącej Mowie Ciała" słyszę piękną polifoniczną frazę. Albo ten trik, kiedy w 3 minucie "Nawiedzeni Przez Sen", po chwilowym zawieszeniu tempa, Pan Franciszek proponuje nowy riff na kontrabasie. Człowiek już sobie wyobraża jak to będzie wyglądać dalej, kiedy instr. perkusyjne nagle wchodzą gdzieś tak w jednej czwartej taktu, w jednej czwartej basowej frazy i ta różnica w punktowaniu akcentów daje olśniewający, dynamiczny efekt! Znakomite.
Nie ukrywam, że mam w tym zestawie mojego prywatnego faworyta, jest to nieco szybszy od pozostałych "W Jednej Chwili Miłość I Amnezja". Słuchając go zastanawiam się, ile zyskaliby muzycy Zion Train, gdyby 30 lat temu zaprosili Pana Jerzego wraz z klarnetem na płytę "Natural Wonders Of The World In Dub". To jest to samo zrozumienie tętna, motoryki, przestrzenności, dźwiękowej oszczędności, oddechu. Tyle, że Zioni zostali z samym pulsującym i transowym tłem. A my mamy piękną Mazzollowa improwizację, a w drugiej części rozedrganą syntezatorową mgłę Pana Szturomskiego, echo Wośkowego piana i ponownie zdawkowy a jakże celny Pospieszalski basowy groove . Techno może być piękne. Co ciekawe, przy każdym odsłuchu tego dzieła wyświetla mi się w głowie pewna fabuła, praktycznie gotowy videoklip. Bardzo zaskakujący. Szczegóły zachowam dla siebie, ale mam nadzieję, że kiedyś spotkam osobiście Pana Jerzego i Mu opowiem, co widzę. Może tym razem goryle dopuszczą...
No dobrze, ale czy ten album ma coś do zaoferowania przypadkowemu słuchaczowi, czy wręcz kompletnemu troglodycie, któremu zupełnie obce jest to wszystko, co powyżej opisałem i któremu kompletnie powiewają Mazzollowe przesłania? Ha! Pamiętacie może, jak w TVP około '90 - '91 w przerwie między programami nadawano kilkuminutowe teledyski z zaśnieżonymi tatrzańskimi widoczkami? Wtedy w podkładzie słyszeliśmy "Belladonnę" Andreasa Vollenweidera. Otóż śmiem twierdzić - i tutaj proszę Pana Jerzego, żeby nie rzucał kapciem w ekran, nie doczytawszy do końca - że większość utworów z "Być" znakomicie sprawdziłaby się jako ilustracja do takich obrazów. Jako ambientowe tło w parkach, terminalach pasażerskich, albo - napiszę to! - w marketach. Dawniej nazywano to sound library music. Mazzollowa muzyka odarta z jakichkolwiek znaczeń, przesłań i kontekstów, sprowadzona jedynie do bezwzględnego strumienia dźwięków, będzie nadal dziełem sztuki i da ludziom oddech, przestrzeń i piękno. I do telewizyjnego koncertu życzeń też się nada. Tę uniwersalność uważam za ogromny atut i wielką wartość albumu "Być".
Jeszcze jedno przemyślenie. Dość często w kontekście "Być" przywołuje się płytę "a" Mazzollowego Arythmic Perfection. Moja intuicja podpowiada mi jednak silne nawiązanie do albumu "Responsio Mortifera". Obie płyty "odczuwam" jako bardzo osobiste, dogłębne, sensualne wypowiedzi Artysty. Tutaj pozwolę sobie na odważną interpretację, odwołując się do poezji Jana Kasprowicza. "Responsio Mortifera" to dla mnie Mazzollowe "Dies Irae". Zaś "Być" to gotowy soundtrack pod Kasprowiczowe liryki z okresu franciszkańskiego. Tak to widzę i proszę Pana Jerzego o wybaczenie, jeśli totalnie zabłądziłem. I jeszcze jedno. Na obu płytach słyszymy głos Mazzolla, tyle że na "Być" to są tylko strzępy, sylaby, głoski. Na pierwszy rzut ucha pełniące rolę taką, jak scratch w hip-hopie, ale kto wie? Może to są wycinki bardzo poważnych rozmów? Bo Mazzoll na byle co języka nie strzępi... Niemniej te urywki głosowe dają mi znać: "jestem człowiekiem, to moja muzyka, jestem teraz tutaj z tobą, gram dla ciebie". I tyle wystarczy.
Spoglądam znowu na zdjęcie młodego Mazzolla w tamtej gazecie sprzed 35 lat, potem na twarz doświadczonego życiowo Artysty patrzącą z okładki "Być"... Pan Jerzy jest już na takim etapie, że gra i nagrywa co chce i z kim chce. Ze mną jest już dawno rozliczony. Ale niech gra mi jak najdłużej. A jeśli przypadkiem ma w planach dalszą współpracę z Panem Szturomskim... Będę czekał cierpliwie!