Marcin Masecki - upright piano
Jerzy Rogiewicz - drums
Ragtime
BMC CD 256
By Maciej Krawiec
„Masecki zagrałby wszystko, bo on
jest człowiekiem, który ma technikę i otwarty łeb. Skręca w takie kierunki, że
naprawdę gra się z nim ciekawie”. Tak o pianiście w swojej wydanej osiem lat
temu autobiografii powiedział Tomasz Stańko i dziś słowa te wydają się jeszcze
bardziej adekwatne. Poza współpracą z osadzonymi w różnych stylistykach
zespołami, sięgał na przykład po kompozycje Bacha, Beethovena, Chopina i
Scarlattiego, czy rozprawiał się z polonezami i mazurkami. Jego najnowszy album
„Ragtime” – nagrany z perkusistą Jerzym Rogiewiczem – to zatem nie pierwszy
dialog pianisty Marcina Maseckiego z historią muzyki, czy konwencjami
wykonawczymi.
Ów dialog Masecki zwykle prowadzi
na własnych, osobliwych prawach. Jest przekorny, nie przeszkadza mu powtarzanie
się, woli zepsuć niż zbudować, nie chce się podobać, lubi zaskakiwać.
Konwencjonalnie melodyjne i rytmiczne ragtime'y posłużyły mu do kolejnej muzycznej
dekonstrukcji, w ramach której nie dba o przejrzystość narracji utworów czy
perfekcyjne brzmienie. Zamiast tego pianista oferuje jednak znacznie więcej:
własny styl. Łączy nienaganną technikę z nonszalancją, szacunek z wygłupem,
melancholię z groteską. Gdy do tego doda się jeszcze jego wyobraźnię i swobodę
improwizowania, nie pozostaje nic innego, jak z radością i zaciekawieniem
odkrywać zarówno sam album, jak i koncertowe nagrania tego repertuaru.
Nie bez znaczenia jest oczywiście
udział Jerzego Rogiewicza, wieloletniego partnera muzycznego pianisty. Na
oszczędnym zestawie perkusyjnym kompetentnie swinguje, dzięki czemu wzmacnia
związek duetu z jazzową tradycją. Poza tym, Rogiewicz naturalnie dyscyplinuje
Maseckiego, dzięki czemu pianista gra w sposób bardziej ścisły i uporządkowany
niż muzykując solo. Ten fakt można uzmysłowić sobie, porównując materiał
duetowy z utworem zamykającym „Ragtime” – to nagranie z solowego występu
Maseckiego w amsterdamskim klubie Bimhuis. Oba oblicza albumu są równie
ciekawe, choć tych, którzy samotną grę pianisty słyszeli nie raz, powinno
zainteresować bardziej jego muzykowanie z Rogiewiczem. A brak kontrabasu? To
świetny pomysł, dzięki któremu uwydatnia się odrębność przedsięwzięcia, jego
bezkompromisowość, a także daleka od perfekcjonizmu twórcza filozofia.
Jeśli więc chcieć dziś słuchać
ragtime'ów – czy w ogóle muzyki tradycyjnej – unikając przy tym niestrawności
towarzyszącej spotkaniom z epigonami, to właśnie w takich wykonaniach, jak to
Maseckiego i Rogiewicza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz