Michał Bąk - doublebass
Emil Miszk - trumpet
Jakub Klemensiewicz - tenor saxophone
Sławek Koryzno - drums
Jakub Klemensiewicz - tenor saxophone
Sławek Koryzno - drums
Fortress (2021)
Alpaka Records
By Maciej Nowotny
Początkowo myślałem, że jest to debiut Michała Bąka, bo nie miałem okazji słuchać jego pierwszej płyty zatytułowanej po prostu "Quartetto". Adam Baruch skomplementował wtedy ten album na łamach naszego bloga w swojej recenzji, a sam album uznaliśmy za jeden z najlepszych debiutów w tamtym roku, umieszczając go w prestiżowej kategorii FOCUS ON DEBUT. Ja jednak myślałem, że jest to debiut Michała i byłem po prostu wniebowzięty poziomem tej płyty. Teraz wiedząc, że debiutem nie jest, mój podziw wcale nie maleje, utwierdzam się tylko w przekonaniu, że mamy do czynienia z w pełni dojrzałym artystą, otoczonym grupą wyśmienitych muzyków, którzy nagrali jeden z najlepszych materiałów jaki do tej pory, w tym roku 2021, miałem okazję słyszeć w polskim jazzie.
Na czym polega unikalny charakter tej muzyki? Jest ona bardzo, ale to bardzo zgrabnym połączeniem czterech nurtów. Na pewno mamy tu szeroko pojęty mainstream, ale mainstream nowoczesny, troszkę taki nowojorski. Niekiedy nawet spod znaku Hell's Kitchen, bo nie brak w tej muzyce nawiązań do estetyki awngardowej, okazjonalnych free jazzowych z ducha odjazdów, indywidualnych jak zespołowych improwizacji. Ale zasadniczo wszystko jest tu pod kontrolą mówimy raczej o inspiracji, nie jest to muzyka chaotyczna, spontaniczna ze wszystkimi tego konsekwencjami, najcześciej wątpliwej wartości. Nie, tu mamy koncepcję i dobrane do niej odpowiednie środki, improwizacja i eksperymenty pełnią rolę wobec tej koncepcji służebną, tak na przykład było u Stańki z ery ECM, co chyba przesądza sprawę mojej opinii o tym podejściu.
Ale jest jeszcze coś poza tym równie ważnego. W muzyce tej bowiem bardzo silnie obecne są elementy duchowości (zresztą tytuł płyty do tego nawiązuje, co wyjaśnia cytat z Psalmu 62, 2-3)/ Tylko nie tak jak u wielu naszych jazzamanów, takiej spod znaku katolicko-częstochowskiego, a po prostu duchowości czysto artystycznej, muzycznej i jazzowej. Ten nurt w jazzowym świecie uoasabiają John i Alice Coltrae, Sun Ra, William Parker, David Murray, w ogóle całe środowisko AACM, a z białych np. Charles Loyd czy Joe Zawinul. W Polsce ten kierunek też był eksplorowany w latach 70-tych przez Stańkę, a bliżej czasów współczesnych np. przez Wacka Zimpla.
Ostatni wreszcie nurt obecny na tym krążku to sakralna muzyka klasyczna, co jest logicznym i jakże odpowiednim nawiązaniem mając na uwadze to co zaznaczyłem w powyższym akapacie. To przecież Monteverdi, Mozart, Bach czy Haendel byli mistrzami takiej muzyki zanim stała się ona domeną salonów za czasów Chopina, Lista, Schuberta czy Brahmsa. Stąd muzycy cytują wprost z Haendela, a momentami brzmią nie jak zespół grający muzykę współczesną, czy jazz w szczególności, ale jak quartetto (odpowiednia to nazwa dla tego zespołu) grający niemal muzykę dawną, oczywiście bez popadania w inną estetykę, trzymając cały czas stylistyczny fason, jedność czasu i miejsca. Podsumowując: miałem ciarki słuchając tego krążka, kapitalna muzyka, do której mam ochotę wracać po wielekroć. Brawo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz