Paulina Owczarek, Peter Orins
Paulina Owczarek – alto saxophone
Peter Orins – drums
You Never Know (2021)
Tekst: Szymon Stępnik
W słynnym filmie Marka Piwowskiego "Rejs" z roku 1970 z ust jednego bohaterów pada następujące zdanie: "Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. To przez reminiscencje. Jakże może mi się podobać piosenka, którą słyszę pierwszy raz?". Jest w tym cytacie sporo prawdy – my, jako słuchacze, zdecydowanie łatwiej potrafimy trawić utarte muzycznie schematy, które występują od lat. Dlatego też przed artystą romansującym z muzyką eksperymentalną, stoi niezmiernie trudne zadanie: musi on bowiem znaleźć złoty środek pomiędzy tym, co jest świeże, niespotykane oraz zaskakujące, a tym co asłuchalne i niemuzyczne. Paulina Owczarek spróbowała zmierzyć się z zadaniem na swojej na swojej najnowszej płycie "you never know" nagranej z Peterem Orinsem.
Artystka ta pochodzi ze Zduńskiej Woli i gra na saksofonie altowym oraz barytonowym. Zajmuje się głównie muzyką improwizowaną i współczesną kameralistyką. Jest też założycielką Krakow Improvisers Orchestra. Peter Orins to z kolei klasycznie wykształcony muzyk, który obecnie zajmuje się głównie instrumentami perkusyjnymi oraz bierze udział w różnych ciekawych, różnorodnych projektach, których nie sposób zliczyć. Zdawać by się mogło, że we współpracy tak ciekawych artystów nic nie mogło się nie udać. W rzeczywistości pojawiło się jednak sporo zgrzytów.
Przede wszystkim płyta ta zdaje się nie mieć na siebie żadnego pomysłu, a słuchanie jej jest strasznie męczące. Wiele utworów sprawia wrażenie sztucznie wydłużonych, bez jakiegokolwiek głebszego przemyślenia i emocji. Trzaski oraz zgrzyty wychodzą na pierwszy plan, a jakiekolwiek inne dźwięki gubią się we wszechobecnym chaosie lub po prostu nie istnieją. Mam wrażenie, że artyści zbyt mocno chceli wykonać coś nowego, eksperymentalnego, a tymczasem ich wspólna praca przypomina bardziej Uroborosa, czyli węża zjadającego swój własny ogon.
Peter Orins starał się w awangardowy sposób wykorzystać instrumenty perkusyjne co jednak nie wyszło ani efektownie, ani efektywnie. Szmery, szelesty i bezkształtne dźwięki wypełniają tę płytę do cna i nie dają żadnego miejsca na jakąkolwiek melodię. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że pierwszy utwór "What might happen" prezentuje niewielką wartość artystyczną. Brakuje jakichkolwiek emocji, zabaw strukturą lub prób sięgania po jakieś nowe brzmienie. Płyta jest nudna i przewidywalna. Saksofon Pauliny Owczarek odzywa się stosunkowo rzadko, a nawet jeśli, ucieka w zbytni dźwiękowy surrealizm. Owszem, kiedy już zdarza się jakaś melodia, brzmi pięknie – szczególnie w środkach utworów "How people behave" oraz "Three rules that live". Szkoda tylko, że poza nimi płyta ta jest zbyt długa i wręcz asłuchalna. Można również odnieść wrażenie, iż znajduje się tutaj sporo zmarnowanego potencjału, co dodatkowo potęguje zupełny brak chemii pomiędzy muzykami.
Tak jak wspomniałem na początku, do muzyki awangardowej można podejść w sposób różnoraki, aczkolwiek uważam, iż trzeba jednak umieć dostrzec pewną granicę. To co słyszymy, choć dziwne i niespotykane, powinno wpisywać się pewne muzyczne ramy. Ta granica została tu przekroczona, przez co wiele momentów trudno w ogóle nazwać jakąkolwiek muzyką. Melodia może być podana w różnorodny, zupełnie niekonwencjonalny sposób, ale wciąż musi nią pozostać. Na płycie "you never know" zupełnie jej zabrakło. Kiedy saksofonistka przechodzi do nieco bardziej zachowawczego, klasycznego grania, z płyty wybrzmiewa zmarnowany potencjał. Niestety, takich momentów jest jak na lekarstwo i giną one w niezrozumiałej dla mnie całości.
Trudno polecić mi tę płytę komukolwiek. Słuchanie jej nie sprawia przyjemności, nie intryguje, a dobre momenty frustrują tym, że nie trwają dużej. Z drugiej strony, na swój sposób jest jednak ciekawa. Szkoda, że bardziej jako zjawisko, niż jako muzyka jazzowa...
Zdanie odrębne:
Rzadko, bo rzadko, ale bywają w naszej redakcji sytuacje, gdy sie po prostu w ocenie dawnej płyty ZUPEŁNIE nie zgadzamy. Ponieważ opinie na rzecz muzyki to rzecz gustu, każdy może mieć swoją, zatem nigdy nie wstrzymujemy pióra i piszemy co myślimy o danej muzyce. Kiedy jednak rozbieżność opinii jest bardzo duża, pozwalamy sobie uzupełniać recenzję zdaniem odrębnym. Tak jest w tym przypadku.
Maciej Nowotny umieścił Paulinę Owczarek wśród - jego zdaniem - najlepszych muzyków jazzowych (sama artystka protestuje wobec takiej klasyfikacji). Jego zdaniem takie wydane w 2021 albumy jak zjawiskowy "Mono No Aware", intrygujący "Komentarz Eufemistyczny" czy właśnie "You Never Know" sprawiają, że ten rok zdecydowanie uznać można za wyjątkowo udany dla tej artystki. W sposób bezkompromisowy - jak na "You Never Know" - eksploruje ona spontaniczny i improwizacyjny charakter muzyki. Ten charakter jest bardzo, bardzo odległy od klasycznie pojętej improwizacji jazzowej. Jego esencją jest szukanie samych korzeni muzyki, doświadczenia w którym granica między muzyką a przypadkowym dźwiękiem jest płynna. Ba, płynna staje się granica między artystą i słuchaczem, bo muzyka ta zakłada współtworzenie materii muzycznej z chaosu - zdawałoby się - dźwięków proponowanych przez wykonawców. W tej propozycji jaką składają nam Owczarek i Orins więcej jest bez wątpienia więcej znaków zapytania niz odpowiedzi. Ale bywa, że znaki zapytania same układają się w odpowiedź.
Jak zwykle proponujemy naszym słuchaczom, aby sami poszukali tej muzyki i wyrobili sobie o niej swoje własne zdanie.
Pozdrawiamy serdecznie,
Redakcja Polish Jazz Blog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz