Aga Gruczek — fortepian
Michał Aftyka — kontrabas
Kacper Majewski — perkusja
Awakening (2022)
Autor tekstu: Szymon Stępnik
“Z czego się przebudzamy? Myślę, że właśnie z tych rzeczy, które gdzieś w życiu nas blokowały” - tak powiedziała Aga Gruczek w genialnym wywiadzie przeprowadzonym przez redaktora Jędrzeja Janickiego dla Kind of Jazz. Artystkę dręczyły zagwozdki: czy jej kompozycje w ogóle mają szansę spodobać się ludziom? Czy znajdzie się miejsce dla jej zespołu w jakże wymagającym świecie polskiego jazzu? Na szczęście podjęła jedyną słuszną decyzję i zaprezentowała szerszej publiczności swoje umiejętności, czego owocem jest bardzo ciekawa płyta “Awakening”.
Pierwszym, co rzuca się w ucho, a jednocześnie stanowi największą siłą nagrania, jest brzmienie fortepianu liderki. Być może to zasługa świetnej postprodukcji, ale klawisze posiadają tutaj niesamowity reverb. Sam sposób grania sprawia wrażenie bardzo płynącego, szerokiego i rozległego. Dźwięki są gęste, a jednocześnie długie i pozwalające na odpowiednie wybrzmienie. Aga Gruczek świetnie odnajduje się w takim tonie, tworząc przy tym prześliczne pejzaże, które równie dobrze sprawdziłyby się jako soundtrack do jakiegoś filmu.
Skojarzenie z muzyką filmową nie jest bezzasadne. Muzyka na albumie jest co do zasady prosta (zresztą artystka sama przyznaje się do inspiracji popem). Większość utworów utrzymana jest w metrum 4/4 i nie wychodzi zbytnio poza zarysowany na początku schemat. Tym samym, kompozycje są stosunkowo przystępne, co jednak nie znaczy, że są prostackie. Takie metrum pozwala wybrzmieć niektórym zagrywkom fortepianowym, które szczególnie lśnią w “Descension”. Główny motyw przerwany jest w pewnym momencie intrygującą improwizacją, aby na koniec znów powrócić i wybrzmieć w pełnej krasie. Przypomina to trochę styl słynnego Ahmada Jamala, który jest moim ulubionym jazzmanem. Jednakże ostatecznie nie pianistka, ale genialna gra Kacpra Majewskiego na bębnach zrobiła na mnie największe wrażenie.
Właśnie, muzycy towarzyszące liderce, czyli wspomniany Kacper Majewski i Michał Aftyka robią świetną robotę w sekcji rytmicznej. Ten pierwszy z łatwością znajduje flow w rytmie 4/4, aby w odpowiednich momentach zaszaleć z polirytmią oraz zmieniać oblicze numerów na nieco bardziej jazzowe. Michał z kolei stoi z basem nieco bardziej z boku, ale trzeba mu oddać, że odnalazł chemię ze swoim muzycznym bratem za stołkiem perkusyjnym. Panowie świetnie pasują do stylu młodej pianistki i to właśnie oni wielokrotnie nadają charakteru wielu utworom.
Niestety, longplay nie jest pozbawiony wad. O ile pierwsza ścieżka robi ogromne wrażenie, później jest już trochę gorzej. Wciąż mamy do czynienia ze schematem powracającego tematu przewodniego, z tym zastrzeżeniem, że nie jest on już tak chwytliwy, jak w nagraniu rozpoczynającym. O ile “Captured Idea” jeszcze się broni, to “Piątek” ciągnie się niemiłosiernie i bardzo szybko zaczyna nudzić.
Najgorzej wypada “Forbidden Trip”, gdzie na początku ni z gruchy, ni z pietruchy pojawiają się dźwięki syntezatorów, co nie ma żadnego sensu w kontekście całości. Później muzycy wracają do bardziej klasycznej gry, ale i tak jest to najbardziej chaotyczna, a także niedopracowana pozycja. Wszystko na szczęście wynagradza końcowa miniaturka “Finding Answers in Papers”, gdzie Aga udowadnia swój talent kompozytorski, z niesamowitą lekkością tworząc szalone, nieprzewidywalne motywy.
Czasem miałem również wrażenie, że solówki fortepianowe mogłyby być lepsze. Być może moje krytyczne nastawianie wynika z tego, że największą siłą artystki są wielokrotnie tutaj chwalone powtarzające się zagrywki klawiszowe. Są one czasem tak dobre, że solówki niepotrzebnie wyrywają z tego przyjemnego letargu, któremu poddaje się słuchacz.
Mam problem z płytą “Awakening”. Nie jest to nagranie bez wad, które przecież ośmieliłem się wytknąć powyżej. Z drugiej strony, mamy do czynienia z jedną z najciekawszych pianistek młodego pokolenia z własnym niepowtarzalnym stylem oraz ogromnym potencjałem. Można zakochać się w pejzażach fortepianowych, ale też z drugiej strony zniechęcić niektórymi przeciągającymi się numerami i takimi sobie solówkami. Pewność można mieć co do jednego: Aga Gruczek podjęła świetną decyzję o pokazaniu swojego talentu muzycznemu światu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie powiedziała ostatniego słowa, a kolejne nagrania pozwolą rozwinąć jej skrzydła, przez co wejdzie do panteonu najsłynniejszych polskich jazzmanów.
Też mam wrażenie, że utwór nr 3 i 4 są najsłabsze. Reszta to sztos.
OdpowiedzUsuń