Philip Zoubek - prepared piano, synth
Ivann Cruz - guitar, electronics
Marcin Witkowski - drums, electronics
Radium
CIRCUM DISC LX015
By Andrzej Nowak
Jesteśmy we francuskim Lille, na koncercie pewnego tria, jest rok 2017. Philip Zoubek gra na fortepianie preparowanym i syntezatorze analogowym, Ivann Cruz na gitarze elektrycznej i elektronice oraz Marcin Witkowski na perkusji preparowanej i elektronice. Dziewięć improwizacji (na ogół bardzo swobodnych), 54 minuty i 56 sekund.
"Radium", bo tak zwie się foniczna dokumentacja owego koncertu, to prawdziwie elektroakustyczna przygoda, kreowana wyobraźnią trzech bystrych improwizatorów, w trakcie której nie brakuje zwinnych preparacji, masywnych pasm elektroniki i mnóstwa niebanalnych rozwiązań dramaturgicznych. Jedynym dylematem odbiorcy zdaje się tu być odwieczna wojna żywych i syntetycznych dźwięków. Gdy dominują te pierwsze, jakość nagrania osiąga stany wysokie lub jeszcze wyższe. Kiedy dominują te drugie i biorą na swoje barki całe jarzmo świata, wszystkie jego problemy i chcą je rozwiązać masywnymi pasażami niemal harsh-noise, to recenzent zgłasza votum separatum.
Skupmy się wszakże na niewątpliwych atutach płyty. Już samo otwarcie obiecuje naprawdę wiele - metaliczny rezonans strun gitary, młoteczki czarnych klawiszy fortepianu, skupiony, aktywny drumming na wytłumionym werblu i tomach. Matowa narracja z elektronicznym backgroundem, który wzmaga jakość akustycznych ekspozycji - mamy wrażenie, że na scenie jest mała orkiestra, nie zaś trójka muzyków. W drugim utworze napotykamy na ciekawą koegzystencję syntetycznego ambientu, świetlistej gitary i akustycznych preparacji.
Kolejny fragment jest niezwykle perkusjonalny, a to zasługa wszystkich uczestników spektaklu, także znów świetnie preparującego pianisty. W czwartej części narracja nabiera niemal industrialnej mocy, posmaku dark ambient i po raz pierwszy szuka hałaśliwych akcentów. Piąta improwizacja tonuje jednak emocje, schodzi na samo dno i stawia na elektroakustyczne preparacje. Nie brakuje akcji typu call & responce, a całość pięknie wygasza akustyka gitary i piana.
Równie zmysłowy zdaje się być odcinek numer siedem - garść całkowicie zasłużonego chilloutu, dubowa gramatura gitary, perkusjonalne błyskotki. A wszystko to po odcinku numer sześć, niemal 13-minutowym ataku harsh elektroniki. Podczas gdy ósma improwizacja znów brnie w syntetyczny hałas, finałowa, dziewiąta koi wszystkie zszargane nerwy - piano szuka ciszy na dnie pudła rezonansowego, szczoteczki perkusyjne szeleszczą, a szklista gitara nuci meta-melodyjne frazy.
Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz