Kuba Płużek - piano, fender rhodes, wurlitzer, harmona 85, korg
Marek Pospieszalski - tenor saxophone, alto clarinet
Max Mucha - double bass
Dawid Fortuna - drums
Creationism
By Maciej Krawiec
Wsłuchując się w najnowszy album Kuby Płużka pt. "Creationism", wróciłem do mojej recenzji na temat jego solowej płyty "Eleven Songs" z 2015 roku. Doceniałem wówczas to, iż na tamtym krążku można było usłyszeć "pianistę jazzowego, który nie uciekając się do ekwilibrystycznej preparacji instrumentu, zajmuje nas efektownym frazowaniem i bogactwem klasycznych dźwięków fortepianu". Ów album dowodził kompetencji Płużka jako improwizatora w obrębie czytelnie podawanych kompozycji. Według podobnych założeń, choć z bardziej rozległą paletą ekspresji i pomysłów formalnych, zrealizowane były dwa dobre krążki jego kwartetu: "First Album" (2014) i "Froots" (2017).
Z tego punktu widzenia płyta "Creationism" wydaje się być znaczącym zwrotem głównych zainteresowań artysty. Przede wszystkim dlatego, że stanowi niemal odwrotność tego, czym nas do tej pory raczył: w miejsce interpretowanych przebojów bądź utworów autorskich pojawiają się tu (w zdecydowanej większości) improwizacje, które przybrały formy eksperymentalne: to owoce spontanicznych poszukiwań, które pianista prowadził daleko od utartych szlaków. Sięgał po różne instrumenty – akustyczne, elektroakustyczne, elektroniczne, a nawet... całkiem rozstrojone (!) – aby budować intrygujące brzmienia i nieznane struktury, nieraz przybliżające się do awangardy czy sonorystyki, choć dostrzec można również nawiązania choćby do bluesa.
Słuchając tych solowych peregrynacji Płużka, myślałem o paru płytach innych polskich pianistów – Piotra Orzechowskiego i Marcina Maseckiego. Autor "Creationism" dodaje bowiem do tego, co ten pierwszy przekazywał nam o oberkach i Pendereckim, a drugi o mazurkach czy jazzie przedwojennym, swoje własne spostrzeżenia. Składają się one na wypowiedź współczesnego pianisty-erudyty, który szuka osobnego, nieoczywistego głosu w gęstwinie konwencji.
Omawiana płyta bynajmniej nie jest finałem tych poszukiwań – nie opowiada się on ani za jedną estetyką, ani nawet za grą wyłącznie solo. W kilku improwizacjach (i dwóch utworach) towarzyszą Płużkowi bowiem jego kompani z kwartetu i ich bardzo ciekawe, otwarte muzykowanie świadczy o znakomitym wzajemnym wyczuciu oraz dużym kolektywnym potencjale. Mam więc nadzieję, że pomimo zaangażowania w różne przedsięwzięcia jazzrockowe czy hip-hopowe, Płużek będzie kontynuował tworzenie w takim duchu, jak na "Creationism".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz