Konrad Zawadzki – wokale, inne dźwięki
Dawid Lewandowski – gitara elektryczna, wokale, inne dźwięki
Marcin A. Steczkowski – fortepian, klawisze, kornet, inne dźwięki, programowanie
Mariusz Godzina – saksofony
Marcin Jadach – gitara basowa, kontrabas, synth bass
Jan Kiedrzyński – perkusja.
Gościnnie: Ida Zalewska – wokale
Maciej Obara – saksofon altowy (5)
Erwin Żebro – trąbka prowadząca (2, 6)
Maciej Kosztyła – saksofon tenorowy (2, 6)
Marcin Taras – tuba (2, 6)
Paweł Gielareck – theremin (5)
Maciek Witek – dyrygent chóru Cantus ze Stalowej Woli (2, 4)
The Messiah Is Back (2014)
By Maciej Nowotny
Kolektyw ten tworzy trzymająca się razem grupa muzyków, którzy zadebiutowali w ramach bandu o nazwie Transgress. Przekształcił się on następnie w Orange The Juice, który wydał obiecującą EPkę "Romanian Beach", a zaistniał też w jeszcze innym wcieleniu o nazwie Minimatikon, wydając płytę "The Cabinet Of Dr Caligari". Generalnie podziwiam tych młodych ludzi za odwagę robienia muzy jaką kochają i dzięki nim Stalowa Wola, gdzie mieszkają, kojarzy mi się z czymś więcej niż Hutą produkującą poradzieckie czołgi, Muzeum Jana Pawła II i kinem Ballada.
Ale do rzeczy, czyli muzyki. Na wstępie chciałem powiedzieć, że znam ich poprzednie płyty i od paru lat słyszałem "groźne" zapowiedzi artystów, iż "wiekopomny" album "Messiah Is Back" (w kategorii odjechanych tytułów w pierwszej trójce albumów w zeszłym roku) niebawem ujrzy światło dzienne. Trochę trzeba było czekać (nie żeby mi się dłużyło, się składa, że mam czego słuchać) i w końcu jest płyta, będąca w moim odczuciu podsumowaniem całego młodzieńczo-debiutanckiego okresu tych muzyków. Kilka kawałków zostało dopracowanych, przedsięwzięto też próbę ułożenia tego materiału w jakąś spójną całość.
Język tej kapeli bardzo trudno określić: stanowi on zlepek wszystkich możliwych wpływów, a najlepiej charakteryzują go nagłe i niespodziewane przeskoki od jednego do drugiego. Znacie mnie, zawsze piszę to, co myślę, stąd uczciwie powiem, że ja tego nie kupuję i boli mnie od tego głowa. Widzę w tym grawitujący w stronę chaosu eklektyzm, a nie przemyślaną koncepcję, za którą stoi cel i jakaś istotna wiadomość, która mogłaby pobudzić mój zasadniczo leniwy i zepsuty nadmiarem wrażeń intelekt. Ale dopuszczam możliwość, że inni słuchacze mogą odebrać to zupełnie inaczej.
Bez wątpienia bowiem na plus tej płyty należy zapisać, że doprawdy świetnie to jest zagrane, w czym nie przeszkadzają zaproszeni goście, wśród których znalazła się tak wyrazista postać jak młody saksofonista Maciej Obara czy mniej znana, ale interesująca jazzowa wokalistka, Ida Zalewska (wymieniam tylko niektórych). Podoba mi się też frenetyczna energia bijąca z płyty, pewnego rodzaju kreatywny flow przywodzący na myśl dzieła Franka Zappy i bezkompromisowość wyrażająca się w trzymaniu się swojego języka, a nie kopiowanie czegoś już dobrze znanego, tak nagminne wśród naszych debiutantów.
Ale. Ale mam wrażenie, że lepiej byłoby dla muzyków (i dla mnie jako życzliwego im słuchacza, którego wszakże - przyznaję to - irytuje nieco ich muzyczne rozkojarzenie), gdyby zostawili za sobą już cały ten młodzieńczy okres i zaproponowali nam coś bardziej dojrzałego. Nowe kompozycje, nowa koncepcja, niech przestana już cyzelować te starocie, które komponowali na gitarze w garażu jako nastolatkowie, a skierują się ku nowym terytorium. Czekam niecierpliwie na ich płytę, jaka ma wyjść w tym roku w wydawnictwie For Tune z nadzieją, że usłyszę na niej coś innego niż jeszcze jedną wariację na temat tych samych powtarzających się tematów znanych z poprzednich płyt tego zespołu. Jeśli zaś tak właśnie będzie to zamiast Orange The Juice poproszę Bloody Mary...
Orange The Juice powstali wcześniej, jak również wcześniej wydali swój debiutancki album You Name It, Zatem The Transgress nigdy nie przekształciło się w Orange. To dwa odrębne zespoły więc nie wiem skąd taka wnikliwa informacja...
OdpowiedzUsuń