Paweł Doskocz - guitar
Vasco Trilla - drums
Hajstra
By Andrzej Nowak
Paweł Doskocz na gitarze elektrycznej i Vasco Trilla na perkusji (głównie instrumentach perkusyjnych) w nagraniu z poznańskiego Dragona, poczynionym wszakże bez udziału publiczności, w maju 2018 roku. Cztery improwizacje, 40 minut i jedna sekunda.
Głuchy ambient uśpionej gitary, szelest małych, plastikowych przedmiotów, które być może kiedyś służyły do zabawy, drżenie talerzy, bynajmniej nie kuchennych - oto bystry strumień fonii gitarzysty gotowego na wszystko i mistrza "no drumming percussion". Narracja budowana jest mozolnie, pęcznieje wszak systematycznie, czemu sprzyja wzajemny rezonans przedmiotów, jakie pozostają we władaniu artystów. W okolicach 7-8 minuty gitara zdaje się nabierać post-rockowej poświaty, posmaku noise, struny ostrzą swoje kanty, a armia metalowych wibratorów przypuszcza zmasowany atak. Na finał pierwszej improwizacji, żmudnie i kolektywnie budowana ściana dźwięku staje się udziałem wszystkich i nie znosząc sprzeciwu, uruchamia kolejne pokłady wyobraźni recenzenta.
Bez utraty choćby nanosekundy, przechodzimy do ekspozycji numer dwa - gongi, małe talerze i struny gitary zanurzone w wewnętrznym meta śpiewie. Perkusja rezonuje, gitara drży, całość narracji nabiera chybotliwej pewności siebie. Urywane frazy, egzystencjalne dialogi - czupurność myśli, sakralność czynów. W 5 minucie stopa perkusji bije w masywny bęben basowy, a gitara ogląda zdjęcia z bardzo starych koncertów Sonic Youth. Flow opowieści nadyma się, warstwy fonii kleją się do siebie jak plastry miodu - gitarowe post-techno z pętlą rocka uwieszoną na szyi. Szorstka uroda chwili, metafizyczny krzyk spoza dostępnej nam świadomości, egzorcyzmy hałasu, orgia talerzy - zdaje się, że masywny noise znów jest tu celem samym w sobie. Muzycy bez trudu osiągają zamierzony efekt, po czym zmysłowo gaszą płomień drżącymi robaczkami i filtrującym wzrokiem gitary.
Trzecia improwizacja, która jest naszym udziałem znów bez trwonienia czasu na puste sekundy, wyrasta z ciszy rezonujących talerzy i głębokiego ambientu gitary. Moment plądrofonicznej zadumy i preparowania każdego dźwięku, jaki przyjdzie do głowy muzykom. Posmak industrialu i zgoda na każde rozwiązanie, w tym także na szybkie przejście do... czwartej improwizacji. Spokojna historia, tkana przez filigranową gitarę i talerze, które boją się zadrżeć. Powolny marsz w nieznanym kierunku, narracja budowana w ciszy niepokoju, pełna repetytywnych grepsów gitary i brzasku matowych bębnów. Perkusista znów zaczyna bić rytm z dna absolutnego, a ambient gitary nabiera harshu pomiędzy struny. Krok za krokiem, bez nadmiernego pośpiechu, "Hajstra" dokonuje swojego żywota - piłowanie strun, które grzmi jak burza, która powraca po raz tysięczny tamtej wiosny i przeciąganie taśmy magnetofonowej po krawędziach talerzy, czynione w obawie przed pustką finałowej ciszy.
Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.
Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz