Adam Pierończyk - tenor & soprano saxophones, zoucra
Miroslav Vitous - double bass
Live At NOSPR
JS 021
By Alek Jastrzębski
Duety w jazzie stanowią niepowtarzalną okazję do przedstawienia najbardziej intymnych i szczerych zakątków muzyki. Żaden z artystów nie ma gdzie się ukryć, nie może liczyć na ratunek ze strony sekcji rytmicznej czy na przemknięcie za ścianą rozbudowanej sekcji dętej. Wszystko słychać jak na dłoni, ale nie jest to jedynie zagrożenie dla wykonawców - wręcz przeciwnie - to pewność zostania wysłuchanym, szczególnie jeśli mają oni coś ciekawego do powiedzenia. Na szczęście Adam Pierończyk i Miroslav Vitous są jak najlepsi gawędziarze, których historii słucha się z przyjemnością i rosnącą ciekawością.
"Live At NOSPR" to kwintesencja artystycznego porozumienia między instrumentalistami. Niezwykle miło słucha się, jak muzycy reagują nawzajem na swoje poczynania, kreują dramaturgię czy stopniują napięcie. Ponadto z niezwykłym wyczuciem zapraszają do siebie ciszę, z umiarem ustępując jej miejsca. Jest w tej płycie coś z niemal szaleńczej wolności, pozostającej w jakiś magiczny sposób jednak pod kontrolą, która mimo wszystko nie ogranicza wcale ekspresji czy wyobraźni. Warto przy tym podkreślić, że duet kontrabas/saksofon może budzić obawy przed pustką spowodowaną brakiem typowego instrumentu harmonicznego w składzie. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie doświadczyłem jej ani przez chwilę, za co muzykom należą się ukłony.
Bez wątpienia siłą tej płyty jest doskonała równowaga między wszelkimi środkami wyrazu. Dzięki niej wśród 11 utworów z "Live At NOSPR" na próżno szukać powtarzalności czy nudy. Dodatkowym urozmaiceniem są trzy utwory, w których muzycy grają w pojedynkę: "Gloria Steps" i "I Fall In Love To Easily" w wykonaniu Miroslava Vitouas, który następnie przekazał scenę Adamowi Pierończykowi w "Your House".
Koncertowy krążek Pierończyka i Vitousa to dla mnie spójna i porywająca opowieść pełna ciekawych fraz i improwizacji, z których wyłaniają się portrety doskonale rozumiejących się muzycznie instrumentalistów. I tak, jak trudno zaakceptować fakt, że gawędziarze odchodzą od stołu na spoczynek, choć wiemy, że mają w zanadrzu jeszcze wiele historii, tak trudno przyjąć do wiadomości, że po ostatnich dźwiękach "Gentle Giant" brawa prowadzą nas już tylko w stronę ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz