Mikołaj Kostka - skrzypce
Franciszek Raczkowski - fortepian
Jan Jerzy Kołacki - kontrabas
Adam Wajdzik - perkusja
Franciszek Raczkowski - fortepian
Jan Jerzy Kołacki - kontrabas
Adam Wajdzik - perkusja
"Czułość"
Wydanie własne (2023)
Tekst: Maciej Nowotny
Jedną z cech wyróżniających polski jazz jest jego silny związek z muzyką klasyczną. Być może dlatego wśród jazzowych instrumentalistów mamy w Polsce tylu pianistów i to wybitnych, ale też niemało mamy skrzypków. I chyba w żadnym innym kraju, w którym gra się jazz skrzypkowie nie odegrali tak wybitnej roli ani nie ma ich tak wielu i tworzących tak różnorodną muzykę jak właśnie w naszym kraju. Bez Zbigniewa Seiferta i Michała Urbaniaka trudno sobie wyobrazić rozwój jazzu w Polsce, ponadto należeli oni do wąskiego grona polskich jazzmanów, którzy zrobili międzynarodową karierę. Ale i inni mniej znani z tamtego pokolenia byli wspaniali jak np. Henryk Gembalski, Maciej Strzelczyk czy Krzesimir Dębski, o którego nowym krążku "Borello" pisaliśmy niedawno z uznaniem na naszych łamach (a który w międzyczasie dostał nominację do Fryderyka 2023 za Album Roku w kategorii Elektronika).
Także teraźniejszość polskich jazzowych skrzypiec wygląda imponująco zarówno ze względu na liczbę muzyków jak i poziom dostarczanej przez nich muzyki. Adam Bałdych to gwiazda znanej wytwórni ACT, Mateusz Smoczyński i Dawid Lubowicz wraz z Atom String Quartet są jednymi z najoryginalniejszych głosów we współczesnym polskim jazzie. A przecież są muzycy jeszcze od nich młodsi i równie utalentowani jak np. Tomasz Chyła, Bartosz Dworak, Kacper Malisz czy - występujący na tej płycie - Mikołaj Kostka. Mimo młodego wieku - zaledwie kilka lat temu ukończył znany Wydział Jazzu na Akademii Muzycznej w Katowicach - dał się już poznać nagrywając kilka ciekawych płyt wśród których wyróżniają się te nagrane z udziałem równie młodego pianisty Franciszka Raczkowskiego czyli "Duo" i debiutancka kwartetu Follow Dices zatytułowana "Eternal Colors".
Współpraca z Raczkowskim, jak i pozostałymi członkami zespołu kontrabasistą Janem Jerzy Kołackim i perkusistą Adamem Wajdzikiem, zaowocowała po 5 latach od debiutu tego zespołu kolejnym krążkiem, który brzmi bardzo dojrzale i pod względem wykonawaczym, kompozytorskim, ba, nawet edytorskim prezentuje wyjątkowo wysoki poziom. Wszystko jest tu nie tylko od początku do końca przemyślane, ale też świetnie zrealizowane, w efekcie mamy wrażenie obcowania z muzyką kompletną, mającą własną tożsamość, własnego ducha, co biorąc pod uwagę młody wiek artystów, jest czymś niezwykłym i rzadko spotykanym.
Także pod względem brzmienia mamy tutaj do czynienia z czymś zaskakującym, bo muzycy oprócz odwoływania się do tradycji jazzowej, sięgają równie odważnie do muzyki klasycznej, a nawet muzyki dawnej. Ten melanż brzmi przy tym spójnie, a poszczególne utwory łączy w całość właśnie dźwięk skrzypiec, które nadają tej muzyce własny unikalny charakter. Wielu słuchaczom podobać się będą także kompozycje, które łatwo wpadają w ucho, nie popadając jednak w banał, a przy tym jest to wszystko po prostu świetnie zagrane. Można się delektować brzmieniem poszczególnych instrumentów i ich interakcją. Z pozytywnych rzeczy warto jeszcze podkreślić fakt, że muzyka ta niczego nie naśladuje, artyści szukają tu własnej drogi, dostajemy propozycję czegoś osobistego, oryginalnego i brzmiącego świeżo, a to jest to co tygryski lubią w jazzie najbardziej.
A jednak mimo tylu mocnych stron muzyka na tej płycie wprawiła mnie też w pewną konsternację. Na początek coś bardzo subiektywnego: ten zespół wspaniale brzmi razem, jest złożony ze świetnych instrumentalistów, a tymczasem dość często skrzypce dominują całkowicie i nie pozostawiają przestrzeni na interakcję między muzykami. Ta wszędobylskość skrzypiec wiąże się też z przewagą elementu melodyjnego, komponowanego w tej muzyce, który z jednej strony skutecznie przykuwa uwagę przy pierwszym odsłuchu, ale już przy kolejnych mniej.
I tu chciałbym zwrócić uwagę na kolejne zaskoczenie, mianowicie czuję że artyści nie spełnili jeszcze wszystkich obietnic jakie nam złożyli choćby wybierając na nazwę zespołu przypisywane Johnowi Cage'owi powiedzenie "follow dices". Oznacza ono nic innego jak zachętę do celebrowania przypadku, losowości, świetnie znajdujące swe odbicie w improwizowanym aspekcie muzyki. I rzeczywiście ten element jest obecny na płycie i brzmi nieraz wręcz kapitalnie. Ale dla takiego słuchacza jak piszący te słowa, dla którego jazz to przede wszystkim wolność, właśnie tego elementu jest w grze zespołu zbyt mało. Dlatego chociaż muzyka brzmi niezwykle atrakcyjnie i kiedy raz już zaczniemy jej słuchać, to właściwie trudno przestać, bo poszczególne utwory nie stanową zbioru luźno powiązanych ze sobą piosenek, a raczej część większej, jednorodnej całości, rodzaj suity, to przy kolejnych odsłuchach zaczyna mi tu brakować swobody, nieprzewidywalności, tajemnicy. A zatem mam nadzieję, że to jeszcze moje nie ostatnie spotkanie z tą grupą wybitnie uzdolnionych muzyków i czekam na ich kolejny krok, który mam nadzieję będzie wiódł jeszcze głębiej w stronę tego wielkiego, gęstego i ciemnego lasu jakim jest improwizowany jazz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz