Rodrigo Pinheiro - piano
Zbigniew Kozera - double bass
Kuba Suchar - drums
Wschód
CF 512CD
By Andrzej Nowak
Szara okładka, czarna grafika, w prawym dolnym rogu samotny napis "Wschód", centralnie umieszczone zaś trzy dłonie, ułożone w sposób, który sugeruje współpracę. Jedna z tegorocznych nowości wydawniczych portugalskiego Clean Feed Records. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia improwizowana kooperacja portugalsko-polska. Płyta, która winna przykuć Was do odtwarzaczy zdecydowanie na dłużej. Zaglądamy do środka!
Głębokie dźwięki z samego dna fortepianu, sprytne, małe preparacje na wybranych elementach zestawu perkusyjnego, wreszcie delikatnie głaskanie strun kontrabasu – oto uroczy wstęp do historii, którą śmiało nazwać możemy niemal modelową dla gatunku zwanego swobodną improwizacją, tu istotnie osadzonego korzeniami w idiomie free jazzu.
Narracja toczy się w skupieniu, bogata w najprzeróżniejsze, filigranowe dźwięki. Z czasem narasta i piętrzy się, wciąż wszakże tonąc w zmysłowych preparacjach na każdym z instrumentów. Gdy muzycy postanawiają opuścić tę fazę improwizacji i przejść na bardziej typowe, jazzowe frazowanie, czynią to z gracją baletnicy. Piano płynie wprost z klawiatury, struny kontrabasu szarpane są zwinnym rytmem, zaś odpowiednią dynamikę nadaje całości skupiony drumming. W szóstej minucie odnotowujemy pierwszą, free jazzową kipiel. Po szybkim wytłumieniu, muzycy z mozołem budować będą kolejną ekspozycję, znów posiłkując się jazzową stylistyką. Co okaże się charakterystyczne dla całego nagrania, proces dochodzenia do szczytu zajmować im będzie sporo czasu, sama zaś eksplozja emocji, zwinne spiętrzenie, ledwie kilkanaście sekund, nie więcej niż pół minuty. Każda opowieść skrzy się tu pomysłami, każdy z muzyków dokłada do efektu końcowego wiele elementów składowych.
Drugą opowieść rozpoczyna dynamiczne intro Kuby Suchara. Perkusja rodzi się w ogniu, a po podłączeniu się pozostałych instrumentów, nabiera stylu i zamaszyście brnie w otchłań kolektywnej improwizacji. Free jazz z akcentami zadumy - silne pizzicato kontrabasu, piano z nutą post-klasycyzmu, znów progresywny drumming. Udana ekspozycja pianisty na tle dramaturgicznie zawieszonego smyczka. Po siódmej minucie całość opowieści zdaje się płynąć bardzo szerokim strumieniem, brzmieć niczym para-jazzowy ambient. Trzecia opowieść, na zasadzie kontrastu, budowana jest od samego startu pikantnymi preparacjami, także szczyptą sonorystyki, co jakże udanie nawiązuje do początku nagrania. Intrygujący niepokój dramaturgiczny - zadziorny smyczek, szkliste preparacje pianisty, drobiny perkusjonalii, jakże piękny moment. Zaraz potem płynne, skupione wytłumienie, zawieszone na łkającym kontrabasie. Tylko krok, a muzycy znów budują nowy wątek swojej "wschodniej" opowieści – bardziej dynamiczny, z brzmieniem fortepianu lekkim jak puch i perkusją, która zdaje się napędzać narrację. Kontrabas wchodzi na trzeciego, dodaje do ognia i finalizuje opowieść.
Czwarta historia zdaje się być pełna fonicznych abstrakcji. Początkowo przypomina ciszę przed burzą, rodzaj spokoju pełnego intensywnego… niepokoju. Gdy muzycy wchodzą w zasadniczą część tej opowieści, zdecydowanie frazują już na jazzowo, świetnie ze sobą kooperują, a dramaturgia spektaklu nie stawia jakichkolwiek znaków zapytania. Piano zdaje się stawać na wysokiej górze, dołem płynie gęsty smyczek, po środku zaś werbel trzeszczy rytmicznie. Po wytłumieniu, w nowym wątku piano buduje bardzo melodyjny passus, aż chcę się zatańczyć ze swingiem na ustach. Kolejna kulminacja eksploduje fajerwerkami.
Początek finałowej pieśni "Wschodu" ma klimat końcowej rozbiegówki i szkli się niewyraźnym konturem napisów końcowych. Rezonujące talerze, drżące struny, dudniące werble i tomy, pulsujący kontrabas - piękna, jakże filigranowa ekspozycja. Po niedługim czasie, muzycy budzą się ze snu na repetującym smyku, przestrzeń wokół zdaje się żyć własnym życiem, a sama narracja bardzo swobodnie i z niewątpliwym wdziękiem gęstnieje. Ostatnia prosta nie jest bynajmniej balladą po dobrze spełnionym obowiązku – silny tembr kontrabasu, stanowcze piano i perkusja, która niczym klasyk drum’n’bass, gna w poszukiwaniu ostatniego dźwięku. Z płytą żegnamy się na strunach cichnącego kontrabasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz