Jeden z moich ulubionych pisarzy Jaroslav Hasek, autor "Przygód Dobrego Wojaka Szwejka", założył w roku 1911 wraz z przyjaciółmi Partię Umiarkowanego Postępu W Granicach Prawa. Przeglądałem ostatnio jej postulaty i stwierdziłem, że prawie nic się one przez lat sto nie zdezaktualizowały. "Wprowadzenie obowiązkowego alkoholizmu" poszerzone o przymus palenia marihuany już właściwie jest na sztandarach jednej z naszych partii. "Nietykalność księży" jest z kolei wśród haseł innej. Także "Zorganizowanie sieci państwowych zakładów wychowawczych dla niedorozwiniętych posłów" mogłoby żywy oddźwięk znaleźć w naszym społeczeństwie.
Jednak Hasek i jego koledzy wiele mogliby się też nauczyć od naszych polityków. Nie wierzycie? To rzućcie okiem na artykuł piętnasty Ustawy o Radiofonii i Telewizji. W myśl tego zapisu "nadawcy programów radiowych przeznaczają co najmniej 33% miesięcznego czasu nadawania w programie utworów słowno-muzycznych na utwory, które są wykonywane w języku polskim, z tego co najmniej 60% w godzinach 5—24." Tak jak on jest tutaj zapisany nie obejmuje on chociażby muzyki muzyki instrumentalnej. Zatem taki na przykład polski jazz żadnej z niego korzyści odnieść nie może. Już prędzej łomotać cały dzień będzie o nasze uszy przebój ostatniego Sylwestra w naszej państwowej (sic!) telewizji czyli "Ona tańczy dla mnie". Przecie to polskie, swojskie, wyśpiewane od ucha do ucha. Że potworne? Że prymitywne? Że głupie jak but? Czy ktoś się zastanowił czy na tym ma polegać promocja naszej kultury? Czy tak ma wyglądać tak potrzebny dla naszej sztuki mecenat Państwa?
Otóż ona tańczy NIE dla mnie! Bo według mnie to jest antypromocja i antymecenat. W ich wyniku nie tylko w niczym politycy nie pomagają naszej kuturze, ale ją wręcz zażynają. Już lepiej doprawdy słuchać Stinga, Adele czy Lany Del Rey niż ich pożal się Boże polskich kopii i podróbek. Dlaczego, pytam się, nie mamy narodowej instytucji, w której pracowałaby grupa kompetentnych ludzi i mądrze, podkreślam mądrze, wspomagałaby polską muzykę? Miliardy złotych poszły na stadiony, na których ani razu się nie pojawiłem, bo po co? Aby oglądać naszych kiepskich kopaczy jak zbierają baty od dosłownie wszystkich w Europie czy na świecie? Żeby spędzić parę godzin wśród kipiącego agresją tłumu pogrążonego w plemiennym amoku? Po co komu ta lekcja bezrefleksyjnego nacjonalizmu? Gdzie tu jakiś powód do prawdziwej narodowej dumy? Ot, wywaliliśmy pieniądze (chociaż nikt nas nie pytał czy tego sobie życzymy) kompletnie bez efektu! Stadiony stoją, FIFA zarobiła miliony, a my przez kolejne dziesięciolecia będziemy musieli do nich dokładać...
Nóż się w kieszeni otwiera, gdy się słyszy, że tylko w tym roku, do działalności samego Stadionu Narodowego trzeba będzie dołożyć 22 miliiony złotych! Chryste Panie! Wyobraźcie sobie Państwo ile dobrego mógłby uczynić powołany do wspierania polskiego jazzu instytut dysponujący takim budżetem?! Przecież większość najlepszych polskich płyt jazzowych wydanych w zeszłym roku to niszowe projekty powstałe za dosłownie grosze. Graniczy doprawdy z cudem, że nasi artyści bez żadnej pomocy Państwa albo z niewielką są w stanie NA PRZEKÓR wszelkim problemom tworzyć i nagrywać tak zdumiewająco piękną muzykę. Ale cały ten gmach na bardzo słabym zbudowany jest fundamencie. Jeśli pozostawi się go tak jak jest to wielkie mam obawy o jego trwałość. PO prostu muzycy klepią biedę! Zresztą nie tylko oni. Klepią biedę organizatorzy koncertów. Klepią biedę piszący o muzyce. I tak dalej i tym podobnie.
Oburzające! Głupie! Bezmyślne! Zwłaszcza, że rząd potrzebuje jednego dnia by znaleźć dla kulejącego LOT-u 400 milionów złotych! Po co? Czy gdyby LOT przestał istnieć to od jutra na Okęciu przestałyby startować i lądować samoloty? Zapewniam Państwa, że inne firmy szybko zapełniłyby tę lukę. Jednak NIKT, podkreślam nikt, nie zapełni luki po Stańce, po Namysłowskim, po ich starszych i młodszych utalentowanych koleżankach i kolegach, dzięki którym istnieje polski jazz. Bo talentu nie da się kupić za żadne pieniądze. Oprócz iskry Bożej potrzeba mu długiej i ciężkiej pracy. I wzrasta jak drzewo czerpiąc soki z tej ziemi. I trzeba go też od czasu do czasu, bu nie usechł, podlewać i mądrze dbać o niego. NIE tworząc głupie zapisy narzucające pseudopolską muzykę odbiorcom i ograniczające ich wolność wyboru. Lecz aktywnie działając na rzecz wsparcia tego co najlepsze w polskiej kulturze, by przetrwała pamięć o naszych czasach i o ludziach, którzy żyją i tworzą tu i teraz.
Autor: Maciej Nowotny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz