Wojtek Justyna - gitara elektryczna
Daniel Lottersberger - elktryczny bas
Alex Bernath - perkusja
Diogo Carvalho - perkusjonalia, balafon, vibrafon & syntetyzatory
gościnnie: Larry Goldings - organny Hammonda
"Thrice" (2022)
Tekst: Maciej Nowotny
Wojtek Justyna to pochodzący z Łodzi gitarzysta, który studiował na znanym Wydziale Jazzu w Katowicach, ale od prawie 20 lat mieszka i tworzy w Holandii, co powoduje, że piszącemu te słowa - jak i być może wielu czytelnikom - mógł nieco zniknąć z radarów. A byłaby szkoda. Po pierwsze jest to dobry instrumentalista, którego śmiało można porównywać z najlepszymi muzykami grającymi na tym instrumencie w Polsce. Po drugie, ma już spory dorobek artystyczny, wiele wydanych albumów, a w ramach tego projektu - Wojtek Justyna Treeoh! - wydał właśnie trzeci już krążek zatytułowany, jakżeby inaczej, "Thrice". Krótko mówiąc, to artysta z dorobkiem, z wypracowanym własnym stylem, który jako lider potrafił także zgromadzić wokół siebie interesujących muzyków. Na najnowszym krążku usłyszymy znanych z poprzednich jego płyt Daniela Lottersbergera na basie, Alexa Bernatha na perkusji i Diego Carvalho na klawiszach, wibrafonie i perkusjonaliach.
Wisienką na torcie jest obecność gościa w osobie Larry Goldingsa, laureata Nagród Grammy, świetnie znanego wielbicielom jazzu ze współpracy z Pathem Methenym, Jamesem Taylorem czy Johnem Scofieldem. Obecność tej klasy muzyka - nawet gościnnie i w jednym utworze - to jeszcze jeden powód by sięgnąć po tę muzykę.
Po trzecie wreszcie, i to jest najważniejszy argument za tym, by dać szasnę tej płycie, to fakt że jest to tzw. "muzyka dla ludzi". Jazzowi krytycy lubią pisać o płytach nowatorskich, burzących ich własne schematy myślowe, aby móc dywagować bez końca o postępie w muzyce. Czemu nie? Ale warto zdawać sobie sprawę, że istnieją też inne potrzeby, która zaspokaja muzyka. Na przykład muzyka pomaga wstać rano z łóżka chociaż się bardzo nie chce, podnieść telefon by zadzwonić do klienta żeby zarobić na chleb, a wieczorem wyjść na miasto by - pomimo zmęczenia - spotkać się ze znajomymi.
Jeżeli ktoś tego właśnie szuka w muzyce dla siebie, to znaczy doenergertyzowania to znajdzie to na tej płycie, a jeszcze bardziej - jak sądzę - w trakcie koncertów tego zespołu. Muzyka tyleż czerpie z jazzu co - może nawet więcej - z funku, fusion, czy nawet popu. To powoduje, że natychmiast łapiemy z nią kontakt nie tylko umysłem, ale i całym ciałem. Jak to się mówi: "nóżka sama zaczyna chodzić". Przystępność, wyrazistość melodyczna i rytmiczna, taneczność osiągane są tutaj nie za pomocą generycznych środków komputerowych jak w nowoczesnym popie, ale dzięki wirtuozerii muzyków i sądzę, że to też warto docenić. Podsumowując, propozycja dla szukających muzyki jazzowej dobrej jakości jednak o rozrywkowej, funkowej prowienencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz