piątek, 30 lipca 2021
Ruszył nabór do konkursu Jazz Juniors 2021!
czwartek, 29 lipca 2021
Marcin Janek Extradition Quitnet - Movin' On (2021)
Marcin Janek – soprano & tenor saxophones, flute
Piotr Szlempo – trumpet / flugerhorn
Dominik Kisiel – piano
Paweł Urowski – bass
Maksymilian Kreft – drums
Wojciech Staroniewicz – tenor saxophone (special guest in track Nr 2)
wtorek, 27 lipca 2021
Adam Golicki Trio - Reflections (2021)
sobota, 24 lipca 2021
Atom String Quartet & Szczecin Philharmonic Wind Quartet - Karłowicz Recomposed (2021)
Dawid Lubowicz - violin
Mateusz Smoczyński - violin
Michał Zaborski - viola
Krzysztof Lenczowski - cello
Karłowicz żył na przełomie wieków XIX i XX i jest jedną z tych wielu tragicznych, polskich historii o niespełnionych nadziejach. Oprócz pieśni, których słuchamy na tej płycie, skomponował jeszcze 6 słynnych poematów symfonicznych i garść innych utworów, znamionujących wielki talent, ale brzmiących raczej jak piękna obietnica niż jej spełnienie. Wszystko przerwała lawina w Tatrach - Karłowicz był ich miłośnikiem - która przecięła nić jego życia w wieku lat zaledwie 32.
Co więcej czas obszedł się z muzyką Karłowicza - to moja opinia - dość okrutnie. W stylu można ją określić jako postromantyczną i nawiązującą do języka Ryszarda Wagnera, który dziś brzmi cokolwiek ckliwie i pompatycznie. Niestety romantyzm bardzo się zdezaktualizował. Stąd to ukłucie w sercu. Czy Atomom uda się nadać tej muzyce bardziej aktualne brzmienia, czy znajdą odwagę by z Karłowicza wydobyć patos, ale bez niepotrzebnej czułostkowości, czy potrafią muzycznie z Karłowiczem się skonfrontować, by pokazać że może ciągle inspirować?
Po wielokrotnym wysłuchaniu płyty uważam, że im się to udało. Duża w tym zasługa towarzyszącego im kwartetu instrumentów dętych Szczecińskiej Orkiestry Symfonicznej (nadmieńmy, że Karłowicz jest patronem tej instytucji), którego brzmienie bardzo ciekawie komponuje się ze smyczkami, a który jednocześnie dał Atomom wystarczająco dużo przestrzeni by mogła pojawić się improwizacja, eksperymenty dźwiękowe, mógł dojść do głosu indywidualny charakter zespołu. Płyta szczególnie zyskuje przy kolejnych odsłuchach, na dobrych słuchawkach lub topowym sprzęcie grającym. Wybrzmiewają niuanse, można docenić jakość gry instrumentów, perfekcję wykonania i smaczki fuzji estetyk muzyki jazowej i klasycznej.
Ale ukłucie w sercu pozostaje. Jednak nie z powodu, że czegoś w tej płycie zabrakło, ani z tego że coś się nie udało, ale z tego powodu, że... romantyzm muzyki dotarł do mnie z całą siłą. Zrozumiałem, że wcale się nie zestarzał, że tylko czekał na powtórne odkrycie. Że delikatność, czułość, wrażliwość na przyrodę, innych, siebie i jej ekspresja w muzyce zawsze były, są i będą aktualne. Bo są częścią nas i są nam potrzebne by odczuwać pełnię życia, w tym pełnię artystycznych czy muzycznych wrażeń. Brawo dla artystów, tak dla Atomów jak wyśmienitych muzyków Szczecińskiej Filharmonii za odwagę, by Karłowicza przypomnieć, uaktualnić i dać szansę słuchaczom odkryć dźwięki, doznania, emocje dawno zdawałoby się zapomniane.
środa, 21 lipca 2021
Bernard Maseli Septet - Good Vibes Of Milian (2021)
Jestem wielbicielem wibrafonu, marimby, ksylofonu, zatem w tym tekście nie będzie mi łatwo być obiektywnym. Niemniej spróbuję. Jeśli chodzi o pomysł, to myślę, że przyjdzie mi to łatwo. Uważam, że tak obiektywnie jak subiektywnie pomysł na płytę jest po prostu świetny. Po pierwsze muzyka Jerzego Miliana zupełnie się nie starzeje, a raczej starzeje się jak wino czyli nabiera smaku. Każdy kto zna Miliana z przyjemnością posłucha jego znanych i mniej znanych kompozycji w nowym świeżym wykonaniu, zaś Ci, którzy ich nie znają odkryją muzykę, która dla polskiego jazzowego wibrafonu jest równie ważna jak, dajmy na to, muzyka Komedy dla polskiego jazzu w ogóle.
Uważam także, że obiektywnie patrząc pomysł, aby zaprosić do nagrania grupę polskich wybitnych wibrafonistów, oprócz lidera Bernarda Maseliego, grają tu: Bartosz Pieszka, Dominik Bukowski i Karol Szymanowski, jest po prostu świetny. Mamy tu do czynienia nie tylko z grupą wirtuozów instrumentu, ale przede wszystkim artystami mającymi własną wyraźną osobowość artystyczną. Nakłonienie ich do udziału w tym niezwykłym projekcie, by dzielić z nimi radość z grania tego materiału jest wielkim sukcesem i świadczy o wybitnej klasie lidera. Cieszenie się ich grą stanowi mocną stronę tej płyty i samo w sobie stanowi dobry powód, by się z nią zapoznać, bo ile w końcu w życiu słuchaliśmy zespołów, w których grało 4 wibrafonistów?
Kolejny obiektywny plus, który chciałbym zapisać na rzecz tej płyty, to fakt że jest to zapis koncertu na żywo, mającego miejsce w trakcie 2 edycji odbywającego się w Tomaszowie Mazowieckim festiwalu Love Polish Jazz Festiwal (nagranie zostało dokonane 22 września 2017). Bardzo to pomaga tej muzyce, która była pisana dla szerokiej publiczności, ku rozrywce i zyskuje, gdy jest grana dla grona entuzjastycznych słuchaczy. Udało się to zawrzeć na nagraniu, które brzmi dobrze, w czym duża zasługa sekcji rytmicznej złożonej z ciągle młodych, ale już rozpoznawalnych na polskiej scenie muzyków: Bogusława Kaczmara na fortepianie, Michała Kapczuka na kontrabasie i Marcina Jahra na perkusji.
Podsumowując, płyty się słucha świetnie, zwłaszcza przy pierwszym przesłuchaniu. Kompozycje Miliana ciągle mają moc uwodzicielską, czuć entuzjazm muzyków i towarzyszące im wsparcie publiczności. Wystarczy zamknąć oczy i czujemy się jak w klubie, słuchając świetnego, energetycznego jazzu. Natomiast przy kolejnych odsłuchach materiał ten - przy najmniej w moim subiektywnym odczuciu - już nie broni się tak dobrze. Może chiałbym, aby pojawiły się w nim oprócz kompozycji Miliana także własne utwory członków zespołu. Jest jeden taki przypadek na tej płycie, mowa to o trzecim utworze "The Miner", kompozycji pióra Bartka Pieszki, która brzmi równie świetnie jak te milianowskie.
Ale jest w tym nawet coś więcej. Zestawiając współczesnego "The Miner" z zagraną wcześniej genialną milianowską "Ballad for Olga" słyszymy o wiele więcej w obu tych utwórach przez kontrast jaki je dzieli: w stylu, w nastroju, w sposobie użycia instrumentów. To spotkanie jest fascynujące i bardzo brakuje tego napięcia w dalszej części płyty. Kolejne utwory to typowe Milianowskie hity: "Jerks At The Audience", "Luciano Coxcomb", "Street 2000", brzmią trochę jak sztampowy koncert muzyki rozrywkowej tamtych lat, publika klaszcze, gramy tym samym tempem, brakuje zatrzymania się, oddechu, głębi, refleksji. Dopiero udana interpretacja "At The Watchmaker's" znowu budzi ciekawość słuchacza. Dlatego słuchając po raz kolejny tego repertuaru myślałem o tym jak fascynujące byłoby włączenie większej ilości kompozycji członków zespołu, pozwalających z jednej strony zademonstrować swój indywidualny styl, a z drugiej konfrontować styl grania milianowskiego ze współczesnym, pokazać koncepcje wykorzystania wibrafonu kiedyś i dzisiaj we współczesnym jazzie czy szerzej muzyce improwizowanej. W momencie kiedy napisałem to zdanie, zdałem sobie sprawę, że brak tego elementu nie powinien być zarzutem wobec tego krążka skoro koncepcja była inna. Zatem lepiej nazwę go czysto subiektywnym odczuciem albo marzeniem i prośbą skierowaną nieśmiało w kierunku członków septetu, w kontekście ich - miejmy nadzieję - następnego spotkania czy wspólnego nagrania.
sobota, 17 lipca 2021
Artur Dutkiewicz Trio - Comets Sing (2021)
Michał Barański - doublebass
Comets Sings
Wydawca: Pianoart
Dystrybucja: Soliton
By Maciej Nowotny
Dobry Boże! Ależ to miłe zaskoczenie. Bo przecież trio Artura Dutkiewicza jest obecne na polskiej scenie - choć w zmieniających się składach - od dobrych kilku dekad. Na basie od lat gra w nim Michał Barański, którego żadnemu znawcy ani rekomedować ani przedstawiać nie trzeba. Wcześniej zaś był to fenomenalny Darek Oleszkiewicz. Na bębnach zmian było więcej. Przez wiele lat był to Łukasz Żyta, z którym, co nie jest dziwne, trudno się było liderowi rozstać. Potem pojawił się młody i zdolny Sebastian Frankiewicz, który też pobył lat parę i świetne wyrobił sobie nazwisko. Widocznie czas znowu dojrzał do zmiany, bo na najnowszym krążku mamy kolejną wschodzącą gwiazdę, 30-letniego Adama Zagórskiego, którego wkładu w brzmienie tej płyty nie sposób przecenić.
Samego lidera oczywiście przedstawiać nie trzeba. Jest historią polskiego jazzu, przy czym co udowadnia tym albumem, historią żywą, cały czas mającą przed soba kolejny rozdział do zapisania. Jest to tym bardziej fascynujące, że na Dutkiewiczu, będącym filarem kwartetu Tomka Szukalskiego, wychowaliśmy się my wszyscy. Mimo upływu lat nie przestaje zaskakiwać, a jego najnowszy krążek, śmiem twierdzić, jest nie tylko jego najlepszą płytą od lat, ale być może najlepszą w ogóle.
Na czym polega ta odnaleziona przez Dutkiewicza i jego partnerów świeżość? Na bardziej odważnym podejściu do przestrzeni do improwizacji. Struktury są bardziej otwarte. Chociaż machina trio pozostaje zdyscyplinowana, równoważność instrumentów pozostaje credo, materia muzyczna ma kierunek, a nastroje nie są przypadkowe, to środki wyrazu są dobierane bardziej spontanicznie, pojawiła się wśród tych metod jakby odrobina szaleństwa, siły mierzą ku zamiarom, a nie odwrotnie. Efekt jest zniewalający. Brzmieniowo płyta powala: konkretność brzmień, zmienność rytmów, żonglerka harmoniami przy zachowaniu skandynawskiej powściągliwości i słowiańskiej emocjonalności: czy to wszystko w ogóle można pogodzić? Czy może to zrobić artysta, która ma prawo odcinać już kupony od sławy? I nie rzucać się w nieznane? Tak, zdecydowanie tak, brawo!
Płyta jest po prostu świetna: wielbiciele głównego nurtu odnajdą język, który będzie brzmiał wystarczająco znajomo, aby rozpoznali się w lustrze. Wielbiciele fryty (kolokwialna nazwa free jazzu) z kolei będą zdumieni, że Dutkiewicz brzmi jak ich młodzi idole, tylko że lepiej pod względem technicznym i bardziej dojrzale koncepcyjnie. Krótko mówiąc: Dutkiewicz przeżywa drugą młodość co jako pierwsi oficalnie ogłaszamy na blogu Polish Jazz (taki żarcik, inni też to na pewno zauważą i przewiduję więcej pozytywnych recenzji tej płyty w różnych miejscach).
PS. Teraz tylko czekam na koncerty. Jeśli ten materiał zabrzmi równie dobrze na żywo będę naprawdę w pełni usatysfakcjonowany. Do zobaczenia!