wtorek, 16 marca 2021

Nina de Heney & Sławek Janicki - Bass To Bass (2020)

Nina de Heney & Sławek Janicki

Nina de Heney - double bass
Sławek Janicki - double bass

Bass To Bass

MÓZG FOUNDATION/BOCIAN 2020




By Andrzej Nowak

Definitywnie zasłużyliśmy na garść swobodnej improwizacji na instrumenty w pełni akustyczne. Dwa kontrabasy? Dlaczego nie? Nina de Heney i Sławek Janicki spotkali się niemal dokładnie roku temu w Bydgoszczy, w Klubie Mózg. Na płytę "Bass To Bass" trafiły dwie improwizacje - jedna długa, druga krótka, łącznie 34 minuty z sekundami.

Początek nagrania z oklaskami (choć nie wiemy, czy na prawach otwartego koncertu) zastaje muzyków ze smyczkami na gryfach ich kontrabasów. Grzmią na siebie, pomrukują, szukają brudnego baroku, czyniąc prawdziwie niedźwiedzie zaloty miłosne. Drżą, dygoczą, jakby delikatnie skrępowani masą swoich instrumentów. Albo jadą do góry, albo ślizgają się w dół, a tempo narracji rodzi im się pod palcami. Tuż po wejściu w stan pierwszego galopu dystyngowanie zwalniają, po czym sięgają po pierwsze preparacje (lewa flanka) i akcenty perkusyjne (prawa flanka). Po niedługiej chwili dynamika jest im dana na powrót. 

Tuż przed upływem 11 minuty tempo tej post-barokowej przebieżki zdaje się być nad wyraz imponujące. Po kolejnych kilku pętlach wkraczają w fazę szurania i akustycznego skwierczenia, dobrze się przy tym imitując. Gdy znów smyki idą w tango, nastrój robi się prawdziwie łobuzerski, a błoto emocji spływa z gryfów niezwykle efektownie. Po 19 minucie artyści szukają już zdecydowanie ciszy i post-akustycznego ambientu. Garść preparacji, kilka uderzeń po strunach. Ostatnia prosta tego seta kreowana jest przez delikatny rytm, jaki podaje prawy kontrabas. Udane slow motion z nerwem i intrygą.

Drugi, krótki set (a może dłuższe encore), to zabawa w arco i pizzicato. Spokój, dystans, odpowiedzialność za dźwięk. Pomysły rodzą się jednak jeden po drugim, dzięki czemu doświadczamy całej masy naprawdę uroczych zdarzeń fonicznych. Kontrabasy zawodzą, repetują, skrzeczą i plumkają. Po wybiciu 4 minuty czas na intensywne, gęste, jakże suche w brzmieniu szorowanie strun, aż do poziomu acoustic noise. Wreszcie faza schodzenia w dół, szukania dna narracji i ciszy, jaka nastąpi po wybrzmieniu ostatniego dźwięku. Brawo!

Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Trybuna Muzyki Spontanicznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...