Leszek Kułakowski - piano
Piotr Kułakowski - double bass
Jacek Pelc - drums
Komeda. Wygnanie z Raju
FOR TUNE 0140
By Alek Jastrzębski
Jednym z ciekawszych aspektów zajmowania się muzyką są niekończące się odkrycia i niespodzianki, wynikające z ciekawych zbiegów okoliczności, prowadzących do niecodziennych połączeń. Bo kto by się spodziewał, że sprzątanie archiwum w 2013 roku może doprowadzić do wydania płyty w roku 2016, opartej na musicalu z lat 60. o tematyce science fiction, w który dodatkowo zamieszany był jeszcze Krzysztof Komeda? Cóż, na pewno nie ja.
"Wygnanie z Raju" to tytuł zapomnianego musicalu z lat 60. autorstwa Andrzeja Tylczyńskiego i Krzysztofa Borunia. Za piosenki odpowiadał Jerzy Abratowski, z kolei napisanie muzyki części baletowej przypadło Krzysztofowi Komedzie. Spektakl wystawiono jedynie 10 razy w sezonie artystycznym 1968-1969, co gorsza nie został w żadnej formie zarejestrowany, przez co zdawało się, że kolejna porcja muzyki słynnego pianisty zaginie na zawsze w odmętach ciszy. Nie dopuścił do tego właściwie czysty przypadek, dzięki któremu syn Tylczyńskiego, raptem 7 lat temu, odnalazł nuty w czasie porządkowania ojcowskich archiwów. Później wystarczyło tylko przearanżować muzykę, napisaną pierwotnie na orkiestrę, na kwartet jazzowy, czego podjął się Leszek Żądło i Matthias Preissinger. Według mnie to nie lada wyzwanie, wymagające odwagi i dużej kreatywności. Tym bardziej cieszę się, że Żądło podjął to ryzyko, dzięki któremu otrzymaliśmy składającą się z jedenastu części jazzową suitę.
Jak na suitę przystało, całość skonstruowana jest misternie - utwory naturalnie przechodzą w kolejne, ale jednocześnie dobrze radzą sobie także poza kontekstem. Jednak pełnię zamysłu kompozytorskiego ukazują dopiero odsłuchiwane w kolejności, w której zostały zagrane na płycie. Daje się wtedy wysłyszeć dramaturgię, mającą oddawać tę odpowiednio wyreżyserowaną jeszcze przez Komedę. Efekt ten potęguje fakt, że "Komeda. Wygnanie z Raju" jest albumem koncertowym, zarejestrowanym podczas warszawskiego Singer Jazz Festival we wrześniu 2016 roku.
Według mnie to właśnie sala koncertowa jest miejscem, w którym emocje artysty są najbardziej szczere i poprzez muzyczne porozumienie ukazuje on prawdziwą wartość swoją i zespołu. Słychać to szczególnie w hipnotyzujących improwizacjach i sprawności, z jaką muzycy przeskakują między poszczególnymi stylami (na płycie znalazło się miejsce nawet dla tanga i samby), a także w niesamowitym nastroju, budowanym lirycznymi frazami i pociągającą melodyką, otulającą słuchacza już od pierwszych dźwięków. Efekt ten wzmacnia fantastyczna sfera produkcyjna, znajdująca idealną równowagę między pełnią brzmienia na modłę nagrań studyjnych, a dźwiękiem sali koncertowej, zapełnionej przez publiczność. I choć cała płyta trzyma równie wysoki poziom, z jakiegoś powodu szczególnie porusza mnie ballada, będąca ósmą częścią suity.
"Komeda. Wygnanie z Raju" przypomina, że niejednokrotnie historia powstania danego albumu jest nie mniej ciekawa od samego materiału dźwiękowego. Co więcej, opowieść ta może wpłynąć na jego odbiór, dla każdego słuchacza zapewne w inny sposób. W moim przypadku historia, kryjąca się za muzyką, dodała jej głębi i nad wyraz często kierowała moje myśli w stronę pytania: ileż takich perełek kurzy się gdzieś w zapomnianych stertach papierów, w jeszcze bardziej zapomnianych archiwach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz