Piotr Damasiewicz — trąbka, harmonia, głos, instrumenty perkusyjny
Kuba Wójcik — gitara i elektronika
(gość specjalny) Alicja Chmielewska — wymawiane słowa
Diavolezza (2022)
Wydawnictwo: L.A.S.
Autor tekstu: Szymon Stępnik
Dawno temu, gdzieś w wysokich Alpach, znajdowały się pewne magiczne góry. Ich skaliste, pokryte śniegiem szczyty, rozciągały się tak daleko, jak tylko sięgnąć mogło ludzie oko. (...) Mieszkała tam piękna Królowa Wróżek… lub duch kobiety… lub po prostu diabeł. Siedzibą jej była kamienna forteca znajdująca się za murami Góry Diavolezza. Kilku szczęśliwców spotkało jej cień galopujący na niebie. Ten cień oczarował wielu spośród nich, sprawiając, iż ulegli fascynacji oraz wpadli w obsesję. Podążali za nią, ale nie mogli przedrzeć się przez jej armię kóz i antylop.
Takim wstępem wita nas Piotr Damasiewicz i Kuba Wójcik w swojej eksperymentalnej płycie Diavolezza. Panowie spotkali się swego czasu w Poschiavo, miejscowości znajdującej się w szwajcarskich Alpach. Będąc zainspirowanym lokalnymi legendami i pięknym widokiem gór, postanowili połączyć swoje artystyczne wizje, tworząc w ten sposób transcendentną, jedyną w swoim rodzaju eksperymentalną muzykę.
Album składa się właściwie z dwóch utworów — Piz Trovat oraz Morteratsch. Są to de facto nazwy górskich szczytów. Nie będzie chyba nadinterpretacją, jeśli wysnuję tezę, że stanowią one swoisty zapis emocji, które panowie doświadczali podczas swojego pobytu. Pierwszy z nich zaczyna się niewinnie, jakimiś szelestami i stęknięciami. Gdzieś w tle gra delikatna gitara (oczywiście w mało klasyczno — jazzowy sposób) w tle narastającego, długiego syntezatorowego dźwięku. To narastanie jest bardzo powolne, ale mniej więcej w połowie przeradza się w jedną, wielką ścianę dźwięku. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Wsłuchując się dokładnie, odnajdziemy wiele ciekawych odgłosów, niespodziewanych zagrywek, które czarują słuchacza.
W pewnym momencie pojawia się głos Piotra Damasiewicza. Wypowiada on, w moim odczuciu, przesłanie, które artyści chcieli nam przekazać. W górach zapominamy o cywilizacji, wracamy do naszych pierwotnych instynktów. Nasze rozumienie świata staje się nieskalane, wolne od jakiekolwiek kontekstu. :
“Słuchanie i brzmienie,
patrzenie i widzenie,
uczenie się i przetrwanie,
życie i synchronizacja,
uwolnienie i synergia,
miłość i strumień (świadomości)”
Bardzo podoba mi się brzmienie gitary. Kuba Wójcik nie gra tutaj w typowy sposób. Dźwięk są długie, przesterowane i z wieloma efektami. Jeśli wierzyć zdjęciu na okładce, grał na Telecasterze. Niesamowitym jest, jak udało mu się osiągnąć tak wspaniały sustain. Nie popisuje się techniką, za to dużo eksperymentuje.
Wspomnieć też należy o trąbce Piotra Damasiewicza. To nie jest czysty, klasyczny dźwięk tego instrumentu. Tutaj ma niesamowity pogłos, co sprawia wrażenie, że artysta gra w jakiejś ogromnej jaskini, albo dolinie, gdzie dźwięk długo rozchodzi się po różnych zakamarkach. Znów — nie ma mowy o wirtuozerskich popisach. Piotr szanuje dźwięk, oszczędnie dzieląc się nim ze słuchaczem i starannie myśląc o każdej nucie.
Jeden z poszukiwaczy, przystojny i młody mężczyzna imieniem Arastch, postanowił podążać za Królową Wróżek. Nigdy już nie powrócił do domu, a Kobieta-Duch już nigdy nie była widziana. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Niektórzy twierdzą, że gdy zapada zmrok, usłyszeć można głos dobiegający z Góry Diavolezza. Mówi on: “mort ais Arastch”, co znaczy: “Aratsch nie żyje” (...).
Nie bez powodu przytaczam tę historię. Myślę, że o tym właśnie jest ta płyta i legenda jest kluczem do jej właściwego jej słuchania. Każdy dźwięk opowiada lub komentuje opowieść o Królowej Wróżek. Niestety, w tym miejscu dochodzimy do największej wady, czyli technicznej warstwy nagranej wypowiedzi Alicji Chmielewskiej. W kontekście tak mocno zarysowanej koncepcji, jaka niewątpliwie przejawia się na tej płycie, słowa mają ogromne znaczenie. Problem w tym, że są one zupełnie niesłyszalne w miksie. Słuchałem albumu w trzech miejscach: w samochodzie, na komputerze ze słuchawkami i na lepszej jakości sprzęcie audio. Dopiero na tym trzecim, po zabawie pokrętłami od tonów, byłem w stanie zrozumieć narrację. Co prawda to małe niedopatrzenie, ale kompletnie wyrzuca z immersji i transcendencji.
Diavolezza to przepiękna, inspirująca propozycja dwóch niesamowicie uduchowionych muzyków. Piotr Damasiewicz i Kuba Wójcik zabierają słuchacza w Alpy oraz opowiadają magiczne legendy. Nie jest to płyta dla wszystkich. Próżno szukać typowych jazzowych akordów, swingu lub w ogóle klasycznego podejścia do muzyki. W zamian dostajemy preżycie duchowe, a także emocje. To bardzo wdzięczny krążek — jeżeli zainwestujemy w niego czas oraz skupienie, otrzymamy inspirujące przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz