Bartłomiej Oleś - kompozycje, produkcja
Mira Opalińska – fortepian
"Cat's Songs"
Wydawnictwo: Audiocave (2024)
Tekst: Maciej Nowotny
Żyjemy w cywilizacji współzawodnictwa - z grecka "agonu" - gdzie wciąż pragniemy więcej, chcemy prześcignąć innych i siebie samych, zachwycać swoją inteligencją, urodą czy niepowtarzalnością. Tę postawę mamy wrodzoną, niemal jej nie zauważamy, została nam przekazana w spadku przez starożytnych Greków, a potem Rzymian z ich "citius altius fortius" (łac. szyciej, wyżej i mocniej). I choć postawa ta przynosi wspaniałe owoce w postaci dzieł sztuki, technicznych wynalazków czy naukowych odkryć, to jednocześnie ma ona swoją cenę, której mądrzy ludzie byli świadomi. Przykładów takiej krytycznej refleksji nad zachodnią mentalnością jest wiele, ale przytoczę jedną autorstwa pisarza Gustawa Flauberta, którego jedno z ostatnich opowiadań jakie napisał życiu i zarazem jedno z najpiękniejszych zatytułowane jest "Prostota serca". Opowiada ono dzieje kobiety, która pod żadnym względem nie jest wybitna, przeciwnie, brakuje jej wykształcenia, urody, świetnego pochodzenia, ale potrafi... kochać. Znamienne jest, że choć przedstawił jej los jako tragiczny, Flaubert dał jej imię "Felicita" czyli... szczęśliwa.
Tekst ten przypomniał mi się w czasie odsłuchu najnowszej płyty pianistki Miry Opalińskiej zawierającej 17 krótkich kompozycji autorstwa znanego perkusisty jazzowego Bartłomieja Olesia. Muzyka na niej nagrana idzie cakowicie na przekór trendom pianistyki, które wszechobecnie triumfują. Nie znajdziemy tu barokowej wirtuozerii Możdżera, chłodnego intelektualnego wyrafinowania Dominika Wanii, monkowskiej dezynwoltury Maseckiego czy telepatycznej komunikacji z członkami trio jak u Marcina Wasilewskiego. A jednak dla wielu słuchaczy - w tym skromnego skryby piszącego dla Was te słowa - muzyka ta warta jest postawienia obok najlepszych nagranych przez te gwiazdy polskiej jazzowej pianistyki. Chociaż czaruje ona czymś zupełnie innym: autentycznością, bezpośredniością, niewinnością czy wspomnianą wyżej flaubertowską prostotą serca. Dzięki tym przymiotom wywołuje niezwykle silną reakcję emocjonalną, i przez chwilę czujemy się jak dzieci po raz pierwszy słyszące fascynujący dźwięk fortepianu.
Czy taka metoda jest czymś zupełnie nowym? Na pewno nie, a pamięć podpowiada, że podobne podejście do materii muzycznej stosowali Satie w słynnych "Gymnopediach", Ravel w "Pavane pour une infante défunte" czy Enaudi w "Nuvole Bianche". Ale w naszych czasach i w muzyce inspirowanej jazzem nawiązanie do tej tradycji nie jest czymś częstym. Za to wielkie brawa dla kompozytora, którym jest perkusista jazzowy Bartłomiej Oleś. Znany z nagrań wyrafinowanej, nowocześnie brzmiącej i medytacyjnej muzyki udowodnił, że ma coś do powiedzenia nie tylko jako wybitny instrumentalista, ale i kompozytor. Jego kompozycje urzekają - jako się rzekło - prostotą i przywracają blask zapomnianej sztuce pisania melodii. A w Mirze Opalińskiej znalazł kongenialną partnerkę, która nie tylko doskonałe odczytała jego intencje, ale dodała własną wrażliwość, co razem dało muzyce niespotkaną wręcz emocjonalność.
Czytelnicy już wiedzą, że piszący te słowa zakochał się w tej muzyce od pierwszego słyszenia. Sprawiła ona, że poczułem jakbym znowu odkrywał muzykę po raz pierwszy. Jakbym odnalazł ten tak ważny w japońskim buddyzmie zen "umysł początkującego". Zresztą inspiracje kulturą japońską są jeszcze jedną warstwą znaczeniową ukrytą w tym niezwykłym dziele. A tytuł płyty nawiązujący do japońskiej formy poetyckiej haiku, upowszechnianej w Polsce m.in. przez Czesława Miłosza, jeszcze raz potwierdza wrażenia jakie słuchając tej muzyki mamy od pierwszej nuty: że jest ona próba ponownego przeżycia tej chwili, gdy muzyka wybrzmiewała dla nas po raz pierwszy. Tu i teraz. Gdy słuchaliśmy jej sercem a nie samą tylko głową. Tej chwili która dla buddyzmu jest warunkiem satori czyli przebudzenia umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz