Jacek Grekow — akordeon
Peyo Peeve — gadułka
Hristyan Tsvyatkov — gitara
"Balkan Grooves" (2023)
Wydawnictwo: Amadeus Records
Tekst: Szymon Stępnik
Byłem kiedyś w Serbii. To piękny kraj o bogatej historii, który przetrwał zarówno tak wiele pięknych wydarzeń, jak i strasznych i przerażających. Największe wrażenie zrobiły na mnie krajobrazy pustych, niezagospodarowanych przestrzeni. Z jednej strony, ze względu na silną słowiańskość regionu, czułem się jak u siebie w domu. Z drugiej, nawiedzały mnie myśli związane z poczuciem wolności, zadumy i sielanki. Wydaje się, że taki klimat miał istotny wpływ na kształt muzyki bałkańskiej, jaką znamy. Pełnej dzikości oraz namiętności, a jednocześnie swojskiej w swoim wyrazie. To właśnie ją wziął na tapetę akordeonista Jacek Grekow wraz z Peyo Peevem grającym na gadułce i Hristyanem Tsvyatkovem na gitarze. Owocem ich współpracy jest intrygujący album “Balkan Grooves”.
No właśnie – gadułka. To ona definiuje brzmienie tego krążka. Jak podaje strona internetowa Muzeum Dźwięku, jest to „instrument strunowy [...] pochodzący z Bułgarii. Składa się z pudła rezonansowego wyżłobionego z jednego kawałka drewna, zakrytego jedną deską, dość krótkiego i bezprogowego gryfu, trzech metalowych strun głównych i dziesięciu rezonujących – burdonowych”. Charakteryzuje się również tym, iż palce muzyka wiszą w powietrzu, a brzmieniem przypomina skrzypce, aczkolwiek nieco mniej szlachetne i bardziej ostre. Początkowo intryguje i zachwyca, przez co pierwszą połowę płyty słucha się niesamowicie przyjemnie.
Niestety, druga jest już nieco gorsza, a poczucie ekscytacji zmienia się w lekki powiew nudy. Można odnieść wrażenie, że artyści chyba wyzbyli się wszystkich pomysłów na samym początku, a później tylko powielali utarte schematy. Czasem też niektóre fragmenty trwają zbyt długo, nie wnosząc nic do całości. Jestem pewien, że gdyby płytę nieco skrócić (w tym długość trwania poszczególnych utworów), odbyłoby się to z korzyścią dla całości. Szkoda też, że tak słabo wykorzystano gitarę Hristyana Tsvyatkova. Najczęściej stanowi tylko tło dla gadułki i akordeonu, z rzadka jedynie wychodząc na pierwszy plan. Jednakże, kiedy to już robi, efekt jest genialny.
Zresztą, sposób wykorzystania pozostałych dwóch instrumentów również mógłby być nieco bardziej pomysłowy. Każdy z muzyków z osobna, z liderem Jackiem Grekowem oraz Peyo Peevem na czele, to przecież wirtuozi w swoim fachu. Chyba pierwszy raz słyszę osobę tak niesamowicie biegłą w grze na akordeonie, która potrafi gdzieniegdzie wkładać jakieś jazzowe frazowanie. Peyo Peeve również „wymiata” na swojej gadułce, grając tak szybko i dokładnie, że zdaje się osiągać szczyty ludzkich możliwości. Dlatego też szczególnie boli, kiedy potencjał ten jest niewykorzystywany. Najczęściej muzycy grają na raz te same dźwięki, z lekka tylko dodając kolejne harmonie do melodii. Jestem pewien, że istniało tu miejsce na ciekawsze połączenie ze sobą tych trzech instrumentów.
Choć wydźwięk niniejszej recenzji zdaje się sugerować, że „Balkan Grooves” to przeciętna płyta, wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie. Bawiłem się wyśmienicie i zamierzam wracać do niej w przyszłości. Przypomina mi wspaniałe chwile, które niegdyś przeżyłem na wakacjach w Serbii. Same kompozycje są mocno osadzone w kulturze bałkańskiej i brzmieć będą znajomo dla znawców tego regionu, a lekko jazzowe wstawki melodyczne są wisienką na torcie dla wszystkich miłośników gatunku. Gdyby nie mankamenty wyżej wspomniane, mielibyśmy do czynienia z naprawdę rewelacyjną pozycją, wręcz kandydatem do nagrania roku. Niestety, pozostaje jedynie fantomowy ból i oczekiwanie, że trio Grekow, Tsvyatkov i Peev nie powiedzieli jeszcze ostatniego muzycznego słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz