Magdalena Zawartko - głos
Marcin Kaletka - saksofony
Michał Tokaj - fortepian
Michał Barański - kontrabas
Michał Miśkiewicz - perkusja
Wydawca: Requiem Records - Lydian Series
"Satyagraha" (2023)
Autor tekstu: Maciej Nowotny
Magdalena Zwartko debiutowała w roku 2015 albumem "Leć Głosie", który był - jak pisał Adam Baruch w recenzji na naszym blogu - bardzo udanym połączeniem elementów polskiej muzyki ludowej, klasycznej i jazzu. W kolejnych latach Magdalena potwierdziła swoją pozycję jako jeden z najciekawszych głosów w młodym polskim jazzie pojawiając się na tak różnorodnych stylistycznie i ciekawych albumach jak na przykład "Wagabunda" - nagranym w duecie z kontrabasistą Grzegorzem Piaseckim i inspirowanym kulturą muzyczną Gruzji, Maroka, Izraela, Ameryki Północnej i Polski czy "Voices" - nagranym przez legendę polskiej sceny jazzowej trębacza Piotra Wojtasika. Jej udział w tym drugim projekcie nasz kolega Mateusz Chorążewicz odnotował w rzadkich dla niego entuzjastycznych słowach: "Jedną z bardziej intrygujących warstw muzycznych (tego albumu) jest głos Magdaleny Zawartko. Wokalistka bardzo sprawnie porusza się między różnorodnymi technikami – począwszy od techniki klasycznej, a na śpiewie etnicznym skończywszy".
Jak widać nasza krytyka jazzowa, w tym pisząca na tym blogu, od dawna i z życzliwością śledzi rozwój talentu Zawartko, która obok takiej na przykład Natalii Kordiak czy Anny Rybackiej, tworzy awangardę przedstawicieli młodego pokolenia wokalistyki jazzowej w Polsce. W tym kontekście najnowszy album Magdaleny Zawartko, co znamienne pierwszy wydany całkowicie pod swoim nazwiskiem, symbolicznie kończy pierwszy okres jej kariery, kiedy z sukcesem zbudowała swoją pozycję na naszym jazzowym rynku i przystępuje do etapu drugiego jakim jest przebicie się ze swoim nazwiskiem do świadomości szerokiej jazzowej publiczności, a najlepiej i pozajazzowej. Czy patrząc z tej perspektywy jej najnowsza płyta może w tym pomóc?
Jestem zdania, że zdecydowanie tak. Bo ze wszystkich wydanych przez nią do tej pory ten materiał jest zdecydowanie najbliżej tzw. "głównego nurtu", ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Przede wszystkim warto tu odnotować muzyków, których wokalistka zaprosiła do współpracy. Michał Tokaj to nie tylko wybitny pianista, ale przede wszystkim muzyk znany z bardzo udanych projektów z wokalistkami, w tym z wieloletniej współpracy z Agą Zaryan, a także z wokalistami, w tym bardzo udanych projektów z Grzegorzem Karnasem. Zatem Tokaj jest dla naszej wokalistyki jazowej trochę jak legendarny Hank Jones i to porównanie powinno wyjaśnić wiele co oznacza dla Zawartko jego obecność na tej płycie. Ale poza nim w składzie grającym na tym krążku znajdziemy równie prominentnych kontrabasistę Michała Barańskiego, laureata wszelkich możliwych nagród za jazzowy album roku 2022 za swoją płytę "Mazovian Mantra" i Michała Miśkiewicza, członka polskiego combo numer 1 czyli trio Marcina Wasilewskiego, a także młodego i utalentowanego saksofonistę Marcina Kaletkę. Słuchanie tych muzyków grających razem na tej płycie to wielka przyjemność, sama w sobie usprawiedliwająca odsłuchanie tej płyty, ale też pokazująca, że głos liderki na tle tych granych przez tych muzyków dźwięków, jawi się jako co najmniej równie interesujący, fascynujący i mistrzowsko opanowany instrument.
Tym samym przechodzimy do samego clou czyli programu płyty i jego wykonania. Dojrzałość artystki potwierdza spójny artystycznie program płyty, na który składają się jej własne kompozycje (w tym jedna wspólna z Tokajem), ale także kompozycje innych autorów, których wybór jest jednak bardzo nieoczywisty jak np. autora pieśni kościelnych, muzykologa i dyrygenta Wojciecha Lewkowicza, czy twórców muzyki żydowskiej Maurice'a Raucha i Meira Finkelsteina. Tak indywidualny wybór repertuaru, w części oryginalnego, w części niezwykle rzadko słuchanego, świadczy o dojrzałym smaku muzycznym i intencji by muzyka pozostała ze słuchaczem na dłużej i mogła być odkrywana podczas wielokrotnych odsłuchów.
I to także się udało, co budzi tym większe uznanie, że album wypełniają, poza jedną piosenką zaśpiewaną po hebrajsku (?), same wokalizy. Ryzykowne zagranie, bo abstrakcyjne dźwięki ludzkiego głosu, pozbawione kotwicy słów, są jednak nieco trudniejsze w odbiorze dla przeciętnego słuchacza. Jednak możliwości wokalne Zawartko, jej wspaniała muzykalność, szukanie współbrzmień z mistrzowsko zagranymi partiami instrumentalnymi, sprawiają że ani przez sekundę nie czujemy się znużeni wokalizami. Wręcz przeciwnie, abstrakcyjne dźwięki wyśpiewane przez Zawartko płyną całkowicie naturalne, swobodnie, płynnie, a nasz umysł sam znajduje nieznane nam wcześniej słowa, które serce zdaje się nam podpowiadać w odpowiedzi na dźwięki tworzone przez wokalistkę.
Podsumowując, do muzyki na tej płycie doprawdy trudno się krytykowi przyczepić. Jest tu wszystko co powinno być, a nawet więcej, poza jednym: słuchaczem. I pozostaje tylko mieć nadzieję, że jak największa ich ilość znajdzie drogę do tej perełki. Nie zawiodą się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz