Translate

piątek, 26 września 2025

Tomasz Markanicz - "Lądolód"

Tomasz Markanicz

Tomasz Markanicz - saksofony: sopranowy, altowy, tenorowy oraz instrumenty perkusyjne

Tytuł: "Lądolód"

Tekst: Maciej Nowotny


Albumy nagrane solo wymagają od słuchacza przestawienia się na trochę inny rodzaj słuchania. Muzyka grana solo przypomina mi w tym poezję. W wierszach, podobnie jak w muzyce granej w tym formacie, najważniejsze bowiem są emocje, brzmienie i... cisza. Najlepsza muzyka grana solo przypomina dźwięk spadających kropel deszczu, szum morza czy burzę grającą nad horyzontem, W tych nagraniach tylko dźwięk, który brzmi jak naturalny fenomen przyrody, nie generując jazzgotu, wrzawy, hałasu, może  zamiast być barierą, budować most między słuchaczem a iluminacją.

Z tym wiąże się jeszcze jedna ważna sprawa - to przestrzeń, powietrze, otwartość. Bez nich muzyka grana solo nie ma szans rozwinąć skrzydeł. To dlatego Tomasz Stańko podróżował do Indii, aby nagrywać w Taj Mahal i jaskiniach Karli, a Adam Pierończyk aż do Meksyku, aby w XVI-wiecznym klasztorze dominikanów San Pablo w Oaxace nagrać swoją drugą solową płytę. Dzisiaj w tym gronie możemy umieścić saksofonistę Tomasza Markanicza, który swoje Indie i Meksyk znalazł w... Warszawie. A konkretnie na terenie zabytkowych Rotund Wolskich, gdzie "materiał został nagrany 16 czerwca 2024 w godzinach od 10:30 do 14:15" zgodnie z filozofią "one take" wprowadzoną m.in przez Milesa Davisa i której zawdzięczamy takie kultowe nagrania jak np. "Kind of Blue".

Niektórzy z Was mogą być zdziwieni, że używam aż takich porównań dla tej muzyki, bo nazwisko Tomasz Markanicz nie jest zapewne zbyt dobrze znane miłośnikom jazzu i muzyki improwizowanej w Polsce. Jest to część większego problemu, który jest związany z tym, że jazz stał się muzyką niszową w Polsce, nieobecną w mass mediach, przez co młodym muzykom jest ciężej sobie wyrobić nazwisko niż to dawniej bywało. Warto zatem wspomnieć, że Markanicz ma na swoim koncie sporo osiągnięć, do których należy na przykład  współpraca z jednym z najbardziej oryginalnych młodych polskich pianistów Grzegorzem Tarwidem w ramach duetu Diomede, w którym nagrali w 2017 krążek "People From East". Kolejna płyta tego zespołu nagrana w 2020  - już w trio z utalentowanym perkusistą Hubertem Zemlerem - to "Przyśpiewki", które zdaniem piszącego te słowa" były jedną z najciekawszych płyt w ostatnich latach, jakie miał okazję słuchać w polskiej muzyce.

Ale wróćmy do tego krążka i zapytajmy jak właściwie brzmi ta muzyka? Doświadczanie jej przypomina mi kąpiel  w czystym jeziorze ukrytym w głębi lasu. Krystalicznie czysta i miękka woda przyjmuje nas z taką czułością jakbyśmy nadzy wracali tam skąd wszyscy przyszliśmy na świat. Na szczęście są jeszcze takie jeziora w Polsce, między innymi na mało znanym Pojezierzu Drawskim. To właśnie tą położoną na Pomorzu Środkowym krainą inspirowana jest ta muzyka. I z niej bierze się tytuł albumu, bo właśnie lądolód przechodzący przez tę ziemię podczas ostatniego zlodowacenia, tak wyrzeźbił jej powierzchnię tworząc urocze pagórki i doliny, a w głębszych z nich różnego kształtu jeziora, których naliczono aż 250.

Miałem okazję wędrować tamtędy dawno temu, gdy jako szesnastolatek przemierzałem Szwajcarię Drawską wraz z obozem wędrownym kręcąc się po lasach i jeziorach w okolicach Szczecinka i Białego Boru. Jak tam to wygląda dzisiaj - nie wiem, lecz wtedy było pusto, cicho, przyroda miała tę nieskazitelność, wręcz nieskalaność  której miałem już nie zapomnieć. Brakowało mi tylko muzyki dla tych wspomnień, ale teraz ją znalazłem, a ponieważ wierzę, że w życiu pewne przypadki są nieprzypadkowe, zatem być może czas, aby wrócił w te rejony, póki jeszcze jako tako własne nogi niosą tam gdzie - jak pisał Stachura - "wiedzie zygzakowaty życia szlak". 


I cały album dostępny na Bandcamp:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz też: