Bartosz Weber – elektronika
Grzegorz Tarwid - fortepian
Album: "/I\ Pegazi /I\"
Wydawnictwo: Lado ABC
Tekst: Piotr Banasiak
W sobotę 12 lipca, w godzinach południowych, Panowie Tarwid i Weber swoim dziełem muzycznym przetestowali cierpliwość mojego zestawu stereo i moich domowników.
Wyłączyłem odtwarzacz po trzecim utworze i poszedłem na spacer, żeby dojść do siebie.
Wieczorem usiadłem i pomyślałem:
Piotrze - to nie tak... Nie możesz się sugerować tymi myszami oraz wrzaskami wystraszonego potomstwa twego. Wszak Pana Bartosza śledzisz z zaciekawieniem od czasu Jego ujawnienia fonicznego pt. "A Colelction Of Tunes To Dance To", cenisz Weberowe dźwięki w duecie MIR...
A Pan Grzegorz? Piotrze - czy już zapomniałeś jak swoim utworem "As" z płyty "Ay" rozmazał cię po podłodze? Przyznaj się, przecież uwielbiasz ten Tarwidowy romantyzm, owszem głęboko kamuflowany, ale kiedy już dojdzie do głosu, to chusteczek do otarcia łez nie wystarcza...
Piotrze, Piotrze - przecież to jest muzyczne poletko kolektywu Lado ABC, a to zawsze gwarantuje jakąś dźwiękową przygodę.
Piotrze - gdzie twoje umiłowanie przygody? Nie skreślaj tak Artystów, daj im choć jeszcze jedną szansę!
No to jeszcze tej samej nocy dałem ostatnią szansę PEGAZIemu. Przedtem przezornie uśpiłem dzieciaki.
Boże... znowu... Przebrnąć jakoś do końca przez ten miszmasz Tarwidowych pianorepetycji, dysfunkcyjnych plam, pików pojedyńczych i fraz niknących, przez te Weberystyczne pulsy usamplone, abletonalia, modulizmy i plumki oldskulowych snarów, tomów i cimbalów, gdzie bursztynowy świerzop i podskórny głęboki moogobass drażniącym tembrem czasem się ozywa...
Terry Riley już dawno straciłby cierpliwość, a w ciemnościach za oknem na parapecie myszy w głowy się pukają...
Ale cóż to? Chwila!
Utwór ostatni na albumie, nr6, pod jakże wyrafinowanym tytułem "I". W dziewięć i pół minuty Pan Tarwid przypomina mi, za co Go tak bardzo lubię. A Pan Weber kreuje fresk owszem stechnicyzowany, ale medytacyjnie intymny - tak jak lubię. Repetytywny, zamglony, pełen powidoków i rozświetleń awangardowy new romantic.
Uff. Czy warto było przebrnąć przez całą tę elektrosuitę, żeby dotrzeć do "I". Tak.
Będę wracał do tego albumu, ale jako człowiek praktyczny i wygodny, ustawię sobie w odtwarzaczu program.
Będzie w nim "I" z opcją zapętlonego odtwarzania.
W sam raz do lektury biografii Debussy'ego :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz