Wojciech Brzoska - voice
Łukasz Marciniak - guitars
Marcin Markiewicz - trumpet
Brodzenie
Fundacja Kaisera Söze 2018
By Jędrzej Janicki
"Czynność polegająca na powolnym przesuwaniu się poprzez zalegające błoto"- prawdopodobnie taką definicję znaleźć można w przypadkowym słowniku języka polskiego pod hasłem "brodzenie". Świat polskiej muzyki improwizowanej temu terminowi nadaje jednak o wiele donioślejsze znaczenie. "Brodzenie" bowiem to także tytuł płyty tria Brzoska/Marciniak/Markiewicz. Płyty śmiało poszerzającej kontekst stylistycznych granic i schematów.
Centralną postacią tego muzycznego przedsięwzięcia wydaje się być poeta Wojciech Brzoska. Popularny nie tylko w Polsce, dał się poznać słuchaczom głównie jako współtwórca duetu Brzoska i Gawroński. To właśnie wokół jego wierszy (na płycie samodzielnie przez siebie wyrecytowanych) zbudowana jest cała muzyczna koncepcja albumu. Odpowiedzialni za nią są z kolei Łukasz Marciniak i Marcin Markiewicz. Marciniak, gitarzysta i miłośnik muzyki improwizowanej, upust swoim fascynacjom dawał przede wszystkim w świetnym projekcie Makemake. Markiewicza za to zawsze bardziej ciągnęło w stronę zespołów reggae, w których udzielał się jako trębacz. Połączenie sił tych indywidualności dało prawdziwie odświeżający efekt.
Całą płytę otwiera znakomity transowy "basquiat". Przestrzeń tworzy gitarowy riff (w dalekich echach przypominający bluesowe zagrywki legendarnego Roberta Johnsona), na tle którego wyraźnie odcinają się soczyste dźwięki trąbki, rodowodem sięgające Dzikiego Zachodu i Chucka Mangione. Niepokojąca deklamacja Brzoski dodaje nastroju grozy, jakby żywcem wyjętego z najlepszych książek Cormaca McCarthy’ego. Świetnie wypadają również bardziej balladowe "mosty", których pozornie senna narracja przybiera formę na wskroś hipnotyzującą. Każdego miłośnika gitary slide uwiodą dźwięki tworzone przez Marciniaka w tej kompozycji. Ale trio Brzoska / Marciniak / Markiewicz to również pole doświadczalne, jeżeli chodzi o dźwiękowy eklektyzm. Świadczy o tym chociażby "drun drun", które sposobem budowania nastroju nieustannie przypomina mi "Horse Lattitudes" zespołu The Doors.
Na "Brodzeniu" muzykom udało się wypracować charakterystyczny styl, opierający się nie tylko na samej strukturze kompozycji, lecz również (a może przede wszystkim) na wytworzeniu specyficznego nastroju, dryfującego gdzieś między grozą, sielanką a surrealizmem. Wyjątkową, nieco nawet perwersyjną, przyjemność ze słuchania tego albumu przyrównuję tutaj chociażby do odczuć towarzyszących poznawaniu płyt Błażeja Króla. Podsumowując, "Brodzenie" to płyta niezwykle atrakcyjna, którą śmiało można traktować jako wyjątkowo udany mariaż muzyki współczesnej z poezją.